wtorek, 29 kwietnia 2014

Wszyscy ludzie Jacka Sasina



Brat, żona, kuzynki i mąż jednej z nich. Do tego sznur kolegów. Rodzina i współpracownicy posła PiS Jacka Sasina dostają posady w urzędach państwowych i samorządach. To się chyba nazywa układ.

Opinia posła PiS Jacka Sasina na temat zatrudniania rodzin polityków w urzędach brzmi ja­sno: „Tak naprawdę nie wszyst­ko da się załatwić prawem, bo trudno so­bie wyobrazić takie przepisy, które będą chociażby mówiły, że rodziny polityków nie mogą być zatrudniane w takich lub innych miejscach. To kwestia pewnego obyczaju”. Wygłosił ją, gdy po tzw. aferze z taśmami Serafina PiS zaczął pisać nigdy nieukończoną „Księgę nepotyzmu w Plat­formie Obywatelskiej”. Dość łagodna, jak na polityka niestroniącego od ostrych wy­powiedzi, ale łatwiej zrozumiała, biorąc pod uwagę, ile osób z rodziny Sasina oraz jego współpracowników zajęło intratne posady w różnych urzędach.
Jak na standardy polskiej polityki, w której nepotyzm jest zjawiskiem nie­mal codziennym, tych kilkanaście osób z rodzinno-koleżeńskiego kręgu to dużo.
Szczególnie że wszyscy związani są z jed­nym z najbardziej znanych polityków PiS, prawdopodobnym kandydatem tej partii na prezydenta stolicy w jesiennych wybo­rach samorządowych.
Został bohaterem pisowskiej prawicy, gdy jako wojewoda mazowiecki próbował pozbawić stanowiska prezydent Warsza­wy Hannę Gronkiewicz-Waltz (za niezłożenie na czas oświadczenia majątkowe­go), a potem, po katastrofie smoleńskiej, pełniąc funkcję wiceszefa Kancelarii Prezydenta, stał się niejako strażnikiem pamięci Lecha Kaczyńskiego.
Niesiony tą falą z impetem wpadł do Sejmu. Choć w wyborach 2011 r. de­biutował i dostał dopiero piąte miejsce na liście w okręgu podwarszawskim, zdo­był bez mała 30 tys. głosów, zostawiając za plecami takie nazwiska, jak Ludwik Dorn czy Jan Szyszko. W kampanii nie przebierał w słowach. To wtedy cytował zdanie, za które ostatnio stanął przed sądem: „Lecha nie ma, ale został nam jeszcze ten drugi”. Te słowa Sasin przypi­sał Bronisławowi Komorowskiemu, który miał je wypowiedzieć podczas rozmowy z Radosławem Sikorskim. Prezydent od­powiedział pozwem, a sąd uznał niedaw­no prawomocnie, że poseł PiS minął się z prawdą i musi przeprosić.


Odchodzimy, przychodzimy
Karierami bliskich Sasina rządzą dwie prawidłowości. Dostawali pracę w urzę­dach, w których zajmował kierownicze stanowiska, albo awansowali za rządów PiS. Z kolei koledzy i współpracownicy Sasina obsadzają posady w opanowa­nym przez tę partię samorządzie Woło­mina, gdzie on sam ma istotny wpływ na kadry.
Aby lepiej zrozumieć, jak poseł Sasin zbudował swoją pozycję i jak otoczył go wianuszek krewnych- urzędników, trze­ba się cofnąć do połowy lat 90., gdy Sa­sin zaczął pracę w Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie (FPNP), zajmującej się m.in. wypłatą odszkodowań dla ofiar nazizmu. W podobnym czasie trafił tam Grzegorz Mroczek (obaj skończyli hi­storię na Uniwersytecie Warszawskim). Mroczek najpierw został zastępcą Sasi­na, który był kierownikiem jednej z ko­mórek Fundacji, a potem jego następcą na tym stanowisku, kiedy w 1998 r. przy­szły prezydencki minister i poseł odszedł do Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (UdSKiOR).
Mroczek nie został sam. W paździer­niku 1997 r. posadę w Fundacji dostała Anna Kopycka, kuzynka Sasina (jego matka i babka Kopyckiej to rodzone siostry). Dziwnym trafem Kopycka tra­fiła do zespołu, którego wiceszefem był wówczas... Jacek Sasin. Tu dygresja -w międzyczasie Sasin poznał Annę Ko- pycką z Grzegorzem Mroczkiem (wkrót­ce potem wzięli ślub).
Gdy Sasin przechodzi do UdSKiOR, hi­storia się powtarza. On obejmuje funkcję dyrektora departamentu orzecznictwa, a Mroczek odchodzi z FPNP i zostaje jego zastępcą. Tym razem to Sasin poznaje w pracy swoją przyszłą żonę - Lilię.
W 2002 r. do władzy w Warszawie do­chodzi PiS. W 2004 r. Sasin zostaje sze­fem podległego prezydentowi stolicy Lechowi Kaczyńskiemu Urzędu Stanu Cywilnego. Do pisowskiej ekipy wcho­dzi dzięki Elżbiecie Jakubiak, później­szej szefowej gabinetu prezydenta RP i minister sportu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, z którą zna się z pracy w UdSKiOR.
Mija rok i Sasin jest już wiceburmi­strzem Śródmieścia, największej sto­łecznej dzielnicy. Nie trafia w próżnię. Niedługo wcześniej jej burmistrzem zo­stał Mariusz Błaszczak, szerzej niezna­ny wówczas polityk PiS, dziś szef klubu parlamentarnego tej partii i zaufany Ja­rosława Kaczyńskiego. Błaszczak i Sasin razem studiowali historię na UW, pierw­szy pochodzi z Legionowa, drugi z odle­głych o 20 km Ząbek. Więź musi być silna, bo gdy Błaszczak w 2002 r. wchodzi do sto­łecznego samorządu (jako zastępca bur­mistrza dzielnicy Wola), jego sekretarką zostaje... żona Sasina, która wtedy szuka pracy jako bezrobotna.
Fotel wiceburmistrza ponad 120-ty- sięcznej dzielnicy to dla Sasina przeło­mowy moment w karierze. - On na tej funkcji wyrósł. Był zupełnym przeciwień­stwem sztywnego, nudnego i wkurzającego wszystkich Błaszczaka. W PiS szybko za­uważyli, że to sprawny gość, a ponieważ mieli problemy kadrowe, to pojawiło się mocne ssanie w górę - twierdzi związany
z PO były radny dzielnicy. Jak mocne było to ssanie, świadczą kolejne szczeble karie­ry, które Sasin w krótkim czasie pokony­wał: 2006 r. - wicewojewoda mazowiecki, 2007 r. - wojewoda, 2009 r. - wiceszef Kan­celarii Prezydenta, 2011 r. - poseł.
Wiele osób przyczyn tak gwałtowne­go przyspieszenia upatruje w relacjach z Błaszczakiem. - Sasin to facet niesa­mowicie skuteczny, działa wedle zasady: jak nie wejdę drzwiami, to oknem. Udaje mu się załatwić wszystko, nawet sprawy wydawałoby się nie do przepchnięci -  mówi nam działacz PiS z Mazowsza. Znajoma Sasina z warszawskiego samo­rządu dodaje: - Zawsze dbał o ludzi, ale kiedyś w tym dobrym sensie, to znaczy, jak ktoś był dobry, mógł liczyć na jego wsparcie. To się zmieniło po Smoleńsku.
Po kolejnych porażkach wyborczych w PiS nastał ogromny głód stanowisk.
Np. do Wołomina przyszła grupa 20-30 osób, głównie ze stolicy wśród których był sam Jacek Sasin.
Wydaje mi się, że wtedy dał się złamać. Zaczął wykonywać polecenia i stosować takie same metody, jakie obowiązują w jego partii.

Jak kolega koledze
Na razie jednak, czyli na początku 2005 r., Sasin zostaje wiceburmistrzem i odchodzi z USC. Ale fotel szefa tego urzędu nie wpada w niepowołane ręce. Następcą zostaje Józef Wierzbowski, znajomy Sasina z UdSKiOR, a przy tym osoba zasłużona dla PiS. Za rządów Ka­czyńskiego był m.in. członkiem komisji weryfikacyjnej WSI.
Gdy tylko Wierzbowski przejmuje kie­rowanie USC, do urzędu jeden za drugim trafiają bliscy i krewni Jacka Sasina. Jak pierwsza jego żona. Tu ciekawostka. Sa­sin formalnie odchodzi z USC 27 stycznia 2005 r., a Lilia Sasin rozpoczyna pracę w urzędzie raptem cztery dni później. Sasin widzi sprawę tak: „Moja żona nie została zatrudniona, ale pracowała w Urzędzie Miasta Stołecznego Warsza­wy od grudnia 2002 r. Jej przeniesienie w ramach Urzędu Miasta w lutym 2005 r. nie było żadnym nowym zatrudnieniem, a tylko zmianą miejsca wykonywania pracy (pracodawca był ciągle ten sam). Przeniesienie to nie wiązało się dla mojej żony z żadnymi korzyściami, nie pocią­gało za sobą ani podwyżki, ani awansu” -napisał we-mailu Sasin (poseł nie zgo­dził się na spotkanie).
Kilka tygodni od zatrudnienia Lilii Sasin w USC pojawiła się Anna Mro­czek. Chcieliśmy zapytać Mroczek, dziś naczelniczkę jednej z placówek podle­głych stołecznemu ratuszowi, w jakich okolicznościach otrzymała etat w USC i czy pomógł jej w tym wujek. Umówione spotkanie odwołała.
Nie mogliśmy się więc dowiedzieć, jak pracowało jej się z Adamem Krani­kiem, zięciem siostry matki Sasina, któ­ry do USC trafił rok po Mroczek (tak jak Lilia Sasin pracuje tam do dziś).
Jesień 2006 r. Jacek Sasin zasiada w fo­telu wicewojewody mazowieckiego, a j ego przyjaciel Grzegorz Mroczek trafia na fo­tel dyrektora generalnego Urzędu Lotnic­twa Cywilnego. Awansuje błyskawicznie - jeszcze w kwietniu 2005 r. był dyrekto­rem jednego z biur w Urzędzie do spraw Kombatantów. W ULC pracował do ubie­głego roku. Odszedł po personalnym tsu­nami, które zatopiło całe kierownictwo urzędu po aferze z liniami OLT.
Grzegorza Mroczka odnajdujemy w Ministerstwie Sportu, gdzie od nie­dawna jest zastępcą dyrektora biura mi­nistra. Nie chce rozmawiać na temat Sa­sina, którego nazywa „dalekim krewnym mojej żony”. Rozmowę z dziennikarzem POLITYKI nagrywa. Uważnie dobierając słowa, zapewnia, że ani on, ani jego żona nie zawdzięczają swoich posad Sasinowi: -Jestem urzędnikiem służby cywilnej, swoją karierę zawdzięczam sobie.
To nie koniec zawodowo-rodzinnych powiązań w otoczeniu Jacka Sasina. Za rządów PiS mocne wybicie zanotował jego brat Mariusz. Z zawodu kierowca, który do końca 2005 r. pracował w jed­nym z podwarszawskich zakładów ener­getycznych. Tymczasem już w styczniu 2005 r., a więc kilka miesięcy po utwo­rzeniu przez PiS rządu, trafił do resortu gospodarki. W lipcu 2008 r. dostał awans marzeń: rozpoczął pracę intendenta-kierowcy w Wydziale Promocji Handlu i In­westycji Ambasady RP w stolicy Szwajca­rii Bernie (pracuje tam do dziś).
Jacek Sasin pytanie o zatrudnienie brata w resorcie za rządów swej partii nazywa insynuacją, okoliczności jego zatrudnie­nia w resorcie nie zna i twierdzi, że nie miał na nie wpływu. „Zdecydowanie prze­cenia pan moje ówczesne wpływy w rzą­dzie. Moje pokrewieństwo z Mariuszem Sasinem jest znane jego przełożonym w ministerstwie, kierowanym przez poli­tyków PO i PSL, i nie można mieć wątpli­wości, że gdyby stwierdzono jakiekolwiek nieprawidłowości w jego zatrudnieniu, to zostałyby one w przeciągu ostatnich sześciu lat publicznie ujawnione” - prze­konuje poseł.
Zmiana rządu nie przeszkodziła temu, by inni krewni Sasina znajdowali pracę w urzędach, które doskonale zna. W ubie­głym roku posadę w Urzędzie do Spraw Kombatantów dostała siostra Anny Mro­czek, Agata Kaczmarczyk. Pytany o tę sprawę Sasin powtarza to samo: kuzynce nie pomagał, innym krewnym również.
Agata Kaczmarczyk pracuje w Gabi­necie Kierownika UdSKiOR, którego szefem jest Jacek Dziuba. To prawa ręka Sasina z czasów, gdy ten był wojewodą mazowieckim (pełnił funkcję dyrektora generalnego urzędu wojewódzkiego]. Co więcej, Dziuba zasiadał w komisji konkursowej, która wybrała Kaczmar­czyk (spośród 45 kandydatur). Chcieli­śmy zapytać Dziubę, czy wie, że to krew­na jego byłego szefa, ale mimo obietnicy przekazanej przez sekretarkę nie skon­taktował się z nami.

Desant na Wołomin
Jacek Sasin pochodzi z podwarszaw­skich Ząbek. Jak pisze na swojej stronie internetowej, mieszka tam „od zawsze”. Właśnie tam, a ściślej - w powiecie wo­łomińskim, którego częścią są Ząbki - postanowił zbudować swój polityczny matecznik i kadrowe zaplecze, z któ­rego mógłby łatwo skorzystać, gdyby został np. prezydentem Warszawy. Klu­czowe okazało się przejęcie Wołomina, którego burmistrzem został w 2010 r. Ryszard Madziar, mało znany działacz PiS związany z Sasinem. Od tej pory nie tylko Wołominem, ale całym powiatem rządzi trio: Madziar, Piotr Uściński (sta­rosta wołomiński z PiS) i Jacek Sasin, który gra pierwsze skrzypce. Nie ma z tym większego kłopotu, bo jako szef PiS w powiecie wołomińskim jest ich partyjnym przełożonym.
W Wołominie jest traktowany nie­mal jak władca, tytułowany „posłem ziemi wołomińskiej” (choć faktycznie jest posłem okręgu podwarszawskiego).
- Madziar nie miał włastiej ekipy, więc obsadzając urząd, z ochotą skorzystał z pomocy Sasina - twierdzi Igor Sulich, radny Wołomina z PO.
Do wołomińskich urzędów przyszła grupa 20-30 osób, głównie ze stolicy, wśród których był sam Jacek Sasin, przez kilka miesięcy 2011 r. pełnomocnik bur­mistrza Madziara do spraw społecznych z pensją w wysokości prawie 8 tys. zł.
Jako jeden z pierwszych wołomiń­skiej ziemi dotknął Wojciech Dąbrow­ski. To były szef Sasina i jego poprzednik na stanowisku wojewody mazowieckiego, który dostał posadę wiceprezesa miejskiej ciepłowni z pensją 9 tys. zł. Doświadcze­nie Dąbrowskiego w branży energetycz­nej nie jest znane. Kierowany przez Sasina Mazowiecki Urząd Wojewódzki był waż­nym miejscem również dla Maksyma Go- łosia. To rzecznik Sasina wojewody i jego współpracownik z Kancelarii Prezyden­ta. Dziś Gołoś jest dyrektorem miejskiej instytucji kultury, która ma wybudować Muzeum Bitwy Warszawskiej 1920 r. Ko­lejną bliską Sasinowi osobą na ważnym stanowisku w powiecie wołomińskim jest inna jego współpracowniczka z Kancela­rii Prezydenta, a do niedawna asystent­ka, Sylwia Matusiak, która od jesieni 2013 r. jest wiceburmistrzem sąsiadują­cych z Wołominem Marek.
Jednak najważniejszą postacią w tej ko­leżeńskiej układance jest Józef Wierzbowski, czyli następca Sasina w warszawskim USC, dziś doradca burmistrza, nazywany złośliwie „nadburmistrzem”. - To jedna z osób wskazanych przez Sasina. Wierz­bowski jest kimś w rodzaju zarządcy ra­tusza - twierdzi Sulich.
Tym razem Sasin nie zaprzecza, że miał udział w zatrudnieniu znajomych w wo­łomińskich urzędach. Przyznaje, że kilka osób udało mu się „namówić do starania się o pracę w instytucjach samorządowych Wołomina i powiatu”. „Są to wybitnej kla­sy urzędnicy, którzy sprawdzili się w róż­nych instytucjach państwowych, często w niezwykle trudnych okolicznościach, jak chociażby bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej” - przekonuje poseł.

Grzegorz Rzeczkowski

3 komentarze:

  1. veni vidi vici. To wszystko prawda. Lista nazwisk jest dużo dłuższa.
    Nie mogę się zgodzić z jednym "... jak ktoś był dobry, mógł ...."- wśród tych których ściągał nie było i nie ma dobrych. A ci awansowani to po prostu dramat, Pisowsko-maciarewiczowscy fanatycy i tyle. On tworzy bandy złożone wyłącznie z małych, słabych ludzi, których jedyną siłą jest ich masa. Zawsze nawoływał i nawołuje do trzymania się w kupie, wzmacniania więzi i podrzymywania sieci powiązań. Teraz Dziuba przechodzi na z-cę dyr. do ZUS więc tam będzie następny desant. O PISie w ZUSIE już dużo napisano więc Dziuba pewnie dlatego tam przechodzi)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ZUS, w kontroli wewnętrznej w Centrali (Dep Kontr. Wewn) już się "napracował" 1,5 roku. Bywało, że spotykał się z podległymi 12-toma pracownikami, w tym naczelnik i zastępca. Mówia, że spotkał się na początku roku i jeszcze pare razy. W kiblu i w palarni.
      W lutym czmychnął gdzieś, pewnie na niewymagające, dobrze płatne stanowisko. Ale nie pożegnał się nawet, nie powiedział
      PiSowska żenada

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń