wtorek, 28 stycznia 2014

Prawicowe źródełko



Za Grzegorzem Biereckim idą duże pieniądze. - PÓŁ prawicy siedzi u niego w kieszeni - mówi znajomy założyciela SKOK.

Poseł: – Zafundował bursztynową sukienkę dla Matki Boskiej na Jasnej Górze, wyłożył pieniądze na film o księdzu Popiełuszce, wykupuje reklamy we wszystkich prawicowych mediach... Grzesiek siedzi na pieniądzach i cała prawica się do niego pcha. Znajomy niedawno mi powiedział: „To źródełko, z którego piją wszyscy. Lepiej nie chodzić do niego za często, bo jeszcze wyschnie”. – Grzegorza ta sytuacja frustruje. Wszyscy przychodzą do niego z pomysłami. Ale nie – jak zarobić. Każdy chciałby tylko wydawać – wczuwa się jeden z prawicowych działaczy. Jednocześnie przyznaje, że też czerpie ze źródełka.

Człowiek wybitnej pracy
Grzegorz Bierecki. Milioner o wyglądzie księgowego: pod pięćdziesiątkę, lekko pucołowaty, włosy przyczesane na bok, okulary w drucianych oprawkach. Wykształcenie humanistyczne, pierwszy zawód – szlifierz bursztynu. Pod koniec lat 80. pracował w spółdzielni rzemieślniczej, robił wisiorki, koraliki. Jest twórcą potęgi SKOK, Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych, do których należy już 2,5 miliona osób.
Bierecki mówi, że to nie są parabanki. Sam nazywa je bankami pobożnymi. To jednak coś więcej – samowystarczalny system. Z własnym towarzystwem ubezpieczeniowym (SKOK Ubezpieczenia), funduszem inwestycyjnym (Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych), firmą leasingującą samochody (SKOK Leasing), instytutem naukowym (SIN), agencją ratingową (ARS), domem mediowym (Apella), gazetami („Tygodnik Podlaski”, „Gazeta Bankowa”), portalem informacyjnym (stefczyk.info), biurem podróży (Ecco Holiday) i sądami – arbitrażowym i polubownym. Spółdzielcze Kasy formalnie są własnością członków kas, ale faktycznie system pozostaje w rękach rodziny. Jego mózgiem jest Grzegorz Bierecki, a w prowadzeniu biznesu pomaga mu brat Jarosław. Żona Marzena jest we władzach związanego ze SKOK Stowarzyszenia Krzewienia Edukacji Finansowej, przy którym działają oba spółdzielcze sądy.
Lech Kaczyński powiedział kiedyś: „Jeśli ktoś ma pieniądze, to znaczy, że skądś je ma”. Bierecki ma ich
dużo. Dziesięć milionów złotych oszczędności, papiery wartościowe i udziały w spółkach o wartości paru kolejnych, fotele we władzach kilkunastu podmiotów gospodarczych. – Jest bogaty, ale nie obnosi się z tym. Jeździ, co prawda, SUV-em, ale to tylko hyundai. Jego dom w Gdańsku jest ładny, ale też bez przesady mówi poseł PiS Andrzej Jaworski, trójmiejski znajomy Biereckiego.
Może i się nie obnosi, ale to, jak się nosi – masywny zegarek, widok na parlament ze stumetrowego apartamentu w warszawskim Sheratonie, szklaneczka whisky w lobby na parterze – na moich rozmówcach robi wrażenie. Podobnie jak to, że Bierecki coraz chętniej wychodzi poza SKOK i nie boi się inwestycji w prawicowe przedsięwzięcia. SKOK Holding, czyli czapa całego systemu, ma udziały w dwóch interesach związanych z imperium o. Rydzyka: w Geotermii Toruń i sieci komórkowej „W naszej rodzinie” oferującej telefony „osobom spychanym do tej pory na margines: starszym, niepełnosprawnym, samotnym”. Spółki należące do holdingu współfinansują powstającą monografię Lecha Kaczyńskiego, są głównym reklamodawcą „Gazety Polskiej”, „Gazety Polskiej Codziennie”, „Naszego Dziennika” i serwisu Niezalezna.pl. Stefczyk.info ściśle współpracuje z serwisem braci Karnowskich Wpolityce.pl, a SKOK Stefczyka, największa kasa w Polsce, funduje stypendia dla studentów i pracowników naukowych uczelni działającej przy Radiu Maryja.
Do tego dochodzi działalność społeczna. Spółdzielcze Kasy wspierają finansowo wszystko, co może zainteresować prawicowego wyborcę: galę Człowieka Roku „Gazety Polskiej”, koncert „In Memoriam” prowadzony przez Jerzego Zelnika i Małgorzatę Kożuchowską w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej, zakup tabernakulum na Jasną Górę, wydanie patriotycznego śpiewnika. W sprawozdaniach finansowych spółek holdingu można nawet znaleźć wzmiankę o... sponsoringu pielgrzymki Benedykta XVI do Polski. Słowem: jeśli na prawicy coś się dzieje, to SKOK albo już w tym jest albo zaraz będzie. Pozostaje tylko pytanie: czy hojność holdingu Biereckiego i jego polityczne zaangażowanie to patriotyczny odruch serca, czy może coś więcej?
Próbuję umówić się z Biereckim na rozmowę. Senator proponuje spotkanie po weekendzie, bo właśnie wylatuje z Warszawy. A poza tym – mówi – co nagle, to po diable. Jest tylko jeden warunek: muszę przyjechać do Trójmiasta. Mam zadzwonić do rzecznika SKOK i ustalić termin. Dzwonię raz i drugi – słyszę, że trwa szukanie wolnego miejsca w kalendarzu. Mija weekend, bilet do Gdańska kupiony, a ja wciąż czekam. Minęło już pięć dni. Ostatnia próba. Niestety, rzecznik nie ma dla mnie dobrych wieści: – No, przykro mi, panie redaktorze. Prezes jest człowiekiem wybitnej pracy, ale, proszę zrozumieć, tempo jest pioruńskie. Odpowiemy e-mailem.

Człowiek z orkiestrą
Jesień 2011, kampania wyborcza do parlamentu. Spotkanie z mieszkańcami Białej Podlaskiej, przemawia kandydat Grzegorz Bierecki. – Dlaczego decyduję się iść do Senatu? Faktycznie mogę powiedzieć, że tę decyzję podjąłem 10 kwietnia. Tylko sam w tę decyzję nie wierzyłem. To mi zajęło – głos Biereckiego zaczyna drżeć, oczy robią się szkliste – trzy dni. Żebym przestał płakać. I ciągle jeszcze dławi mnie, kiedy widzę ten wrak! – Bierecki potrząsa pięścią. Brawa. Czyli jednak odruch serca? Chyba tak by to należało rozumieć, chociaż poseł Jaworski, którego pytałem o powody politycznego zaangażowania Biereckiego, sugeruje, że sprawa jest bardziej złożona: – Grzesiek ma szansę, by jako pierwszy Polak zostać szefem WOCCU [World Council of Credit Unions – Światowa Rada Unii Kredytowych, do której należy SKOK, Bierecki obecnie jest w niej wiceprezesem – przyp. red.]. Obecność w parlamencie na pewno mu w tym nie przeszkodzi, w USA senator ma inną renomę niż w Polsce.
– A ambicje polityczne się nie liczą? – pytam. – Gdybym był na jego miejscu i miał do wyboru: zostać szefem WOCCU czy być – dajmy na to – ministrem finansów, to nie wahałbym się ani chwili. Prezes WOCCU jest przyjmowany przez premierów na całym świecie.
Prawicowy działacz, ten, który opowiadał mi o frustracji Biereckiego, mówi co innego: – Myślę, że chodziło o immunitet na wypadek, gdyby Platforma zdecydowała się na jakieś drastyczne posunięcie. Poza tym, będąc w Senacie, łatwiej może dbać o interesy SKOK. No i ostatnia sprawa – budowanie politycznej pozycji. Już dziś wszystkie prawicowe media siedzą u niego w kieszeni. Nie chcę powiedzieć, że następnym krokiem będzie detronizacja Jarosława Kaczyńskiego, ale prezes PiS na pewno musi się już z nim liczyć. A będzie musiał jeszcze bardziej.

Wątek immunitetu jest czystą spekulacją, ale pozostałe dwa powody brzmią logicznie. Spółdzielcze Kasy od października będą objęte nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego. Skutki tego mogą być dla kas bolesne – pojawią się nowe restrykcje i wymagania KNF, więc wsparcie parlamentu na pewno się przyda. Zapewnić je ma trzyosobowa reprezentacja: wiceszef senackiej komisji finansów Grzegorz Bierecki, członek tej komisji Henryk Cioch, profesor prawa i wieloletni ekspert kas, oraz były minister w Kancelarii Prezydenta Maciej Łopiński, urlopowany doradca prezesa centrali SKOK, który na razie ma na koncie tylko jedną interpelację poselską. W sprawie kas, rzecz jasna.
Ale front obrony kas jest znacznie szerszy: tworzą go cały klub parlamentarny PiS oraz wszystkie media, w których kasy wykupują reklamy. Wystarczy mała wzmianka o Biereckim i zaraz odzywa się cała orkiestra: z odsieczą ruszają politycy PiS, blogerzy, zaprzyjaźnieni dziennikarze. Bierecki ze środowiskiem PiS kojarzony jest od zawsze dobrze znał się z Lechem Kaczyńskim, który był jednym z inicjatorów polskich kas, ale w walkę polityczną na poważnie zaangażował się dopiero podczas wyborów prezydenckich w 2010 roku – Skok Ubezpieczenia zalał wówczas Polskę billboardami łudząco podobnymi do reklam Jarosława Kaczyńskiego. Tłem obu plakatów była falująca biało-czerwona flaga. Hasło SKOK brzmiało „Teraz Polska”, a Kaczyńskiego – „Polska jest najważniejsza”. Spółdzielcze Kasy zresztą nie kryły się ze swoimi intencjami. W sprawozdaniu finansowym spółki Media SKOK napisano precyzyjnie: akcja została „przeprowadzona w okresie wyborów prezydenckich”.

Człowiek z grubym portfelem
Podczas zeszłorocznych wyborów parlamentarnych kasy siedziały już w politycznej bieżączce po uszy. Przed rozpoczęciem kampanii SKOK Holding stworzył spółkę Apella, która przejęła inną spółkę córkę, czyli Media SKOK. Nazwę nawiązującą do zgromadzenia ludowego w starożytnej Sparcie podobno wymyślił sam Bierecki. Pomysł był z podtekstem – skoro wrogi salon miał swoją Agorę wydającą „Gazetę Wyborczą”, to drugi obieg miał mieć Apellę. Spółka przejęła w spadku po Media SKOK całe władze z Romualdem Orłem (tym samym, który za PiS kierował TVP) jako prezesem i Biereckim, członkiem rady nadzorczej.
Apellę wymyślono jako trzy w jednym: agencja reklamowa obsługująca kasy, dom mediowy oraz wydawnictwo. Założenie było takie, że do Apelli przeniosą się wszystkie tytuły związane z „Gazetą Polską”, włącznie z powstającym dziennikiem „Gazetą Polską Codziennie” – opowiada osoba uczestnicząca w negocjacjach. – Wszystko było już dograne, ale Tomasz Sakiewicz [naczelny „Gazety Polskiej – przyp. red.] w ostatniej chwili się wykruszył. Przestraszył się siły Biereckiego i się wycofał. Bał się, że straci kontrolę nad tytułami.
O tym, jak wyglądała sekwencja czasowa tych rozmów, świadczy ruch w sądowych rejestrach. Kiedy w lipcu wydaje się, że rozmowy zmierzają do szczęśliwego finału, w radzie nadzorczej Apelli melduje się Ryszard Czarnecki, europoseł PiS i felietonista „Gazety Polskiej”, główny architekt porozumienia. Gdy pojawiają się pierwsze wyboje, w KRS rejestruje się spółka Forum, której prezesem zostaje Sakiewicz. A kiedy wszystko się rozsypuje, Czarnecki pojawia się w Forum i zaraz potem ulatnia się z Apelli.
– Fuzja się nie udała, ale i tak wyszło na jedno, bo w rzeczywistości to kasy utrzymują „GPC”. Są głównym reklamodawcą gazety – twierdzi nasz rozmówca. Bierecki i jego rzecznik odmawiają odpowiedzi na temat negocjacji z szefem „Gazety Polskiej Codziennie”. Podczas pertraktacji z Sakiewiczem Apella, występująca wówczas jeszcze pod szyldem Media SKOK, działała też na dwóch innych frontach. Po pierwsze, pracowała dla warszawskiego sztabu wyborczego PiS, dzierżawiąc mu billboardy w całym kraju. Umowy, do których dotarł „Newsweek”, nie wyjaśniają szczegółów tej współpracy. Nie wiadomo, czy spółka na zlecenie partii Jarosława Kaczyńskiego jedynie wynajmowała powierzchnie reklamowe od firm zewnętrznych, czy może odstępowała billboardy, które miała wcześniej zarezerwowane dla innego klienta – np. dla SKOK (w tym czasie imperium Biereckiego prowadziło już dużą akcję reklamową z udziałem aktora Artura Żmijewskiego). Romuald Orzeł, z którym podzieliłem się swoimi wątpliwościami, zasłania się w tej sprawie tajemnicą handlową.
Po drugie, spółka Media SKOK prowadziła kampanię samego Biereckiego w Białej Podlaskiej. Współpraca musiała układać się dobrze, bo komitet PiS przelał na jej konto łącznie prawie półtora miliona złotych! Innymi słowy, spółka zrobiła kampanię wyborczą członkowi swoich władz i przyjęła lukratywne zlecenia od reprezentowanego przez niego komitetu.
To nie wszystko. Spółdzielcze Kasy wsparły też Biereckiego nieoficjalnie, zalewając media w Białej Podlaskiej swoimi reklamami. Na antenie Katolickiego Radia Podlasie pojawiły się nawet cykliczne audycje, w których Bierecki pojawiał się nie jako kandydat do Senatu, a prezes kasy. Media SKOK w swoim sprawozdaniu finansowym utrzymuje, że te „zintensyfikowane działania” miały poprawić „sprzedaż usług i produktów Kasy Stefczyka w regionie”. O tym, że przy okazji pełną parą szła kampania jej prezesa, nie wspomina ani słowem.
Przed wyborami Bierecki nie miał z Białą Podlaską nic wspólnego, ale podczas kampanii wjechał do niej jak do siebie. Kupił w mieście mieszkanie, założył fundację Kocham Podlasie, na którą przeznacza rocznie 100 tys. zł, został jednym z fundatorów srebrno-bursztynowej figury patrona miasta, Michała Archanioła. Powiązane z nim spółki kupiły „Tygodnik Podlaski”, zainwestowały w miejscowy klub piłkarski, zaczęły fundować stypendia lekkoatletom...
Miejscowy działacz PiS z uznaniem kiwa głową: – Do czasu tej kampanii w Białej szarogęsiło się kilku samorządowych bonzów. Aż tu nagle pojawił się człowiek, który nakrył ich wszystkich czapkami. Dawni bonzowie stali się malutcy. Bierecki wygrał wybory w cuglach. Dostał 32 tys. głosów i został senatorem. Czyli co? Te setki tysięcy złotych pompowane w Białą Podlaską to też odruch serca? – Grzegorz Bierecki nie ma ambicji politycznych. Swoją pracą i doświadczeniem służy jako senator – rzecznik SKOK szybko ucina moje spekulacje. Współpracownik: – Grzegorz na początku rzeczywiście nie miał takich ambicji, ale zaczął ewoluować. Z wyciągniętą ręką przychodzą do niego wszyscy – politycy, samorządowcy, znani dziennikarze. Część z nich słodzi mu, że jest nadzieją prawicy. Mówią mu, że Kaczyński jest już stary, że uszło z niego powietrze. On tego słucha i tylko sięga do portfela. A pomysły padają różne. Jeden chce robić gazetę, drugi – nowy dziennik, trzeci – własną agencję informacyjną.
Czy coś z tego powstanie? Sprawozdanie finansowe Media SKOK za 2011 rok: „Spółka planuje dalszy rozwój wydawniczy oraz inwestycje w tym zakresie”. Prezes Bierecki szykuje kolejny skok.

1 komentarz: