wtorek, 15 kwietnia 2014

Najpierw pokuta panie Donald



KAMILA BARANOWSKA: Viktor Orban, do któ­rego PiS lubi nawiązywać, wygrał właśnie kolejne wybory na Węgrzech. Dlaczego mu się udaje?
ADAM HOFMAN: Węgry są małym krajem, który ma zupełnie inną strukturę spo­łeczną, inną historię, inną geopolitykę, co widać zresztą w obecnym stosunku Orbana do Rosji i konfliktu na Ukrainie. Kluczem do jego sukcesu są zintegrowane zaplecze plus poparcie swoich mediów.
Całe zaplecze dzięki jego działaniom i pew­nemu kontekstowi sytuacji, czyli kompro­mitacji postkomunistów, spowodowało, że ogromna część środowisk społecznych skupiła się wokół niego, stając się prężnym i zorganizowanym pionem jego partii. Żeby powtórzyć zwycięstwo Orbana, niezbędne jest to, by wszyscy szli równym krokiem. Tymczasem u nas, w środowisku prawico­wym, panuje taki szlachecki duch - każdy wie najlepiej, jak dojść do upragnionego celu. Trzeba to zmienić. Odłożyć na bok różnice, spory wewnątrzśrodowiskowe i z pospolitego ruszenia przekształcić się w dobre wojsko.

A może to nie kwestia zaplecza ani społeczeń­stwa, ale samego PiS? Chcecie wygrać wybory, a nawet wasi posłowie nieoficjalnie mówią o cha­osie w partii, słabej kampanii, braku pomysłów i kiepskich listach wyborczych.
To są najlepsze listy w Polsce. Dają gwa­rancję powagi, kompetencji i skuteczności w Parlamencie Europejskim. A że nie ma celebrytów? Nie zgadzam się z krytyką tyl­ko za to, że PiS traktuje politykę poważnie.

Mówi pan o jednoczeniu środowisk, a jedno­cześnie PiS wchodzi w konflikt z o. Tadeuszem Rydzykiem.
To obszar publicystyki niezgodny z rze­czywistością. Nikt w Polsce nie uwierzy, że o. Tadeusz Rydzyk nie chce doprowadzić do zmiany tej bardzo złej władzy. Przecież nam razem chodzi o Polskę. Wszyscy też w Polsce wiedzą, że jedyną szansą na tę realną zmianę jest Prawo i Sprawiedliwość.

Jednak to nie jest wymysł mediów, tylko realny spór o miejsca na listach wyborczych.
Prawo i Sprawiedliwość uwzględniło na swoich listach reprezentację wszyst­kich prawicowych środowisk. W mediach głównego nurtu pojawiają się artykuły mówiące o tym, że jest inaczej, ale one nie uwzględniają faktów.

Może PiS za bardzo uwierzył, że ma wygraną w kieszeni i może sobie pozwolić na nie najlepsze listy oraz konflikt z Toruniem?
Wcześniejsze zwycięstwa w Rybniku i Elblągu, a potem na Podkarpaciu utwierdzały część naszych struktur w przekona­niu, że zwycięstwo przyjdzie samo. Silna mobilizacja jest nam dzisiaj potrzebna. Powinniśmy zrozumieć, że bez pełnego zaangażowania nie wygramy tych wybo­rów. Przy niskiej frekwencji zadecyduje siła struktur i umiejętność mobilizacji wyborców.

Zwłaszcza, że wybuchł konflikt na Ukrainie i Platforma zaczęła odzyskiwać poparcie.
Te wybory są dla nas najtrudniejsze ze względu na strukturę ludzi, którzy chodzą głosować. Wysoka frekwencja jest przede wszystkim w wielkich miastach, a niska w małych miasteczkach i na wsi.

To PiS ma przecież najbardziej zmobilizowany, twardy elektorat.
My mamy elektorat w mniejszych ośrodkach i to są ośrodki, które nie chodzą na wybory europejskie, bo uważają, że z punktu widzenia ich interesów nie są one istotne. Zadaniem sztabu i partii jest zna­lezienie klucza, który przekona naszych wyborców, że te wybory są ważne, bo torują drogę do tych krajowych.

Wydarzenia na Ukrainie związały wam ręce. Trudno atakować rząd w sytuacji realnego zagrożenia.
W sytuacji, w której nagle wybu­cha poważne zagrożenie w pobliżu Polski, jest oczywiste, że trzeba zachowywać się odpowiedzial­nie. Nawet jeśli mamy trzy miesiące do wyborów i wiemy, że to nam nie posłuży w son­dażach. Jarosław Kaczyński jest politykiem, który uznał, że sondaże sondażami, wy­bory wyborami, ale najważ­niejsza jest Polska, więc przy całej naszej kry­tycznej ocenie Tuska, Sikorskiego i Komo­rowskiego zachował się jak prawdziwy mąż stanu. Dzisiaj sytuacja się nieco zmieniła, warto więc o pewnych rzeczach przypominać. Warunkiem katharsis Donalda Tuska w spra­wach międzynarodo­wych, jeśli jego przemiana miałaby być wiarygodna, są żal za grzechy i postanowie­nie poprawy. Najpierw pokuta, panie Donaldzie, a potem uzna­my, że zmiana jest prawdziwa.
A nie tak, jak było dotąd z różnymi PR-owskimi sztuczkami typu kastracja pedofilów czy alkomaty w samochodach.

Żal za grzechy i pokuta powinny dotyczyć, w kontekście zmiany oceny polityki Putina, także sprawy Smoleńska?
Nie ma ucieczki przed odpowiedzial­nością. Donald Tusk nie uniknie odpowie­dzialności za to, co zrobił przed katastrofą, i za to, co robił tuż po niej i później w ra­mach śledztwa.

Ostatnie badania pokazują, że 48 proc. Polaków uważa, iż nie wyjaśniono przyczyn katastrofy smo­leńskiej, 30 proc. - że nigdy nie poznamy prawdy.
To pokazuje, że prawdziwy suweren, czyli ludzie, jest mądrzejszy od swoich elit oraz przedstawicieli i nie dał się zwieść rosyjskiej propagandzie. W przeciwień­stwie do Donalda Tuska, który dziś nie ma odwagi ani honoru, by przeprosić za kłamstwa powtarzane za raportem MAK na temat gen. Błasika i polskich pilotów.
To tak samo symboliczne jak jego słynne zdjęcie z Putinem z 10 kwietnia z zaciśnię­tymi piąstkami.

Czemu ma służyć pomysł „specustawy smo­leńskiej”?
To pomysł, który ma szansę zostać zrealizowany po wyborach, a nie w naj­bliższym czasie ze względu na oczywistą arytmetykę sejmową. Ma służyć temu, by można było dokładnie zbadać przyczyny katastrofy, by nic nie uległo przedawnie­niu, by były zapewnione odpowiednie środki, także finansowe, na ekspertów, odpowiednia ranga śledztwa. Do tego potrzebna jest specjalna ustawa, bo - jak widać - zwykłe środki zawiodły.

Rzucony teraz pomysł specustawy i ostatni wy­syp konferencji Antoniego Macierewicza oznaczają, że temat Smoleńska będzie istotnym elementem kampanii PiS?
Jestem przeciwnikiem tego, żeby o Smo­leńsku nie mówić. To ma wielkie znaczenie dla ludzi, którzy się z nami solidaryzują. Poza tym każda próba udawania, że teraz nie będziemy o tym mówić, zostanie potraktowana jako niewiarygodna i spotka się z silnym atakiem. Jednym słowem, będzie przeciwskuteczna. Już to przerabia­liśmy. Taka naiwna wiara zostawiona nam w spadku przez dwóch spin doktorów, że należy zrobić ruch do centrum z miłym, uśmiechającym się i niemówiącym o Smo­leńsku prezesem i w ten sposób zagospo­darować elektorat umiarkowany, została zweryfikowana przez kolejne wybory. Prawda jest taka, że w tym centrum nikt na nas nie czeka. Trzeba pracować nad swoim centrum, a nie liczyć na jakieś wyimagino­wane, które zagospodarowali przez lata TVN, Michnik i „Gazeta Wyborcza”.

Sondaże zwykle wskazywały, że temat Smo­leńska i eksponowanie Macierewicza raczej wam szkodzą.
Są pewne kalki medialne, którymi posługują się ludzie, którzy na co dzień komentują politykę: dyżurni politolodzy, portale zajmujące się polityką, niektórzy dziennikarze i publicyści. Ci ludzie anali­zują wszystko z perspektywy warszaw­skiej, siedząc z komputerem Mac na placu Trzech Krzyży i sącząc sojowe latte.
Każdy, kto tak mówi, niech pojedzie na spotkanie na południu czy wschodzie Polski i zobaczy frekwencję na spotkaniach z Antonim Macierewiczem. Poza tym to nie Smoleńsk nam szkodzi. Szkodzi nam rozmawianie o Smoleńsku na warunkach zaproponowanych przez pro rządowe me­dia. Zresztą dzisiaj, po ataku na Ukrainie, mówienie o tym, że Putin nie byłby zdolny do zamachu, jest śmieszne.

To, że byłby zdolny do zamachu, nie znaczy, że ten zamach przeprowadził. A to, zdaje się, próbuje udowodnić Macierewicz.
Zespół parlamentarny przedstawia dowody, które nieudolnie próbuje obalić prokuratura. Powtarzanie tego, że nie było wybuchu, nie zamyka sprawy. Pamiętajmy, że prokuratura jest elementem tej władzy, władzy, która zainwestowała w wer­sję rosyjską z pewnymi modyfikacjami wszystkie swoje zasoby polityczne. Gdyby teraz prokuratura czy inna instytucja pokazała, jak było, Donald Tusk i cały jego obóz polityczny zniknęliby na stałe z życia politycznego. Dzisiaj wszyscy wokół Tuska wiedzą, że muszą trwać w tym, co uznali za swoją wersję.

Ostatnie symulacje wyborcze wskazują, że nawet jeśli wygracie wybory do PE, to jednym mandatem, najwyżej dwoma. Spektakularnego zwycięstwa raczej nie będzie.
Dzisiaj zwycięstwo jest trudniejsze niż jeszcze parę miesięcy temu, ale możliwe.
Dla nas celem jest zwycięstwo w tych wy­borach i utrzymanie monopolu na prawicy. Nasze plany i cała strategia tej kampanii z końcówki ubiegłego roku dziś z powodu Ukrainy są po prostu nieaktualne. Już nie­raz pokazywaliśmy, że potrafimy zwycię­żać w trudnych sytuacjach. Wiemy, jak to robić. Jeżeli Donald Tusk wygra te i kolejne wybory, to przystąpi do rozprawy zarówno z opozycją, jak i z niezależnymi mediami. Dlatego wszystkim nam powinno zależeć na zwycięstwie. Wtedy wygramy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz