piątek, 28 lutego 2014

Jan bez ziemi



Jan Pietrzak to czysty PRL. Nie tylko dlatego, że kocha on szalenie urządzać jubileusze, w dodatku samemu sobie. Podobnie jak kiedyś nieboszczka Polska Ludowa. On żywą historią PRL-u jest i PRL-em na wskroś przesiąknięty.
Jak Polska Ludowa, kraj młodości mojej, Jan Pietrzak pisze sobie historię własną. Własnych dokonań i sukcesów. Co dekada, to nieco inna historia, znakomicie dostosowana do wymagań aktualnego etapu rozwoju Pietrzaka, potrzeb chwili. W ostatnich latach Pietrzak kreuje się na czołowego barda IV RP. Siebie i swój Kabaret Pod Egidą. Zabawne historie z tego wychodzą. Bo Pietrzak, jak starzy radzieccy propagandyści, usuwa z historii kabaretu niewygodne, skłócone z nim osoby. Jeszcze 30 lat temu szczycił się, że Pod Egidą występują tacy autorzy jak Ryszard Marek Groński, a teksty piszą Daniel Passent czy Jerzy Urban. Dziś Pietrzak usuwa ich ze wspólnej fotografii, niczym Trockiego, Ziemieniewa i Kamieniewa stalinowscy dziejopisarze. Ale nie dziwmy się. Oni zostali wierni swoim poglądom, a Pietrzak zawsze konformistą był, z prądem płynął.
Kiedy było wygodnie, eksponował w swym życiorysie szkołę Kadetów Wojska Polskiego i studia socjologiczne na Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR. Tych ostatnich chyba nie skończył i ma wykształcenie "prezydenckie". Obchodząc dziś 40-lecie Egidy, wspomina więc o klubach studenckich, gdzie jego kabaret powstał, ale o studiach już nie. Nie wspomina też, że były to kluby Zrzeszenia Studentów Polskich, potem Socjalistycznego, że były kluby Związku Młodzieży Socjalistycznej. I chyba tylko na karb jego wieku złożyć można, że złotej odznaki Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich, jaką od nomenklatury tego \"komunistycznego\" związku otrzymał, też dziś nie pamięta.
Pietrzak pamięta to, co mu wygodne. Romans z \"Solidarnością\", zapisy cenzorskie w PRL-u, okresowe zakazy występów. Nie pamięta deszczu nagród, jakie na przeróżnych PRL-owskich festiwalach otrzymywał, zwłaszcza w Opolu. Nie pamięta swych książek w PRL-u wydawanych, i to w legalnym obiegu. Chałtur przelicznych, koncertów wśród Polonii, co przy ówczesnym kursie dolara żyłką złota było. Paszport dostawał. Zresztą jak wspomina kooperujący z Pietrzakiem, pan Janek płacił dobrze tylko sobie, a na pozostałych podmiotach wykonawczych oszczędzał. Argument miał niezawodny - liczne dzieci do wykarmienia. A w PRL-u opieka socjalna należała do pryncypiów ustrojowych.
Pietrzak zawsze walczył o stary, słuszny ustrój - o kapitalizm. Tak przynajmniej dzisiaj deklaruje. Ale kiedy ten kapitalizm nastał, pan Janek nie potrafił się w nim odnaleźć. Robił interesy, sklep nawet założył. Tylko że mentalność PRL-owskiego prywaciarza dołowała go. Sklep został zamknięty, interes skarlał. Do tego przez całą III RP pan Janek prezentował typową, PRL-owską postawę roszczeniową. Dajcie mi lokal na kabaret, bez przerwy marudził. Powołując się przy tym na swoje zasługi w obalaniu pierwszej komuny. Niczym stare komuchy żądające przydziału na mieszkanie, bo zasłużyli się w walce z reakcyjnym podziemiem. PRL-owska mentalność Pietrzaka sprawiła, że ten inteligentny przecież człowiek nie pojął, że czasy socjalistycznych przydziałów minęły. Że powinien sobie kupić albo wynająć lokal.
Skoro w trzeciej RP nie dostał, zapisał się do czwartej. Może Kaczory za prozę proreżimową teraz coś mu dadzą. Za wysługę.
Należy mu się, bo pluje na SLD, ile jeszcze mu sił starcza. Wspominając klub parlamentarny SLD, zauważa, że nasz wybór \"świadczy o wielkiej sile naszej demokracji, w której nawet gluty mają swoją prezentację\". Nie wspomina o swojej przygodzie politycznej. Kandydował przecież na prezydenta RP, zupełnie serio. Głosów dostał tyle, że nie starczyłoby na powiatowego radnego.
Jan Pietrzak ostatnio ciężko walczy z postkomuną i PRL-em. Koniunkturalnie i mentalnie. Bo swoje największe sukcesy osiągnął, krytykując PRL. PRL wtedy głowy mu nie urwał i teraz też tego nie zrobi. Bez PRL-u Pietrzak jako kabareciarz jest wypalony. Bo w nowym ustroju nie może się odnaleźć. Bez PRL-u, nawet tego wyimaginowanego, traci w IV RP grunt pod nogami.
Piotr Gadzinowski

1 komentarz: