czwartek, 10 kwietnia 2014

Umorzenie możliwe



Prokurator generalny Andrzej Seremet o katastrofie smoleńskiej, innych głośnych śledztwach oraz sporach z rządem

Janina Paradowska: - Oto mamy czwartą rocznicę katastrofy smo­leńskiej. To zarazem cztery lata prokuratorskiego śledztwa. Czego jeszcze w tej sprawie nie wiemy, że nadal nie ma osta­tecznej decyzji prokuratury?
Andrzej Seremet: - Wiemy bardzo dużo, ale nadal brak nam kilku elementów pozwalających zakończyć śledztwo. Musimy mieć kompletny materiał, aby końcowa decyzja była nie do podwa­żenia, bo że zostanie zaskarżona, nie mam wątpliwości - o ile oczywiście postępowanie zostanie umorzone.
Prokuratura dopuszcza możliwość umorzenia?
Nie jest to wykluczone i jestem przekonany, że w odwoław­czym postępowaniu sądowym podniesiona zostanie każda, nawet najbardziej marginalna sprawa, aby tę decyzję pod­ważyć. Po ewentualnym uchyleniu decyzji prokuratury przez sąd trzeba byłoby wiele rzeczy zaczynać od początku i sprawa
znacznie się przedłuży. Lepiej więc teraz zrobić więcej, nawet na zapas, niż narazić się na zarzut, że coś zaniedbano, czegoś nie zbadano. Każde zdanie decyzji kończącej postępowanie będzie dokładnie analizowane, odbędzie się wielka debata społeczna.
Rozumiem skrupulatność, ale wielokrotnie zapewniano nas, że np. nagrania rejestratorów lotu są absolutnie autentyczne i wiarygodne, a kilka tygodni temu znów słyszymy, że prze­grywamy je w Moskwie jeszcze raz, i znowu opinia publiczna ma wątpliwości, o co chodzi. Nagrania są niewiarygodne?
Zdarzają się sytuacje zaskakujące samych prokuratorów. Tym razem jeden z biegłych, nieco później włączony do składu, stwierdził, że znany mu jest model komputerowy pozwalający na lepsze odczytanie zapisu, pod warunkiem że jeszcze raz przegra się te zapisy. Takiej możliwości prowadzący śledztwo
nie mogli zlekceważyć. Skonsultowano propozycję z biegłymi z Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy przyznali, że jeśli jest w jakaś nowa metoda, to trzeba z niej skorzystać. Mieliśmy też sporo okoliczności, których nie dało się przewidzieć, na przy­kład że opinia, nazwijmy ją „wybuchową”, wydana przez Cen­tralne Laboratorium Kryminalistyczne, będzie miała pew­ne luki.
Chodzi o ten trotyl?
Tak, ale w tej kwestii mamy już opinię końcową, przedstawio­ną zgodnie z zapowiedziami do końca marca, w której wszyst­kie wątpliwości wyjaśniono.
Trotylu ani wybuchu nie było?
Żaden dowód, nawet w najmniejszym stopniu, nie potwier­dza ani trotylu, ani wybuchu.
Pojawił się jednak biegły, powołany przez prokuratu­rę wojskową, który mówi, że bez wraku, którego ciągle w Polsce nie ma, nie można wydać opinii o przyczynie katastrofy. Czyli nowy kłopot?
Prokuratura wojskowa i ja nie zmieniamy w tej kwestii zda­nia: opinię można wydać, jeżeli jest dostęp do wraku, a on jest. Biegli nie mają żadnych utrudnień w dostępie do niego, a to, gdzie się wrak znajduje, nie ma dla wydania opinii żadnego znaczenia. Żaden z biegłych nie zrezygnował zresztą z prac, a więc mieliśmy do czynienia głównie z szumem medialnym, który zwykle pojawia się w okolicach kolejnej rocznicy. Ponad­to ciągle oczekujemy na materiały z Rosji dotyczące zakresu obowiązków osób obsługujących ten lot po stronie rosyjskiej, statusu lotniska oraz używanych tam urządzeń. Ich brak wpły­wa na śledztwo hamująco.
Jeżeli nie dostaliśmy ich dotychczas, to przecież teraz nie dostaniemy ich tym bardziej.
Rzeczywiście, nie spodziewam się tu jakiegoś przełomu. Jeśli jednak dostaniemy zdecydowaną odmowę, to wówczas rzeczą prokuratorów będzie rozważenie, czy jest możliwe podjęcie decyzji końcowej w zakresie wszystkich wątków.
Skoro pan się nie spodziewa, to może trzeba powiedzieć: kończymy.
Oczekujemy jednak, że Rosjanie, jeśli rzeczywiście nie mogą spełnić naszych wniosków, wyraźnie napiszą: nie możemy wam tego dostarczyć. Takie stanowisko prezentowałem już kilkakrotnie stronie rosyjskiej. Na razie jednak nie ma w ogóle żadnej decyzji, czy nam dadzą te materiały czy nie. Trwamy więc w stanie zawieszenia i nie możemy uznać, że wyczerpa­liśmy wszystkie możliwości.
Czy w takim razie mamy możliwości, aby teraz, przy napiętych stosunkach, jeszcze raz przegrywać zawartość rejestratorów?
Nie zauważyłem, aby obecna sytuacja przekładała się na ja­kieś dodatkowe utrudnienia dla nas. Trzeba oddać stronie ro­syjskiej, że do wszystkich dowodów w każdej chwili nadal mamy dostęp.
Właśnie śledztwo zostało przedłużone o kolejne pół roku i zapewne nie będzie to ostatnie przedłużenie?
Jeżeli wreszcie Rosjanie dostarczą nam te materiały czy zde­cydowanie odmówią ich przesłania, to sądzę, że w perspekty­wie roku, może kilkunastu miesięcy, możemy je zakończyć.
A co z innymi głośnymi sprawami, np. Amber Gold? Mieliśmy wielką aferę, poruszenie, szukanie politycznego podłoża i nic. Była afera czy nie?
W tej sprawie prokuratura ma jeszcze do przesłuchania 5 tys. pokrzywdzonych, a już przesłuchała 10 tys. Jest już opi­nia, bardzo droga-zapłaciliśmy za nią 970 tys., ale mamy pra­wie pewność, że nie będzie wymagała uzupełnień, co znów przedłużyłoby postępowanie. Po przesłuchaniu tych osób za­pewne zostanie wniesiony akt oskarżenia. I tyle.
15 tys. do przesłuchania? To jest chore, przecież wiadomo, kto jest pokrzywdzony, macie na wszystko papiery, chodzi o mechanizm oszustwa. Skończy się tak, że sprawa się przedawni i zostaniemy z przekonaniem, że coś politycznie zamieciono pod dywan.
Rzeczywiście, wiemy prawie wszystko, ale taka jest pro­cedura i praktyka, że słucha się wszystkich pokrzywdzo­nych, bo w przeciwnym przypadku sąd może zwrócić sprawę do uzupełnienia. Zmieni to dopiero nowy Kodeks postępowa­nia karnego. Nie jest to zresztą rekord. Mamy sprawę Skarbca w Gdańsku, takiej kasy pożyczkowej, gdzie należy przesłuchać 60 tys. pokrzywdzonych. W te przesłuchania zaangażowani są prokuratorzy i policjanci w całej Polsce. Przesłuchali dopiero 6 tys. osób.
Trzy miesiące temu zwróciłem się do ministra sprawiedli­wości i przedstawiłem propozycję zmian w kpk, aby dopóki nowego kodeksu nie ma, wprowadzić przepis umożliwiający pominięcie obowiązku przesłuchiwania wszystkich pokrzyw­dzonych w takich sprawach, chyba że oni sami tego chcą. Mi­nister odrzucił ten pomysł, zasłaniając się właśnie bliskim wejściem w życie noweli kodeksu. W sprawie Amber Gold mogę jednak powiedzieć, że nic nie wskazuje, aby miała ona jakiś kontekst polityczny i aby było tam pranie brudnych pieniędzy. Można jedynie trwać w zadziwieniu, jak człowiek ze średnim wykształceniem ekonomicznym potrafił roz­bujać taką machinę.
Czy czeka pan z niepokojem na to, co 20 maja powie sąd o umorzeniu śledztwa w sprawie likwidacji WSI i roli Antoniego Macierewicza?
Nie, raczej jestem pewny, że nasza argu­mentacja jest prawidłowa, choć rozumiem, że dla ludzi nieobeznanych z prawem rzecz może wydawać się dziwna. Nie udało się nam całkowicie przełamać takiego przeka­zu, że oto zlikwidowana została ważna służ­ba, pokrzywdzeni wygrywają procesy cywil­ne, a prokuratura mówi: Macierewicz nie był funkcjonariuszem publicznym, a więc nie można przypisać mu odpowiedzialno­ści. Taka jednak jest konstrukcja prawna.
Macierewicz, likwidując WSI, nie działał jako wiceminister obrony, ale szef komisji, a że tak ustawa go ustawiła, to już zupełnie inna kwestia. My musimy obracać się w granicach prawa.
A dlaczego Sławomir Nowak za niewpisanie zegarka ma zarzuty, a Palikot za pominięcie w oświadczeniu majątkowym samolotu nie ma?
To są diametralnie różne sytuacje. Pan Nowak świadomie nie wpisał zegarka, choć wielokrotnie zwracano mu uwagę, że powinien był to uczynić. Zobowiązywał się nawet, że to zro­bi, czyli można mu przypisać działanie umyślne. Pan Palikot wyjaśnił, że polecił wpisanie osobie wypełniającej oświad­czenie i ona tego nie zrobiła, a więc nie ma tu świadomego zatajenia przez Palikota, jest co najwyżej wina nieumyślna. A to przestępstwo można popełnić wyłącznie umyślnie. I nie chodzi o to, czy ktoś coś ukrywał, ale czy wypełnił obowiązek wpisu. To jest przestępstwo formalne, tak je skonstruowano. Oznacza to, że wystarczy umyślnie nie wpisać wartościowych przedmiotów do oświadczenia. Dla samej odpowiedzialności nie ma znaczenia, że wszyscy wiedzą, iż ktoś dany przedmiot posiada.
Czyli Palikot lepiej się tłumaczył?
Można to tak ująć. Zresztą spraw o ściganie z powodu złego wypełnienia oświadczeń jest bardzo mało, bo posłowie na ogół naprawiają szybko błędy. Nie wiem, dlaczego pan Nowak tego nie zrobił.
Ale zarzuca się wam świadome działanie polityczne, tym bardziej że kwestia pożyczek posła Hofmana została szybko umorzona.
Tu CBA niepotrzebnie wystrzeliło z armaty. To były niewiel­kie darowizny, rozłożone w czasie, od których nie zapłacono podatku, co można traktować jedynie jako wykroczenie skar­bowe, które po roku ulega przedawnieniu. Rzecz cała skończyła się w 2011 r., a więc nie było żadnych podstaw do formułowania zarzutów. W tej sprawie nie ma nic więcej poza przedawnionym 1 stycznia 2013 r. wykroczeniem.
Do przypisywania prokuraturze motywów politycznych je­stem zresztą już przyzwyczajony. Wiele mówi się o Nowaku, ale słabo zauważono, że chcemy postawić zarzuty Mariuszowi Kamińskiemu i Tomaszowi Kaczmarkowi. Osobiście czytam i podpisuję każdy wniosek o uchylenie immunitetu i napraw­dę paleta polityczna jest szeroka. Obejmuje także posłów nie- zrzeszonych, jak choćby ostatnio posła Wiplera; o zasadności wniosku w jego sprawie jestem wypełni przekonany.
Wydaje się, że może pan też być pierwszym i ostatnim prokuratorem generalnym niezależnym od ministra spra­wiedliwości. Niezadowolenie z pracy prokuratury narasta, politycy uznają, że zmiany poszły za daleko, że kontrola jest potrzebna. Premier nie przyjął pana sprawozdania, projektu nowej ustawy ciągle w Sejmie nie ma, jest za to program PiS realnie podporządkowujący prokuraturę politykom.
Kierowana przeze mnie prokuratura nigdy nie będzie spełniać zamówień po­litycznych. Niezależnie od programu PiS, także obecny układ rządzący nie ułatwia mi obrony niezależności prokuratury. Pre­mier, podzielając zastrzeżenia ministra sprawiedliwości, odrzucił moje sprawoz­danie. Z zastrzeżeniami się nie zgadzam, bo dotyczą takich elementów pracy pro­kuratury, które nie są możliwe do szybkiej zmiany. Chodzi, mówiąc w uproszczeniu, o to, że za mało prokuratorów jest na pierw­szej linii, w prokuraturach rejonowych, a za dużo w nadzorze czy przy innych czyn­nościach administracyjnych. Ja mam bar­dzo ograniczone możliwości przesunięć etatowych, strukturalnych, bo prokura­torzy otrzymują powołania na stanowiska w konkretnych prokuraturach. A więc i w tym roku spodzie­wam się kłopotów z przyjęciem sprawozdania.
Co jest dzisiaj główną osią sporu między panem a rządem, jeśli chodzi o projekt nowej ustawy o prokuraturze?
Zgadzamy się w kwestii wzmocnienia roli prokuratora ge­neralnego w stosunku do wewnętrznych struktur prokura­tury. Jednak proponowane narzędzia są zbyt ubogie. Brakuje mi przede wszystkim umieszczenia w ustawie, może w kpk, uprawnienia, aby prokurator generalny, a także prokuratorzy nadrzędni w innych jednostkach mogli uchylić decyzję niższe­go szczebla o umorzeniu albo o odmowie wszczęcia postępo­wania. Wtedy nie miałbym takich sytuacji jak obecnie: widzę całkowicie niesłuszną decyzję o odmowie wszczęcia postę­powania w sprawie mowy czy symboli nienawiści, jak choć­by namalowania szubienicy i swastyki na grobie ojca Adama Michnika, i nie mogę jej bezpośrednio uchylić. Muszę przesyłać pisma do niższych jednostek aż do prokuratora okręgowego, który z kolei prosi prokuratora rejonowego, aby decyzję zmie­nił. Powinienem móc ją zmienić natychmiast.
Minister sprawiedliwości twierdzi, że to byłoby ograniczenie niezależności prokuratorów, ale ja pytam: czy niezależność jest wartością samą w sobie? Po co tworzyć tak liczne zasieki, utrudniające eliminowanie wadliwych decyzji, rzutujących zresztą na wizerunek całej prokuratury? Przecież to ja, uchyla­jąc jawnie, a nie sięgając skrycie po telefon, nietrafną, czasem skrajnie błędną decyzję, biorę na siebie całą odpowiedzialność, a więc sprawa jest przejrzysta.

JANINA PARADOWSKA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz