KAMILA BARANOWSKA: Viktor Orban, do którego PiS lubi nawiązywać, wygrał właśnie
kolejne wybory na Węgrzech. Dlaczego mu się udaje?
ADAM HOFMAN: Węgry są małym krajem, który ma zupełnie inną strukturę społeczną,
inną historię, inną geopolitykę, co widać zresztą w obecnym stosunku Orbana do
Rosji i konfliktu na Ukrainie. Kluczem do jego sukcesu są zintegrowane zaplecze
plus poparcie swoich mediów.
Całe zaplecze dzięki jego
działaniom i pewnemu kontekstowi sytuacji, czyli kompromitacji
postkomunistów, spowodowało, że ogromna część środowisk społecznych skupiła się
wokół niego, stając się prężnym i zorganizowanym pionem jego partii. Żeby
powtórzyć zwycięstwo Orbana, niezbędne jest to, by wszyscy szli równym krokiem.
Tymczasem u nas, w środowisku prawicowym, panuje taki szlachecki duch - każdy
wie najlepiej, jak dojść do upragnionego celu. Trzeba to zmienić. Odłożyć na
bok różnice, spory wewnątrzśrodowiskowe i z pospolitego ruszenia przekształcić
się w dobre wojsko.
A może to nie kwestia zaplecza
ani społeczeństwa, ale samego PiS? Chcecie wygrać wybory, a nawet wasi
posłowie nieoficjalnie mówią o chaosie w partii, słabej kampanii, braku
pomysłów i kiepskich listach wyborczych.
To są najlepsze listy w Polsce.
Dają gwarancję powagi, kompetencji i skuteczności w Parlamencie Europejskim. A
że nie ma celebrytów? Nie zgadzam się z krytyką tylko za to, że PiS traktuje
politykę poważnie.
Mówi pan o jednoczeniu
środowisk, a jednocześnie PiS wchodzi w konflikt z o. Tadeuszem Rydzykiem.
To obszar publicystyki niezgodny z
rzeczywistością. Nikt w Polsce nie uwierzy, że o. Tadeusz Rydzyk nie chce
doprowadzić do zmiany tej bardzo złej władzy. Przecież nam razem chodzi o
Polskę. Wszyscy też w Polsce wiedzą, że jedyną szansą na tę realną zmianę jest
Prawo i Sprawiedliwość.
Jednak to nie jest wymysł
mediów, tylko realny spór o miejsca na listach wyborczych.
Prawo i Sprawiedliwość uwzględniło
na swoich listach reprezentację wszystkich prawicowych środowisk. W mediach
głównego nurtu pojawiają się artykuły mówiące o tym, że jest inaczej, ale one
nie uwzględniają faktów.
Może PiS za bardzo uwierzył, że
ma wygraną w kieszeni i może sobie pozwolić na nie najlepsze listy oraz
konflikt z Toruniem?
Wcześniejsze zwycięstwa w Rybniku
i Elblągu, a potem na Podkarpaciu utwierdzały część naszych struktur w przekonaniu,
że zwycięstwo przyjdzie samo. Silna mobilizacja jest nam dzisiaj potrzebna.
Powinniśmy zrozumieć, że bez pełnego zaangażowania nie wygramy tych wyborów.
Przy niskiej frekwencji zadecyduje siła struktur i umiejętność mobilizacji
wyborców.
Zwłaszcza, że wybuchł konflikt
na Ukrainie i Platforma zaczęła odzyskiwać poparcie.
Te wybory są dla nas
najtrudniejsze ze względu na strukturę ludzi, którzy chodzą głosować. Wysoka
frekwencja jest przede wszystkim w wielkich miastach, a niska w małych
miasteczkach i na wsi.
To PiS ma przecież najbardziej
zmobilizowany, twardy elektorat.
My mamy elektorat w mniejszych
ośrodkach i to są ośrodki, które nie chodzą na wybory europejskie, bo uważają,
że z punktu widzenia ich interesów nie są one istotne. Zadaniem sztabu i partii
jest znalezienie klucza, który przekona naszych wyborców, że te wybory są
ważne, bo torują drogę do tych krajowych.
Wydarzenia na Ukrainie związały
wam ręce. Trudno atakować rząd w sytuacji realnego zagrożenia.
W sytuacji, w której nagle wybucha
poważne zagrożenie w pobliżu Polski, jest oczywiste, że trzeba zachowywać się
odpowiedzialnie. Nawet jeśli mamy trzy miesiące do wyborów i wiemy, że to nam
nie posłuży w sondażach. Jarosław Kaczyński jest politykiem, który uznał, że
sondaże sondażami, wybory wyborami, ale najważniejsza jest Polska, więc przy
całej naszej krytycznej ocenie Tuska, Sikorskiego i Komorowskiego zachował
się jak prawdziwy mąż stanu. Dzisiaj sytuacja się nieco zmieniła, warto więc o
pewnych rzeczach przypominać. Warunkiem katharsis Donalda Tuska w sprawach
międzynarodowych, jeśli jego przemiana miałaby być wiarygodna, są żal za
grzechy i postanowienie poprawy. Najpierw pokuta, panie Donaldzie, a potem
uznamy, że zmiana jest prawdziwa.
A nie tak, jak było dotąd z
różnymi PR-owskimi sztuczkami typu kastracja
pedofilów czy alkomaty w samochodach.
Żal za grzechy i pokuta powinny
dotyczyć, w kontekście zmiany oceny polityki Putina, także sprawy Smoleńska?
Nie ma ucieczki przed odpowiedzialnością.
Donald Tusk nie uniknie odpowiedzialności za to, co zrobił przed katastrofą, i
za to, co robił tuż po niej i później w ramach śledztwa.
Ostatnie badania pokazują, że
48 proc. Polaków uważa, iż nie wyjaśniono przyczyn katastrofy smoleńskiej, 30
proc. - że nigdy nie poznamy prawdy.
To pokazuje, że prawdziwy suweren,
czyli ludzie, jest mądrzejszy od swoich elit oraz przedstawicieli i nie dał się
zwieść rosyjskiej propagandzie. W przeciwieństwie do Donalda Tuska, który dziś
nie ma odwagi ani honoru, by przeprosić za kłamstwa powtarzane za raportem MAK
na temat gen. Błasika i polskich pilotów.
To tak samo symboliczne jak jego
słynne zdjęcie z Putinem z 10 kwietnia z zaciśniętymi piąstkami.
Czemu ma służyć pomysł
„specustawy smoleńskiej”?
To pomysł, który ma szansę zostać
zrealizowany po wyborach, a nie w najbliższym czasie ze względu na oczywistą
arytmetykę sejmową. Ma służyć temu, by można było dokładnie zbadać przyczyny
katastrofy, by nic nie uległo przedawnieniu, by były zapewnione odpowiednie
środki, także finansowe, na ekspertów, odpowiednia ranga śledztwa. Do tego
potrzebna jest specjalna ustawa, bo - jak widać - zwykłe środki zawiodły.
Rzucony teraz pomysł specustawy
i ostatni wysyp konferencji Antoniego Macierewicza oznaczają, że temat
Smoleńska będzie istotnym elementem kampanii PiS?
Jestem przeciwnikiem tego, żeby o
Smoleńsku nie mówić. To ma wielkie znaczenie dla ludzi, którzy się z nami
solidaryzują. Poza tym każda próba udawania, że teraz nie będziemy o tym mówić,
zostanie potraktowana jako niewiarygodna i spotka się z silnym atakiem. Jednym
słowem, będzie przeciwskuteczna. Już to przerabialiśmy. Taka naiwna wiara
zostawiona nam w spadku przez dwóch spin doktorów, że należy zrobić ruch do
centrum z miłym, uśmiechającym się i niemówiącym o Smoleńsku prezesem i w ten
sposób zagospodarować elektorat umiarkowany, została zweryfikowana przez
kolejne wybory. Prawda jest taka, że w tym centrum nikt na nas nie czeka.
Trzeba pracować nad swoim centrum, a nie
liczyć na jakieś wyimaginowane, które zagospodarowali przez lata TVN, Michnik i „Gazeta Wyborcza”.
Sondaże zwykle wskazywały, że
temat Smoleńska i eksponowanie Macierewicza raczej wam szkodzą.
Są pewne kalki medialne, którymi
posługują się ludzie, którzy na co dzień komentują politykę: dyżurni
politolodzy, portale zajmujące się polityką, niektórzy dziennikarze i
publicyści. Ci ludzie analizują wszystko z perspektywy warszawskiej, siedząc
z komputerem Mac na placu Trzech Krzyży i sącząc sojowe latte.
Każdy, kto tak mówi, niech
pojedzie na spotkanie na południu czy wschodzie Polski i zobaczy frekwencję na
spotkaniach z Antonim Macierewiczem. Poza tym to nie Smoleńsk nam szkodzi. Szkodzi
nam rozmawianie o Smoleńsku na warunkach zaproponowanych przez pro rządowe media.
Zresztą dzisiaj, po ataku na Ukrainie, mówienie o tym, że Putin nie byłby zdolny do zamachu, jest śmieszne.
To, że byłby zdolny do zamachu,
nie znaczy, że ten zamach przeprowadził. A to, zdaje się, próbuje udowodnić
Macierewicz.
Zespół parlamentarny przedstawia
dowody, które nieudolnie próbuje obalić prokuratura. Powtarzanie tego, że nie
było wybuchu, nie zamyka sprawy. Pamiętajmy, że prokuratura jest elementem tej
władzy, władzy, która zainwestowała w wersję rosyjską z pewnymi modyfikacjami
wszystkie swoje zasoby polityczne. Gdyby teraz prokuratura czy inna instytucja
pokazała, jak było, Donald Tusk i cały jego obóz polityczny zniknęliby na stałe
z życia politycznego. Dzisiaj wszyscy wokół Tuska wiedzą, że muszą trwać w tym,
co uznali za swoją wersję.
Ostatnie symulacje wyborcze
wskazują, że nawet jeśli wygracie wybory do PE, to jednym mandatem, najwyżej
dwoma. Spektakularnego zwycięstwa raczej nie będzie.
Dzisiaj zwycięstwo jest
trudniejsze niż jeszcze parę miesięcy temu, ale możliwe.
Dla nas celem jest zwycięstwo w
tych wyborach i utrzymanie monopolu na prawicy. Nasze plany i cała strategia
tej kampanii z końcówki ubiegłego roku dziś z powodu Ukrainy są po prostu nieaktualne.
Już nieraz pokazywaliśmy, że potrafimy zwyciężać w trudnych sytuacjach.
Wiemy, jak to robić. Jeżeli Donald Tusk wygra te i kolejne wybory, to przystąpi
do rozprawy zarówno z opozycją, jak i z niezależnymi mediami. Dlatego wszystkim
nam powinno zależeć na zwycięstwie. Wtedy wygramy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz