wtorek, 18 marca 2014

Król Bury



Na Podkarpaciu byt nietykalny. Ale dziś Ludzie związani z Janem Burym padają jak muchy pod ciosami prokuratorskich zarzutów. A wokół szefa klubu parlamentarnego PSL krąży CBA.

Styczeń 2014 r., Rzeszów, delega­tura Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Oficer pyta świadka o kontakty biznesowe Jana Burego, sze­fa klubu parlamentarnego PSL. Kobieta zeznaje do protokołu. Nagle się wzdra­ga: za plecami oficera, za oknem, rozbły­skuje wielki neon z napisem „BURY” - jak się okaże reklama miejscowej firmy, bez związków z politykiem.
Tę scenę kilka tygodni temu opowie­dział nam jeden z ludzi przesłuchiwanych przez CBA. Pytania o Burego potwierdzi­liśmy u dwóch innych świadków, którzy zeznawali w tym samym śledztwie.
Dlaczego służby chodzą za szefem klu­bu PSL? Dlaczego prześwietlają jego kon­takty? CBA nie zdradza. Prokuratura nabiera wody w usta. Jan Bury też z nami nie porozmawia, ale po pytaniu o CBA przesyła ostrzeżenie: „Nie wiem nic na ten temat. Natomiast jeżeli to praw­da, to sądzę, iż złamał pan tajemnicę państwową”.

Hodowca bydła płaci za Szczyrk
W Rzeszowie ludzie mówią o pośle Burym z szacunkiem: Jan albo prezes. Wokół prezesa od trzech lat robi się jednak pusto. Jego znajomi po kolei dostają I zarzuty, a w tle za każdym razem pojawiają się te same trzy litery: CBA.
Najpierw wiosną 2011 r. sam Bury, wte­dy jeszcze wiceminister skarbu, tłumaczy się w Biurze z udziałów w spółce, których nie wpisał do oświadczenia majątkowego.
Kilka miesięcy później ABW zatrzy­muje asystenta Burego, Wacława S. Za­rzut - próba wyłudzenia dotacji z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.
Na początku kwietnia 2013 r. CBA za­trzymuje Stanisława T., znajomego bi­znesmena. Zarzut: łapówki.
W tym samym czasie agenci wyprowa­dzają z domu marszałka województwa Mirosława Karapytę, najbliższego współ­pracownika Burego. Zarzuty: wymusza­nie seksu od pracownic i korupcja.
To najcięższy cios. Karapyta odpowia­dał za PSL-owskie kadry i unijne dotacje. W regionie był drugi po Burym. Na jego cześć działacze PSL przechrzcili nawet województwo podkarpackie na „podkarapyckie”. Bury widział w nim lidera listy do europarlamentu, ale po akcji CBA pub­licznie odciął się od kolegi.
Warto na chwilę zatrzymać się przy sprawie Karapyty. Ciąży na nim dzie­sięć zarzutów. Prokuratura i CBA chcia­ły go zamknąć od razu na kilka miesięcy w areszcie, ale sąd pozwolił mu odpowia­dać z wolnej stopy.
Pierwsi zajrzeliśmy do akt jego sprawy. Wynika z nich, że współpracownika Burego przez co najmniej rok osaczało CBA: był śledzony, agenci podsłuchiwali jego rozmowy. W tym czasie nieświadomy niczego Karapyta brał łapówki nie tylko w gotówce - od jednego z biznesmenów miał wziąć 30 tys. zł i żądać kolejnych pię­ciu - ale też w naturze i prezentach. Jedna z kobiet obiecywał załatwienie prawa jazdy, za co „trzykrotnie przyjął od niej ko­rzyść osobistą związaną z zaspokajaniem potrzeb erotycznych w postaci obcowa­nia płciowego i innych czynności seksu­alnych” jak ujęła to prokuratura. Za seks z inną kobietą pomagał załatwiać posa­dę w urzędzie marszałkowskim. Od sto­larza z Medyki, który wykańczał mu dom, wziął łóżko i cztery szafki - w rewanżu obiecał stanowisko w urzędzie dla syno­wej. Hodowcy bydła w zamian za wczasy w Szczyrku i przejazd do Włoch załatwiał dotację z urzędu marszałkowskiego.
Czy to w związku ze sprawą Karapyty CBA w Rzeszowie pyta o szefa klubu parlamentarnego PSL?

Kolacja, hotel, prostytutka
W aktach sprawy Karapyty kilkakrotnie pojawia się nazwisko Stanisława T., bi­znesmena, który miał przekazać marszał­kowi 30 tys. zł łapówki i dostał obietnicę załatwienia sprawy w urzędzie.
Jak się okazuje, Stanisław T. od kilku­nastu lat zna się z Janem Burym. Z doku­mentów Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że dwa dni przed wyborami par­lamentarnymi w 2011 r., w których Bury kandydował do Sejmu, Stanisław T. wpła­cił 10 tys. zł na konto PSL.
Inne z zarzutów dla Karapyty mó­wią o łapówce od przedsiębiorcy pra­cującego przy budowie autostrady A4. Karapyta obiecywał mu wpływy m.in. u ministra transportu Sławomira Nowa­ka. W zamian biznesmen postawił Karapycie kolację, hotel, a także opłacił mu prostytutkę, wszystko w luksusowym spa Blue Diamond obok rzeszowskiego lotniska.
W Blue Diamond dobrze znają też Jana Burego. Kilka tygodni temu brylował tam na noworocznym spotkaniu z działacza­mi PSL. A na internetowej stronie hotelu, w zakładce „znani goście” na pierwszym miejscu wisi zdjęcie Burego z Karapytą.
Nasi rozmówcy twierdzą, że poseł od wielu lat zna się z mężem właścicielki ho­telu Zbigniewem Klocem. Bywa w Blue Diamond. - Poznali się jeszcze w techni­kum, znajomość przetrwała do dziś. Jan często wpada do Kloca pomoczyć się w ja­cuzzi - opowiada jeden z działaczy PSL.
Urząd marszałkowski w 2010 r. przy­znał hotelowi ponad pięć milionów zło­tych dofinansowania.

Mnie tu nie ma
Poniedziałek, Warszawa. Wertujemy opa­słe skoroszyty, które PSL przysyła do Pań­stwowej Komisji Wyborczej. Setki stron, setki przelewów. Składki członkowskie, darowizny, wpłaty na fundusze wyborcze. Wzorowy porządek, ale żeby dotrzeć do informacji, kto wpłacał gotówkę na kam­panię posła Burego, trzeba sprawdzać każ­dą wpłatę „na piechotę” - informacje nie są dostępne w jednym miejscu, ale roz­siane po skoroszytach. Spisujemy pierw­sze z brzegu nazwiska kilkunastu osób, które przelewały pieniądze z dopiskiem „Jan Bury”. Charakterystyczne: większość wpłat dla Burego to duże i okrągłe kwoty: po 5,10 tys. zł.
Środa, Rzeszów. Jedziemy na spotkanie z działaczem PSL, nazwijmy go X.
X zachowuje się jak zawodowy szpieg. Zanim się spotkamy, trzy razy zmienia numer telefonu, w końcu wyznacza miej­sce, cichą restaurację na obrzeżach mia­sta. Zajmujemy niewielką salę, działacz zamyka drzwi i odkłada daleko telefony. Jest ostrożny. - Nie ma mnie w tej historii mówi. - Mam dziecko, żonę, mieszkam tu. Nie wiecie, jak wpływowy jest Bury.
Co to znaczy: wpływowy?
Ma ludzi wszędzie. Nikt nie zrobi ka­riery, jeśli koledzy z partii Jana zagną na niego parol.
Gdy pokazujemy mu listę wpłat na kam­panię Burego, na ustach X pojawia się szeroki uśmiech: - Trafiliście w dziesiątkę.

Urzędnik płaci 10 tysięcy
Czytamy listę wraz z X. Okazuje się, że na kampanię i partię płacą w Rzeszowie i oko­licach wysocy rangą pracownicy Agencji Nieruchomości Rolnych, szefowie Agen­cji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolni­ctwa, dyrektorzy oddziałów Agenci Rynku Rolnego, nawet szefowie Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego czy Ochotni­czych Hufców Pracy. Jeden z szefów Rze­szowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego wysupłuje aż 11 tys. zł. Na kampanię Bure­go płacą członkowie managementu spółek, w których ma akcje (każdy ze znalezionych przez nas wpłacał po 5 tys. zł).
X rozkodowuje dla nas pozycję wpłaca­jących w instytucjach i urzędach:
Kierownik powiatowej ARiMR - wplata 5 tys. zł. Szef biura pisania projektów unij­nych -15 tys. zł.
Syn szefa spółki z grupy energetycznej PGE - 5 tys. zł. Jeden z szefów Wojewódz­kiego Funduszu Ochrony Środowiska - 10 tys. zł na Burego i 9 tys. darowizny na PSL.
Szef Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Spo­łecznego - 10 tys. zł. Ważna urzędniczka kuratorium - 2 tys. zł.
Mówi X: - To ludzie związani z PSL. Nie zawsze działacze, czasem po prostu za­wdzięczają Buremu lub partii posady. Zo­baczcie, ilu wpłat dokonali ludzie z urzędu marszałkowskiego w Rzeszowie. To miej­sce, którym zarządzał do niedawna Mirek Karapyta.
Sprawdzamy, jak hojni byli w 2011 r. pracownicy urzędu marszałkowskiego: dyrektor departamentu rozwoju obsza­rów wiejskich - 5 tys. zł. Jego pracownica - 6 tys. zł. Wicedyrektor departamentu or­ganizacyjnego - 5 tys. zł. Dyrektor depar­tamentu rozwoju regionalnego - 5 tys. zł. Pracownik departamentu dróg - 2 tys. zł.

Wielu ludzi wpłacających na PSL lub Jana Burego po 5, 10 i 20 tys. zł pracuje w Rzeszowie w instytucjach kontrolnych. Szef inspektoratu spożywczego (instytu­cja kontrolowała m.in. spółkę Makarony Polskie, w której Bury jest udziałowcem) wpłaca 5 tys. zł.
Szef kontroli wewnętrznej urzędu mia­sta tylko w jednym roku daruje PSL aż 16 tys. zł.
Beata Adamska, pracownica urzę­du marszałkowskiego, regularnie płaci składki w PSL (kilkaset złotych rocznie). Z dokumentów PKW wynika, że Adam­ska w październiku 2011 r. przelewa na kampanię Burego 5 tys. zł, a chwilę potem (tego samego dnia) dopłaca jeszcze tysiąc. Adamska to żona wiceszefa rzeszowskiej delegatury NIK, Pawła Adamskiego. On też w 2011 r. pragnie, aby Jan Bury dostał mandat - przelewa mu 3 tys. zł. Sprawdza­my: oprócz tego wpłaca w 2011 r. ponad tysiąc złotych na PSL.
X: - W urzędzie marszałkowskim więk­szość stanowisk obsadzona jest oficjalnie w drodze konkursu. Pewnie konkursy mo­głaby sprawdzić Najwyższa Izba Kontro­li, ustalić, jak to się dzieje, że dyrektorami zostają ludzie PSL. Ale raczej nie spraw­dzi. Coś mi się przypomniało: wiecie, że Adamski to były wspólnik Burego? Kilka­naście lat temu razem z żoną byli udzia­łowcami należącej do niego spółki, blisko współpracowali ze „Szczypiorem” Jan­kiem Dziedzicem, kierowcą posła. Wy­dawali gazetę. Kiedy padła, Adamski przeniósł się do NIK.

Czy wpłata to polityka?
Jedziemy do wiceszefa rzeszowskiej NIK, ale o 14-30 Adamskiego nie ma w pra­cy. Gdy dzwonimy, nie chce rozmawiać o wsparciu dla Burego. Rzuca, że to jego prywatna sprawa; o wpłatach też „nie bę­dzie rozmowy”. Czy sponsorowanie szefa lokalnego PSL nie stawia pod znakiem zapytania jego apolityczności jako kontrolera? Trzask wyłączanego telefonu.
W rzeszowskiej NIK pracuje również rodzina wspomnianego Jana „Szczypiora” Dziedzica, Urszula Dziedzic. Ona też re­gularnie wpłaca na PSL. Mówi X: - Taka sytuacja: były wspól­nik Burego, Paweł Adamski, kontroluje urząd marszałkowski, w którym pracuje jego żona.
Zaglądamy w dokumenty kontroli w urzędzie podpisanej przez Adamskiego w 2013 r. - wniosków pokontrolnych brak. Ocena - pozytywna.
Po naszym pytaniu o Adamskiego szef NIK Krzysztof Kwiatkowski reaguje bły­skawicznie - wszczyna postępowanie wyjaśniające, bo ustawa zabrania jego podwładnym „publicznego manifestowa­nia poglądów politycznych”.
NIK ma teraz twardy orzech do zgryzie­nia - czy wpłata na kampanię to manife­stacja poglądów?

Komendant wozi posła
Nasi rozmówcy twierdzą, że CBA wypy­tuje ich m.in. o kontakty Burego z ludź­mi powiązanymi ze służbami, prokuraturą
i sądami - na przykład o zastępcę komen­danta głównego policji, nadinspektora Mirosława Schosslera.
Kim jest Schossler? Obaj z Burym znają się od czasów studenckich. Jeden z naszych rozmówców: - Kilka razy wi­działem, jak Bury po tygodniu pracy w Warszawie lądował na lotnisku w Rze­szowie. Schossler ubrany w dres czekał na niego na parkingu. Wsiadali do samocho­du i znikali gdzieś razem.
Schossler określa swoje relacje z Burym jako koleżeńskie. Nie zaprzecza, zdarzało mu się podwozić gdzieś posła z lotniska.
To ciekawe, bo według oświadczenia majątkowego wiceszef policji nie ma sa­mochodu. Czyim autem woził Burego?
- Należącym do rodziny - wyjaśnia. I do­daje, że bywało też odwrotnie, gdy to poseł zapraszał go do swojej skody octawii. Jego zdaniem w znajomości nie ma nic niesto­sownego: - Trudno jest mi wyobrazić so­bie sytuację, że miałbym odwracać głowę i udawać, że nie znam człowieka, z którym łączą mnie koleżeńskie kontakty.
Zona Mirosława Schosslera do niedaw­na była kadrową w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie.

Inna znajomość Burego: rzeszowskie mał­żeństwo Pawła i Magdaleny Jandów. On - prezes Sądu Rejonowego w Rzeszowie, orzekający w sprawach gospodarczych, od ponad dwóch lat członek Trybunału Stanu. Ona - radca prawny z -własną kancelarią.
Paweł Janda trafił do Trybunału Stanu z rekomendacji PSL, jego życiorys z try­buny w Sejmie przedstawiał Bury. Z kolei kancelaria jego żony w 2008 r. rozpoczęła obsługę prawną urzędu marszałkowskie­go. W ciągu trzech lat urząd wypłacił jej ok. pół miliona złotych (wszystko z wol­nej ręki). Po objęciu stanowiska marszał­ka przez Mirosława Karapytę przetargi na obsługę prawną wygrywały konsorcja z udziałem Jandy - w ciągu trzech lat dostały 2,2 min zł. Kancelaria Jandy od 2009 roku współpracuje też ze spółką prowa­dzącą rzeszowskie lotnisko. Tu stawka jest zryczałtowana: 84 tys. zł rocznie.
W historii rachunku bankowego PSL z lat 2011-2012 znaleźliśmy ślad po kilku darowiznach od Magdaleny Jandy, w su­mie na ponad pięć tysięcy złotych.
Czy żonie sędziego wypada finanso­wać rządzącą partię? - Moje poglądy po­lityczne stanowią sferę osobistą. Wpłaty były zgodne z prawem, transparentne i pochodziły z mojego majątku osobistego, bowiem z mężem pozostajemy w rozdziel­ności majątkową - twierdzi Janda.
O znajomość z małżeństwem Jandów pytamy też posła Burego. Odpowiedzi są skąpe: nie rekomendował radcy w urzę­dzie marszałkowskim, a sędziego zna od kilkunastu lat. Skąd? Sędzia Janda jest w Rzeszowie osobą publiczną - odpowia­da Jan Bury, od lat członek Krajowej Rady Sądownictwa.

Trudno nie odnieść wrażenia, że poseł Bury w ostatnich latach nie miał ręki do ludzi. Weźmy takiego Marka M. Od lat jest gwiazdą warszawskiej palestry, przed laty bronił Lwa Rywina. W czasie gdy Bury był wiceministrem skarbu, trafił z usługami swojej kancelarii do nadzorowanej przez resort spółki PSE Operator. Współpraca zakończyła się dla niego nieprzyjemnie: wylądował na ławie oskarżonych z zarzu­tem wystawienia spółce ponad dwudzie­stu fikcyjnych faktur (za przeglądanie akt, rozmowy z prokuratorami i wizyty w urzę­dach) na ponad 560 tys. zł.
W aktach sprawy nazwisko Burego po­jawia się już na pierwszych kartach. Była prezes PSE Operator Stefania Kasprzyk tak opowiedziała podczas przesłuchania o pomyśle ministra na zarządzanie ener­getyką: „Współpraca [z M. - przyp. red.] rozpoczęła się z rekomendacji (...) pana ministra Jana Burego. Jego rekomenda­cje pojawiły się już w grudniu 2007 roku [Bury pojawił się w rządzie w listopa­dzie - przyp. red.], natomiast udało mi się przeciągnąć sprawę (...). Pytania pana mi­nistra pojawiały się regularnie - kiedy roz­poczniemy współpracę z mec. M.”.
Zapytana przez prokuratora, co by było, gdyby spółka nie podpisała umowy z kan­celarią M., pani prezes odpowiedziała krótko: „Spodziewałabym się odwołania. Wynikało to z kontekstu rozmów”. Dlaczego Buremu zależało na wciśnięciu M.? W zezna­niach prezes Kasprzyk czytamy, że adwokat przechwalał się znajomościami w warszaw­skiej prokuraturze. Mówił, że wyciszy śledz­two dotyczące siedziby spółki, które - jak miał stwierdzić - „jest sprzeczne z interesem pre­miera Pawlaka”.
Wybór M. nie był przypadkowy: Bury przy­znał podczas przesłuchania, że jako wicemini­ster widywał się z M. czasami nawet dwa razy dziennie.
Kancelaria adwokata M. w ostatnich latach zarabiała także w PSL. Na rachunku Stronni­ctwa znaj dujemy dwa przelewy wychodzące do firmy M. - w sumie na ok. 73 tys. zł.
Za czasów ministra Burego PSE Opera­tor podpisała także dwie umowy z firmą High Profile Strategie Advisors, prowadzoną przez byłych dziennikarzy. Dwa i pół roku później firma pojawiła się na liście płac PSL. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która bada­ła umowy PSE z High Profile, stwierdziła, że współpraca „mogła stanowić próbę ominięcia ustawy o zamówieniach publicznych”.

Dobra opinia środowiskowa
Z akt Karapyty: „Sprawa ma charakter wielo­wątkowy i wieloosobową konfigurację, a pro­ces gromadzenia materiału dowodowego (...) znajduje się w fazie początkowej Podej­rzany może podjąć próbę matactwa. W trakcie wykonywania czynności w budynku Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie polegających na zabezpieczeniu dokumentacji z wyjazdów służbowych odebrał dokumenty wydawane funkcjonariuszom, a następnie zatrzymał je w swoim gabinecie”.
Mówi osoba zaangażowana w śledztwo: - To dlatego tak bardzo zależało nam na areszcie tymczasowym. Zarzuty dla Karapyty to dopie­ro początek. My chcemy sięgnąć wyżej.
Na razie plany śledczych pokrzyżowała lu­belska sędzia Katarzyna Gałus, zamieniając areszt na kaucję. Uzasadniając swoją decyzję, stwierdziła, że Karapyta, przeciw któremu ze­znawali zarówno urzędnicy, jak i przedsiębior­cy, „cieszy się dobrą opinią środowiskową”. Na koniec zwróciła się do oskarżonego: - Powi­nien pan być zadowolony.
Niektóre dane rozmówców i bohaterów tekstu zastały zmienione

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz