wtorek, 8 kwietnia 2014

Kto się żywi na PiS



W łańcuchu pokarmowym partii Jarosława Kaczyńskiego panuje niezmienna symbioza. Najlepiej wiedzie się w nim ekspertom i złotym dzieciom z Nowogrodzkiej.

ANNA GIELEWSKA

Prawie trzy miliony złotych z kasy PiS trafiło w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy do spółki MTML - wynika z informacji uzyskanych przez „Wprost”. To dużo więcej, niż PiS wydało na ochronę prezesa: w 2013 r. - podobnie jak w po­przednich latach - partia przeznaczyła na ten cel ponad 1,7 min zł.
Prezesem firmy MTML jest Tomasz Pierzchalski, którego biznesowa kariera rozkwitła, gdy kilka lat temu pojawił się na Nowogrodzkiej, w siedzibie PiS.
Pierzchalski (rocznik 1978) zaczynał jako współpracownik Adama Lipińskiego.
- Kiedyś nawet woził Lipińskiego swoim prywatnym samochodem, leciwym czer­wonym fordem - wspomina jeden z naszych rozmówców z PiS. Tak Pierzchalski trafił do biura PiS, gdzie od lat niepodzielnie rządzi Barbara Skrzypek. Pracował razem z nią w pokoiku obok prezesa Jarosława Kaczyńskiego i uchodził za jednego z najbardziej zaufanych ludzi na Nowogrodzkiej.
To była już prosta droga do kariery, choć wcale nie politycznej. Pierzchalski szybko zamienił starego forda na nowiutkie mo­tocykle, które są jego pasją.
Polityk PiS: - Nagle stał się potentatem na obsługę medialną partii, a jego firemka zarabia dziś na tym wielkie pieniądze.
„Firemka” to właśnie MTML. Agencja zajmująca się m.in. rozrywką i eventami. Na czym polegają zlecenia dla PiS? - Moje przedsiębiorstwo zajmuje się dostarczaniem oświetlenia, nagłośnienia, organizacją eventów, w tym również dla PiS - mówi Tomasz Pierzchalski. Kiedy dopytujemy, które imprezy firma przygotowywała w ostat­nich miesiącach, zasłania się niepamięcią i klauzulami poufności. Zapewnia przy tym, że PiS nie jest jego głównym klientem.
- Tylko w tym roku wypożyczaliśmy sprzęt, robiliśmy projekty czy wynajmowaliśmy powierzchnię dla ok. 40 firm. Dla PiS trzy-cztery razy - mówi. Czy zawdzięcza te zlecenia wcześniejszej pracy w partii?
W PiS przestałem pracować w 2009 r. Wydarzenia polityczne mają swoją specyfikę i są zdecydowanie bardziej skomplikowane niż komercyjne. Na pewno znajomość branży jest atutem - stwierdza.
Pierzchalski odpowiadał też za badania opinii publicznej robione na wewnętrzny użytek PiS. - Zgłosił się kiedyś, że będzie codziennie przeprowadzał sondaże tele­foniczne, tzw. tracking polls. Na początku prawie za darmo, dzwonili harcerze. Jednak z czasem studio rosło i koszty szybowały w górę - wspomina jeden z naszych rozmówców. Badania Pierzchalskiego aż do ostatnich dni kampanii 2011 r. pokazy­wały, że PiS wygrywa wybory. A w 2010 r., tydzień przed wyborami prezydenckimi Kaczyński miał zgodnie z nimi... wygrać już w pierwszej turze.
Na Nowogrodzkiej Pierzchalski poznał się z Bartłomiejem Rajchertem. - Tomasz mi kiedyś oświadczył, że na Nowogrodzkiej jest frakcja Lipińskiego, frakcja Brudziń­skiego i frakcja Pierzchalskiego i Rajcherta. I oni naprawdę sami siebie tak postrze­gali - opowiada jeden z byłych bywalców siedziby PiS.
Jednak w tej ocenie nie było wiele prze­sady. Przez kilka lat Rajchert pracował jako dyrektor biura. - Gadżeciarz o wyjątkowym ego, do najważniejszych polityków PiS zwra­cał się jak do swoich podwładnych - kwituje jeden z byłych polityków PiS.
Swoją pozycję Rajchert zawdzięczał silnemu protektoratowi Stanisława Kostrzewskiego, wieloletniego skarbnika PiS i jednego z najbliższych współpracowni­ków prezesa. - Kostrzewski zawsze mówił o Rajchercie „mój człowiek”. A on robił sobie, co chciał, rządził Nowogrodzką, kampaniami wyborczymi - opowiada nasz rozmówca.
Jeden z byłych sztabowców: - Kampania 2010. On porobił jakieś zlecenia bez uzgod­nienia ze sztabem i Kluzik-Rostkowska miała ogromne pretensje. A on do niej na to z kompletnym lekceważeniem, że w ogóle go to nie interesuje, bo Kostrzewski mu nic nie mówił.
W końcu pretensji do poczynań Raj­cherta było tak dużo, że władze partii zarządziły audyt. Przepływy finansowe badał Mariusz Kamiński, były szef CBA. Wykrył nieprawidłowości i z raportem poszedł do prezesa. - Tam było czarno na białym pokazane, jakie biznesy chłopcy robili na kampaniach. No i prezes kazał Rajcherta zwolnić - twierdzi polityk PiS.
- Jednak Kostrzewski się sprzeciwiał i ociągał, jak mógł - usłyszeliśmy od kilku zorientowanych polityków. - Wtedy zaczęła się próba sił między nim i Kamińskim, ale Staszek jest nie do ruszenia - mówi nam jeden z polityków. Pożegnanie z Rajchertem miało więc trwać miesiącami.
Odszedł ze stanowiska dyrektora biura na Nowogrodzkiej, gdy „Newsweek” opisał wątpliwości związane z finansowaniem fundacji i spółek na zapleczu PiS. - A partia wypłaciła mu jeszcze wtedy wysoką odpra­wę - twierdzą nasze źródła w PiS.
Rajchert otrzymywał wcześniej także zadania specjalne. Po katastrofie smoleń­skiej razem z Pierzchalskim mieli się np. zajmować drukowaniem fikcyjnych gazet dla matki prezesa PiS przebywającej w szpitalu. Przez długie miesiące Jarosław Kaczyński nie mówił jej o katastrofie samolotu.
Dziś Pierzchalski i Rajchert wciąż są we władzach fundacji Nowy Kierunek. Rajchert jest jej prezesem, a Pierzchalski - członkiem rady nadzorczej. Przez cały poprzedni rok fundacja, która mieści się pod tym samym adresem co PiS, otrzymywała co miesiąc 20,9 tys. zł z partyjnej kasy. Or­ganizacja zajmuje się utrwalaniem pamięci o prezydencie Lechu Kaczyńskim. Czym konkretnie? - Wystawy, serwisy interne­towe, publikacje - odpisuje mi Rajchert. W fundacji zasiada także Michał Lewan­dowski (rocznik 1987). Był on właścicielem firmy H20, która w minionym roku zarobiła na PiS 56 tys. zł. Następnie, po kilku latach działalności na zapleczu Nowogrodzkiej, przestała istnieć.

SWOJE BADANIA, SWOJE FUNDACJE
Regularne przelewy płyną też od kilku lat do innej firmy. To niewielka agencja na Modlińskiej w Warszawie: One Million Solutions. Jej wspólnikami są Michał Wiórkiewicz i Artur Pietryszyn. Na konto ich firmy PiS przelewało przez cały ubiegły rok 24,1 tys. zł co miesiąc. Na co? Wiórkiewicz obiecał odpisać na pytania e-mailem, ale odpowiedzi nie wysłał. To oczywiście rów­nież postać nieprzypadkowa. Były asystent premiera Kazimierza Marcinkiewicza jest dziś jednym z najbliższych współpracow­ników Adama Hofmana, rzecznika partii. Regularnie odwiedza Hofmana w Sejmie.
- Był uchem Nowogrodzkiej, zwłaszcza Lipińskiego, w kancelarii premiera Mar­cinkiewicza - słyszymy od kilku polityków PiS. A kiedy PiS straciło władzę, działał na zapleczu partii. A to tworząc fundacje, a to firmę doradczą. Wiórkiewicz kilka lat temu zakładał think tank dla partii Kaczyń­skiego. Fundacja o nazwie Instytut Studiów i Analiz miała być odpowiedzią na Instytut Obywatelski - think tank Platformy. - Ale zajmowała się głównie obsługą Hofma­na - twierdzi polityk PiS. W siedzibie tej fundacji miało się odbyć w 2010 r. tajne spotkanie z udziałem Hofmana, Pawła Pon­cyljusza, Jacka Kurskiego i Zbigniewa Ziobry w sprawie kandydowania tego ostatniego na prezydenta po katastrofie smoleńskiej.
W łańcuchu pokarmowym PiS pojawia się także firma QLCO. To kolejna spółka sąsiadująca z siedzibą partii. Jej właścicielem jest Robert Stachowicz. Od wielu lat miał kanciapę na Nowogrodzkiej, obok partii. Zapewniał jej obsługę graficzną, skład, wy­druki. - Pracował dla Lipińskiego jeszcze w „Nowym Państwie” Po jakimś czasie wszedł w kontakty z Pierzchalskim i firma nabrała rozpędu. A Stachowicz ufarbował sobie włosy na krwistą czerwień. Pod firmą stoją coraz droższe samochody - mówi stały bywalec na Nowogrodzkiej. W ubiegłym roku do QLCO trafiło ok.30 tys. zł z kasy partii.
Więcej zarobiła spółka Screen Media - prawie 160 tys. zł w 2013 r. Jej współ­właścicielem jest Tomasz Fabiszewski, pracownik klubu PiS. Fabiszewski jest także prezesem fundacji Polska-Europa. W radzie tej fundacji zasiadają też posłowie kojarzeni z tzw. grupą Hofmana - Adam Rogacki i Mariusz Kamiński. Administruje ona portalem Mypis.pl (pisał o tym portal Natemat .pl). Ta fundacja otrzymała w ubiegłym roku kilkadziesiąt tysięcy złotych od partii. Jeden z przelewów opiewał na sumę 52 tys. zł.
PiS dofinansowuje także Fundację Stoczni Gdańskiej, choć już znacznie niższymi kwotami. W ubiegłym roku partia dokonała kilku wpłat na jej konto, na łączną sumę ok. 40 tys. zł. Prezesem zarządu jest poseł PiS Andrzej Jaworski kojarzony z Radiem Maryja, w radzie fundacji zasiada zaś m.in. wspierający PiS Karol Guzikiewicz. Z kolei do fundacji Lux Veritatis poszło ok. 68 tys. zł.
Sporo - ponad 170 tys. zł - zarobiła w ubiegłym roku na PiS także wrocławska firma Webber & Saar. Jej współwłaścicie­lem jest grupa Trinity (spółka ta jest też współwłaścicielem Mennicy Wrocławskiej, w której, o czym pisaliśmy kilka miesięcy temu, pracuje żona Hofmana).
Pytamy o te wszystkie biznesy ważnego polityka PiS, który natychmiast zastrzega anonimowość. Podobnie jak większość naszych rozmówców pytanych o finanse natychmiast ścisza głos i tłumaczy, że od wie - lu lat to „w partii temat tabu” - To jest taki łańcuch pokarmowy, który karmi swoich. Zresztą wpisuje się to w filozofię Nowogrodz­kiej, by mieć „swoje” media, „swój” instytut badawczy, „swojego” grafika, „swoje” wy­dawnictwa... - przyznaje polityk PiS.

NA LIŚCIE PŁAC PIS z końca ubiegłe­go roku figuruje też Katarzyna Sztylc, partnerka ówczesnego posła PiS Toma­sza Kaczmarka. To jej czarne porsche rozbił Kaczmarek. Gdy opisaliśmy groź­by agenta Tomka wobec byłego męża Sztylc, a także powiązania ze światem agencji towarzyskich, Kaczmarek odszedł z klubu PiS. Swoją narzeczoną pokazywał światu jako bizneswoman z Olsztyna i działaczkę charytatywną, prezes fundacji zajmującej się chorymi na alzheimera. Katarzyna Sztylc między październikiem a grudniem 2013 (kiedy to Kaczmarek miał stłuczkę jej porsche) zarobiła ponad 23 tys. zł w PiS.

SWOI EKSPERCI
I „swoich” ekspertów. Partia dba o zaplecze intelektualne i hojnie wynagradza eksper­tów współpracujących z Nowogrodzką. W ubiegłym roku najwięcej zarobili na tym Instytut Sobieskiego, Instytut Studiów Podatkowych i dr Sergiusz Trze­ciak. Dr Trzeciak, ekspert od marketingu politycznego i wizerunku, także zarabia na zleceniach z PiS od kilku lat. W ostat­nim roku ok. 127 tys. zł. O szczegółach tej współpracy rozmawiać nie chce, bo - jak tłumaczy - obowiązują go klauzule umów.
- Funkcjonuję jako konsultant i współpra­cuję z różnymi partiami - zaznacza.
Ostatnio, jak mówią mi politycy PiS, prowadził szkolenia dla całego klubu. Uczył posłów m.in. posługiwania się Facebookiem i Twitterem, wszyscy dostali do indywidu­alnej nauki jego książkę. Trzeciak przygo­towuje też nową stronę internetową partii na kampanię.
Kilka umów na dużo mniejsze kwoty PiS zawarło też z profesorami, których dziś można znaleźć na listach do europarlamentu. Np. z prof. Waldemarem Paruchem (jedynka z Lublina) czy Andrzejem Zybertowiczem (z Torunia).
Instytut Sobieskiego ma z PiS stałą umowę. Zgodnie z nią otrzymuje co miesiąc ok. 22 tys. zł. Za dodatkowe zlecenia partia wypłaciła mu w ubiegłym roku jeszcze po - nad 0,5 min zł. Eksperci instytutu wchodzą do rady ekspertów prof. Piotra Glińskiego, piszą też dla PiS analizy, ustawy i elementy programu partii.
Niecałe 200 tys. zł zarobił też na podob­nej działalności Instytut Studiów Podatkowych prof. Witolda Modzelewskiego. Jego współpracę z PiS i Ruchem Palikota opi­saliśmy w ubiegłym roku. Wtedy w partii podniosły się głosy sprzeciwu, ale wszyscy szybko o nich zapomnieli.
Podobnie jak o dyskusji wokół finan­sowania partii z budżetu, która jeszcze kilka miesięcy temu rozgrzewała opinię publiczną. Partie prześcigały się w de­klaracjach. Na razie nie zmieniło się nic, a na partyjnych kontach wciąż nie sposób oddzielić pieniędzy publicznych z subwencji budżetowej od środków własnych członków. Choć te ostatnie to zwykle niewielki odsetek wpłat. Ten i kolejny rok to zaś czas wielkich kampanii wyborczych, a to oznacza kolejne dziesiątki milionów złotych do wydania.
Dla „swoich” - we wszystkich partiach - zaczyna się czas żniw. Choć - jak ironizu­je polityk PiS - na Nowogrodzkiej jaskółka zmian. Jedna z niedawnych narad w wą­skim gronie. Rozmowa dotyczy znaczków wpinanych w klapę z logo PiS. Kostrzewski opowiada, że tym razem partia zaoszczędzi na zamówieniu, bo „zrobił miniprzetarg”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz