piątek, 21 marca 2014

Wszyscy jesteśmy siecioholikami



Miał być tydzień bez internetu i telefonu. Całkiem się nie dato. Już wiem, jak trudno się odłączyć. Ale to było lekkie otrzeźwienie.

WOJCIECH STASZEWSKI

Wyciągam wtyczkę tuż przed pół­nocą. W e-mailu ustawiam au­toresponder, ogłaszam to też na swoim blogu i Facebooku. Na trzy dni odłączam się od cyfrowego świata. „Bez odbioru”.
E-migrantka Susan Maushart, amerykańska dziennikar­ka, zauważyła, że jej dzieci (troje nastolat­ków) nie używają mediów elektronicznych, tylko w nich „zamieszkują”. Że kiedy za­praszają znajomych, to siedzą razem przy YouThbe albo każde w kącie z konsolą/ laptopem/smartfonem. Ze sama „sypia z iPhone’em”, a w toalecie surfuje po sie­ci, odpisuje na SMS-y. Że czytanie książek, wspólne posiłki i rozmowy z dziećmi znik­nęły z jej domu.
Postanowiła odłączyć się na pół roku z dziećmi nie tylko od internetu, ale też od telefonu i telewizji. Eksperyment opi­sała w wydanej właśnie w Polsce książce „e-migrand”.
W domu Susan Maushart najpierw był szok, potem nuda, a później zaczęły się dziać cuda. Rodzeństwo postanowiło wy­brać się razem do kina, pierwszy raz od lat. Starsza córka zapisała się na siłownię, a syn przypomniał sobie o grze na saksofonie.
Dziennikarka twierdzi, że przeciętne amerykańskie dziecko poświęca na surfo­wanie w sieci tyle samo czasu co na sen. Problem jednak jak najbardziej dotyczy do­rosłych i to nie tylko w Ameryce.


Dzień pierwszy
Budzik dzwoni (oczywiście w telefonie), wyłączam i chcę poczytać newsy o Ukra­inie. Nie wolno, włączam TVN24. A do śniadania czytam papierową gazetę.
Dzwoni telefon, nieznany numer - nie odbieram, nie wolno. Może to od denty­sty, mieli oddzwonić w ważnej sprawie. Idę do przychodni, bo telefonu stacjonar­nego nie mam od kilku lat. Spytałem są­siadkę, ale też już nie ma.
U dentysty jeszcze nie wiadomo, co z moją sprawą. Pani mówi, że da mi znać po południu. Tylko jak? Przyjdę lepiej jutro rano.
W redakcji szefowa ostentacyjnie za­krywa ekran swojego komputera, ale tak, żebym widział, że ma otwartego Facebooka. Dostaję zadanie - zrobić wywiad z prezesem Legii Warszawa. Tylko skąd wezmę numer do klubu, skoro z interne­tu nie wolno? Książki telefonicznej w se­kretariacie nie mamy. Ktoś przypomina sobie numer do biura numerów.
Pierwsza kapitulaqa - zaczynam dzwo­nić na komórki. Kolega podaje mi numer prezesa, ten nie odbiera. Druga kapitula­cja - muszę wysłać SMS-a, kim jestem. Trzecia - dzwoni telefon, odbieram i bar­dzo dobrze, bo to asystentka prezesa.
Dobrze, ale jak się przygotuję do wywia­du? Iść do biblioteki i czytać gazety z ostat­nich lat? Czwarta kapitulacja - otwieram przeglądarkę internetową, ale z żelaznym postanowieniem, że żadnego surfowania, tylko zbieranie materiałów do pracy.
W domu trafiam na końcówkę konkur­su skoków narciarskich. Normalnie sprawdziłbym w internecie, jaka jest sy­tuacja po pierwszej serii. Nie wiem, ale oglądam. Kamil Stoch skacze nieźle.

Pięta Achillesa
- Uważam, że nie jestem uzależniona od internetu. Ale mąż mówi, że jestem, bo ile razy stanie za moimi plecami, to mam włączonego Facebooka - zaczyna Magda, pisarka.
Konto na Facebooku założyła dwa lata temu, żeby promować swoją książ­kę. A teraz nie ma godziny, żeby chociaż na chwilę nie zerknęła na serwis. W ko­lejce w sklepie. Kiedy dziecko tak długo zakłada buty w przedszkolu. Kiedy gotu­je się woda na kawę. - Gdybym chodziła do kościoła, na pewno zaglądałabym też w czasie kazania - zapewnia.
Magda mieszka w małym mia­steczku, wielu przyjaciół ma w Warszawie, widuje się z nimi najczęściej na Facebooku. Ale widzi, jak dużo jej to czasu zja­da. Dlatego postawiła sobie granicę: nie wchodzić w filmiki, linki, które wstawia­ją znajomi na fejsie.
Magda uważa, że internet poszatkował jej mózg: - Zabrał mi koncentrację. Dawniej 40-stronicowy rozdział w książce łykałam na raz bez problemu, teraz ciągle się odry­wam, żeby coś sprawdzić, gdzieś zadzwonić.

Komórka w torebce
Kiedyś pytano ludzi, jakie trzy książki zabraliby na bezlud­ną wyspę. Teraz agencja Think
Kong zapytała Polaków, jakie jedno me­dium by wybrali. Prasę wskazało 2,5 proc., radio - 4 proc., telewizję - 10 proc., a internet - prawie wszyscy - 82 proc. Nie potrafilibyśmy już żyć bez sie­ci, zwłaszcza teraz, kiedy jest zawsze pod ręką.
Wygląda też na to, że najważniej­szym elementem damskiej torebki stała się komórka - 98 proc. kobiet mają za­wsze przy sobie, a 64 proc. czuje, że jest od niej uzależniona. Wśród mężczyzn za uzależnionych uważa się 58 proc. - wynika z badań McCann Worldgroup. 88 proc. ankietowanych jest zdania, że „smartfon jest gwarancją robienia cze­goś ciekawego”. Korzystają z niego co­dziennie średnio przez 1,5 godziny.

Przyklejeni do smarfona
- Ona jest przyklejona do smartfona! Musi go ładować dwa razy dziennie - opowia­da o Zuzi, swojej 16-letniej córce, Ro­bert, programista spod Warszawy. - Nie potrafi się skupić na rozmowie ze mną. Rozmawiamy, a ona komuś odpisuje. Za­uważyłem, że zarywa noce, więc skonfigu­rowałem modem tak, że jej smartfon nie ma dostępu do WiFi od godz. 23 do 4. Ale nie mam powodu do większych restrykcji, bo ona się świetnie uczy, startuje w olimpiadach przedmio­towych. Trochę też ją rozumiem, bo jej znajomi ze szkoły mieszka­ją w Warszawie. Nie pozwolę jej wracać pociągiem samej po nocy, więc najczęściej spotyka się z nimi na Facebooku.
Roberta dziwi tylko, że lice­aliści nie potrafią ze sobą roz­mawiać. Są w tym niezręczni, niezgrabni i kończą z ulgą: „Do­bra, to zobaczymy się wieczorem na fejsie”.
Inny Robert jest współtwór­cą przykościelnej grupy wsparcia Anonimowi Siecioholicy. Pod koniec studiów zauważył u siebie uzależ­nienie od gier komputerowych. Nie może jednak odciąć się od komputera, bo został programistą.
- Trzeba sobie wprowadzić restryk­cje - opowiada. - W domu nie korzystam z komputera poza robieniem przelewów i zakupami przez internet. W pracy rano sprawdzam prywatną pocztę i pozwalam sobie przez 10-15 minut coś obejrzeć.
Przez grupę przewinęły się osoby, które zmieniały pracę na niezwiązaną z kompu­terami. Był drobny przedsiębiorca, któ­rego firma zbankrutowała kiedyś przez rachunki za połączenia modemowe. Były rozpadające się małżeństwa.

Dzień drugi
Dzwonię już bez zażenowania. Bez te­lefonu czułem się jak głuchoniemy. Nie mogłem potwierdzić ping-ponga z przy­jacielem ani odebrać połączenia od siostry ciotecznej, z którą miałem się spotkać. W pracy szefowa szydzi, że siedzę w intemecie, i nie przyjmuje wyjaśnień, że sie­dzę merytorycznie. Ale i tak wiem, że mnie podziwia, wcześniej bezskutecznie próbowała namówić innych na odłączenie od sieci. Najlepszy był kolega, który stwier­dził, że teraz ma za dużo pracy, mógłby dopiero za miesiąc.
Najgorzej jest ze smartfonem. Cały świat na wyciągnięcie ręki, a nie wolno po niego sięgnąć. Czuję charakterystycz­ny skurcz mięśni prawego przedramienia, kiedy mi się nudzi - ręka już kieruje się do kieszeni po smartfon.
Susan Maushart przyznaje się do sy­piania z iPhone’em. Ale opisuje ostrzej­sze przypadki, np. facet z telefonem w wodoodpornej torebce chodził na­wet pod prysznic. Podaje zaczerpniętą z poradnika dla rzucających smartfony BlackBerry tzw. tabelę wstydu. Czy prze­rywam rozmowę z drugą osobą, żeby skorzystać z telefonu? Czy odpisuję na e-maile podczas posiłku z innymi? Czy piszę na klawiaturze podczas kierowa­nia samochodem? Czy wysyłam SMS-y podczas jazdy na nartach? Odpowiada: „Otóż nie wysyłam! Bo nie umiem jeź­dzić na nartach”.
Moje wyznanie wstydu wyglądałoby tak: zdarza mi się sięgać po iPhone’a w ko­lące, w korku samochodowym, podczas oglądania meczu piłkarskiego reprezen­tacji Polski, w trakcie nudnych spotkań towarzyskich. Wcale nie jestem z tego dumny. Czuję, że obowiązujący mnie te­raz zakaz to terapeutyczna część mojego eksperymentu dziennikarskiego.

Mózg jak wyszukiwarka
Gdybym nie mógł korzystać z internetu, nie wyszukałbym informacji o tym, że:
- Statystyczny Polak surfuje w sieci 18 godzin miesięcznie, Duńczyk 30 go­dzin, a Ukrainiec 11 - wynika z badań firmy Gemius.
- W Polsce jest 6,8 min użytkowników Facebooka, co daje nam 24. miejsce na świecie. Na Facebooku jest więc co trzeci polski internauta. Na świecie jest łącznie 750 min użytkowników serwisu.
- 69 proc. polskich pracowników ko­rzysta w pracy z internetu w celach pry­watnych - wynika z badań firmy Sedlak & Sedlak. Najczęściej odwiedzają sklepy in­ternetowe, prywatną pocztę, portale infor­macyjne i społecznościowe.
- Według amerykańskich badań cyto­wanych przez prof. Kazimierza Krzysztofka „młodzi ludzie korzystający z sieci zapamiętują nie informaqe, ale to, gdzie
ich szukać”. - Mózg zaczyna działać jak wyszukiwarka - komentuje profesor.

Szabat internetowy
William Powers, amerykański dzienni­karz, którego książka „Wyloguj się do życia” właśnie ukazała się w Polsce, pro­ponuje „internetowy szabat” - odłączanie się od internetu w każdy weekend. Przy­znaje, że wprowadzenie tej zasady było dla jego rodziny sporym dyskomfortem. Nie można sobie czegoś spontanicznie wygooglować, odpisać znajomym na e-maile. Ale pisze też o dużej korzyści: „Jeszcze raz uczyliśmy się zdolności do bycia samemu”.
„Wyobrażam sobie, że gdyby więcej mo­demów było wyłączanych w piątkowy wieczór, ludzie zaczęliby otwierać okna i wychodzić na ulice jak podczas przerwy w dostawie prądu, spotykać sąsiadów, któ­rych ledwie znają” - zauważa Powers.
I cytuje Stephena Kinga: „Nie sądzę, by ktokolwiek na łożu śmierci żałował, że nie spędził więcej czasu, rozmawiając przez komunikator internetowy”.

Dzień trzeci
Z wywiadu z prezesem Legii nic nie wy­szło, piszę tekst o Polakach i Rosjanach. Mam trochę namiarów, ale nie wszyscy odbierają telefon. Więc ostatnia kapitu­lacja - wchodzę na Facebooka, wyszuku­ję bohaterów, wysyłam im wiadomości. Ale obiecuję sobie: tylko merytorycznie. Obietnicy dotrzymuję. W jeden dzień zbieram prawie wszystko. Wydajność dwa, trzy razy większa niż przy zwykłej swobodzie internetowej.
Wieczorem robimy z córką (lat 12) parówki na kolację. Córka zawija się z talerzem do telewizora, zatrzymuję ją, że będzie wspólny posiłek jak w epoce przed- cyfrowęj. - Tak jak ostatnio, kiedy czytałeś coś na smartfonie? - pyta. Ma rację, czyta­łem i się tego wstydzę.
Rano sprawdzam zapis smartfona - eksperyment skończony. Mam 73 nie­odebrane e-maile i 22 powiadomienia na Facebooku. Oraz kilka postanowień: nie czytać smartfona w korkach ani podczas rozmowy z żoną, nie surfować bez celu, nie sprawdzać maniakalnie komentarzy na blogu i Facebooku. Siadam do pisania tekstu o Rosji i naprawdę nie surfuję po Morzu Czarnym.
Na koniec znajduję - oczywiście w in- temecie - test na uzależnienie od inter­
netu. Osiem pytań, trzy razy zaznaczam „tak”: że czasem nie mogę się doczekać wejścia do sieci, bywam rozdrażniony, kie­dy próbuję to ograniczać, i zdarza mi się siedzieć w intemecie dłużej, niż zamierza­łem. Reszta „nie”. Dostaję diagnozę: „Nie masz wcale lub masz niewiele objawów uzależnienia od internetu. Gratulujemy!”

Czubek góry
Przychodzi baba do lekarza i mówi, że nie może odciągnąć syna od komputera.
- No cóż, trzeba go będzie leczyć.
- Ale czym?
- Dziewczynami, papierosami i piwem.
Ten dowcip znalazłem w intemecie.
Kinga Jasińska, psycholog z warszaw­skiego ośrodka Polana, potwierdza, że nie- leczone uzależnienie behawioralne może przejść w chemiczne: - W szpitalu spot­kałam pacjenta, który wcześniej siedział w intemecie po kilkanaście godzin dzien­nie, grał, sprawdzał kompulsywnie porta­le społecznośdowe. Nie spał nocami, więc żeby funkcjonować w dzień, zaczął sięgać po amfetaminę. To go tak nakręcało, że zaczął brać leki uspokajające, które bardzo silnie uzależniają.
Psychoterapeuci mówią, że uzależnie­nie to wierzchołek góry lodowej. Najważ­niejsze, co jest pod nim. - Może to być ucieczka od rzeczywistości, nieumiejęt­ność radzenia sobie ze stresem. Uciecz­ka od relacji. Albo ucieczka od emocji - wylicza Jasińska.
Na przykład ktoś godzinami gra w Quake’a. Psycholog zapyta, po co mu taka tożsamość albo czy nie radzi sobie ze złością w realu. Ktoś kompulsywnie sprawdza informacje, psycholog spyta, skąd się biorą jego lęki. A kiedy ktoś wpi­suje na Facebooku dziesiątki nieważnych wiadomości, np. zaczyna dzień od postu „Poranna kawa”?
- Może nie ma bliskiej osoby, której może tę kawę podać? A może ucieka od rzeczywistości, bo zaraz wychodzi do pra­cy, której nie cierpi? Zawsze chodzi o to samo: o ludzi, o ucieczkę, o emocje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz