Ulubionym
słowem głównego ekonomisty SKOK Janusza Szewczaka jest „katastrofa”.
Zapowiadają od ponad 20 lat. I nic.
CEZARY ŁAZAREWICZ
Polska
stoi na skraju bankructwa - pewnym głosem mówi ekspert ekonomiczny Janusz
Szewczak. - Ta polityka gospodarcza musi doprowadzić do katastrofy, która jest
odkładana na raty, ale tego społeczeństwu się nie ujawnia - dodaje i radzi, by
słuchacze rozejrzeli się wokół. - Katastrofa objęła przemysł, a teraz obejmuje
sektor finansowy i zapowiada się krach bankowości - tłumaczy spokojnie. -1
będzie tu republika bananowa.
Janusz Szewczak jest bardzo
przekonujący i niełatwo zbić go z tropu. Nie wierzy w twierdzenia ministra
finansów o wzroście gospodarczym. - Według moich obliczeń nie ma żadnego wzrostu
- ujawnia. - Mnie to gadanie, że za dziesięć lat będziemy mieli dochód narodowy
dwa razy większy niż dzisiaj, przypomina opowieści Chruszczowa, który
twierdził, że Związek Radziecki wkrótce przegoni USA w poziomie życia - śmieje się.
To jedna z setek zapowiedzi
katastrofy, które ekspert Janusz Szewczak ogłaszał w ciągu ostatniego
ćwierćwiecza. Tę akurat czarną wizję przyszłości dość łatwo sprawdzić, bo
ogłosił ją w roku 1993 w radiu, gdy ubiegał się o mandat senatora z list KPN.
Wtedy dochód narodowy według Banku Światowego wynosił w Polsce 94 mld dolarów,
a 10 lat później już 217 mld dolarów. Nikt nie sprawdza przecież, co kto
wygadywał przed laty. I dzięki temu Janusz Szewczak wciąż może straszyć wizją
gospodarczej apokalipsy. A że ma w tym wieloletnie doświadczenie i mówi
sugestywie, słucha się go z dużą przyjemnością.
- Wszyscy zdają sobie sprawę z dramatycznej
sytuacji polskich finansów publicznych, z totalnego załamania dochodów
podatkowych i z realnej groźby bankructwa - ogłosił, gdy w listopadzie zeszłego
roku nastąpiła zmiana na stanowisku ministra finansów. - Widać, że ten
„Titanic” musi tonąć.
A oznaki ożywienia gospodarczego?
- Niestety oznaki ożywienia widać,
także gdy hieny i sępy zlatują się do rozkładającej się padliny - odpiera
ataki.