sobota, 7 grudnia 2013

Upadłe gwiazdy biedapartii



Szybkie samochody, kobiety, drogie knajpy, markowe ciuchy niechętnie przyznają się do swojej największej słabości: zamiłowania do luksusu.


Kilkanaście dni temu, parking przy Sejmie. Poseł Tomasz Kaczmarek, czyli słynny agent Tomek, wsiada do lśniącego czarnego porsche cayenne S. Usiłuje wyjechać, ale choć miejsca jest sporo, ma z tym problem. W końcu dzwoni do straży marszałkowskiej, żeby ustaliła właścicieli pojazdów stojących obok. Po chwili jeden z nich przestawia auto i agent Tomek może wreszcie odjechać.
Jego samochód wzbudza zainteresowanie w Sejmie, ale przecież poseł Kaczmarek lubi zwracać na siebie uwagę. Zwłaszcza epatując luksusem, nawet jeśli to luksus pożyczony. Jako czynny funkcjonariusz CBA słynął z tej słabości. Tam miał „legendę” (czyli w języku służb – wcielenie operacyjne) biznesmena, który szasta pieniędzmi, jeździ porsche, ma loże w ekskluzywnych klubach. Najwyraźniej agent zżył się ze swoją „legendą”.
Kilka dni później na jednym z warszawskich rond – Kaczmarek wjeżdża porsche w tył volkswagena golfa. Stłuczka nie jest groźna, poseł jest trzeźwy, przeprasza i sprawę uznaje za zakończoną. Tym bardziej że – jak tłumaczy – zamyślił się nad losem państwa…

PECHOWA NARZECZONA




Tu zaczynają się schody. Okazuje się, że samochód nie należy do Kaczmarka, tylko do jego narzeczonej. A ściślej - do spółki Orix, od której firma narzeczonej je leasinguje. Umowę podpisała zaledwie kilka dni przed stłuczką. Samą spółkę założyła niewiele wcześniej w połowie września.
Na jakiej zasadzie polityk używa cudzego luksusowego auta? Kim jest jego tajemnicza narzeczona, do której zresztą samochód formalnie nie należy? Przez kilka dni mnożą się spekulacje. Postanawiamy je sprawdzić.
Spotykamy się z nim w środowe popołudnie w sejmowej restauracji. Poseł Kaczmarek jest mocno poirytowany. Przed chwilą zaczepił go na korytarzu reporter i pytał, czy czarne porsche Cayenne S, którym miał stłuczkę jest zarejestrowane na pewną firmę. Padła konkretna nazwa. Taka sama jak nazwa jednej z najbardziej znanych agencji towarzyskich w Warszawie. Po sejmie od wielu tygodni krążą informacje o rozwiązłym trybie życia, o wizytach w nocnych klubach i o bliskich relacjach polityka z kobietą, która działa w branży towarzysko-rozrywkowej.
Poseł mówi, że takie bzdurne wiadomości kolportują jego koledzy z CBA, którzy stracili pracę w służbach specjalnych. Dlaczego? Zdaniem polityka, z zemsty i frustracji.

DWIE KOBIETY...

Poseł tłumaczy, że ekskluzywne auto, któ­rym miał stłuczkę, zostało wyleasingowane przez firmę, której współwłaścicielką jest jego narzeczona. W lutym tego roku „Super Express” opublikował tekst o tym, że Kacz­marek się zaręczył. W artykule jest napisane, że wybranka polityka ma na imię Magda. Gazeta pisała: „Niedawno Tomasz Kacz­marek poprosił ją o rękę i się zgodziła” - To prawda. Zaręczyłem się - przyznał w roz­mowie z „ Super Expressem” Szczegółów tej operacji nie chce jednak zdradzać. - Więcej nic nie powiem. To jest moja słodka tajem­nica - skwitował.
Artykuł opatrzono fotografią Kacz­marka, który siedzi w kawiarnianym ogródku w towarzystwie blondynki. Zdjęcie zostało zrobione 8 września 2012 r. Twarz pani Magdy j est zamazana, tak by czytelnik „ SE” nie mógł jej rozpoznać. Kaczmarek i wspomniana blondynka mieszkają w tym samym apartamentowcu w Wilanowie. Byli w ostatnich miesiącach widywani razem, okazywali sobie publicznie czułość. Pokazujemy Kaczmar­kowi zdjęcie tej kobiety. Pytamy, czy to narzeczona od czarnego porsche? Poseł zaczyna się denerwować.
Jego tłumaczenia są dziwne. Używając języka służb, mówi, że to są „legendowe histo­rie” z jego pracy i należy oddzielić życie pry­watne od służbowego. „Legendowe historie” ? Kaczmarek kilka lat temu był działającym pod przykryciem agentem CBA. Zbudowano mu wtedy tożsamość biznesmena. Tyle że Kaczmarek od trzech lat jest poza CBA, a od dwóch jest posłem. Polityk tłumaczy nam, że o kuchni operacyjnej mówić nie może.
-Ale co kobieta ze zdjęcia ma wspólnego z pracą operacyjną? Poza tym chyba pan nie bierze udziału w operacji. Pan nie jest już agentem, tylko politykiem - zwracamy mu uwagę. I ponawiamy pytanie, czy tajemni­cza blondynka to narzeczona od czarnego porsche.
Polityk PiS odmawia odpowiedzi. Twier­dzi, że jeśli zacznie o tym mówić, będzie miał zarzuty karne.
Pyta, czy chcemy poznać jego narzeczoną. Oczywiście, że chcemy! Kilka chwil później przy stoliku w sejmowej restauracji pojawia się blondynka. Mówi, że nazywa się Kata­rzyna Sztylc. To inna osoba niż ta na zdjęciu. Polityk tłumaczy, że narzeczona pochodzi z Olsztyna i prowadzi działalność hotelarską. I to na jej firmę Plaża wzięte zostało w leasing porsche cayenne, którym miał stłuczkę. Ziry­towany Kaczmarek podniesionym głosem zapowiada, że jeszcze dziś, nawet zaraz, wyjdzie z narzeczoną przed aparaty i pokaże ją światu. Jak zapowiada, tak robi. Nie dalej niż dwie godziny po naszej rozmowie na portalu prawicowego tygodnika „Do Rzeczy” ukazuje się tekst pod tytułem „Love&PiS”. Na zdjęciach widać tulących się do siebie posła Kaczmarka i Katarzynę Sztylc.
Środowy wieczór. Parking przed wilanow­skim apartamentowcem, w którym mieszka Kaczmarek. Poseł wyciąga wyprasowane koszule z nowoczesnego mustanga i prze­kłada bagaże do ciemnego audi. Jest też blon­dynka. Bez wątpienia Katarzyna Sztylc. Tym razem najwyraźniej nie jest to „operacja spe­cjalna” bo widać też dziennikarza i fotografa z „ Super Expressu” „Para właśnie wybiera się na wspólny wyjazd do Olsztyna” - czytamy dwa dni później w gazecie.

BIZNES W KANTYNIE

Z Katarzyną Sztylc umawiamy się ponow­nie na spotkanie w pensjonacie nad jeziorem Sukiel w Olsztynie. Chcemy dopytać o szczegóły samochodowej transakcji. Razem z nią niespodziewanie pojawia się poseł Kaczma­rek. - Jesteśmy z sobą od dłuższego czasu
-zapewniają. Sztylc odpowiada, że auto odebrała z salonu 19 listopada. Trzy dni później stłuczkę miał Kaczmarek. Dzień później przytrafiła się jeszcze jedna kolizja. - W nocy z piątku na sobotę, 23 listopada, na Wybrzeżu Gdyńskim w Warszawie kierowca innego auta uderzył w tył mojego - opowiada Sztylc. Obecnie samochód znajduje się w serwisie Porsche w Warszawie.
- To trzyletnie używane auto. Dużo jeż­dżę i potrzebowałam dobrego, bezpiecznego samochodu - mówi pani Katarzyna.
Poza tym, jak przyznaje bizneswoman, auto było jej potrzebne, by mieć stałe koszty. Jej firma jest zarejestrowana w budynku daw­nej kantyny wojskowej w Olsztynie.
Odnajdujemy nieruchomość: to opusz­czony budynek. Nie ma śladu, by ktoś pro­wadził w nim jakąkolwiek firmę. Plaża sp. z o.o. istnieje zresztą dopiero dwa miesiące. Jej kapitał zakładowy to zaledwie 10 tys. zł
-wpłacony po połowie przez Sztylc i jej wspólniczkę. Olsztyńska bizneswoman
mówi, że auto wzięła w leasing na 36 miesięcy od firmy Orix z Warszawy. Auto i formalności załatwiał poseł Kaczmarek, czym pochwalił się nam jeszcze w trakcie rozmowy w Sejmie.

DETEKTYWI

Po odejściu z CBA Tomasz Kaczmarek także zajmował się biznesem. Razem z kolegami: Radosławem Ambroziakiem i Mirosławem Gładyszem, założył spółkę - wywiadownię gospodarczą Kaczmarek i Partnerzy. Jeszcze zanim został posłem, odszedł z firmy. Wów­czas zmieniła ona nazwę na Covercorp. Ofe­ruje szeroki zakres usług detektywistycznych. Jak czytamy na stronach internetowych, firma jako jedyna na rynku „oferuje zdobywanie wiarygodnych danych poprzez wykorzystanie ofensywnych metod pozyskiwania informa­cji” Chodzi o „wysokospecjalistyczne metody wykorzystywane przez elitarne jednostki specjalne”. Byli funkcjonariusze służb chwalą się swoimi kwalifikacjami: „Wiedzę opieramy o wieloletnie doświadczenie zdobyte pod­czas służby w instytucjach ścigania RP oraz współpracy z ich zagranicznymi odpowied­nikami” Dzięki temu przenikają w struktury biznesu „poprzez przygotowane na potrzeby klienta operacje specjalne”. Firma ma siedzibę w centrum Warszawy i filię w Białymstoku. Czy dobrze sobie radzi? Tego nie wiadomo, bo nie składa sprawozdań finansowych do KRS.
Wiadomo jednak, że poseł Kaczmarek nadal ściśle współpracuje z dawnymi wspól­nikami. Jeden z nich - Mirosław Gładysz - od kwietnia 2012 r. jest jego społecznym asy­stentem. A to znaczy, że zgodnie z prawem może mieć legitymację uprawniającą do swobodnego poruszania się po Sejmie, dostęp do prac sejmowych komisji i kontaktów z innymi posłami.

ŚMIECH SŁUŻB

Poseł Kaczmarek ma wciąż liczne kontakty w służbach. Świadczą o tym jego poselskie interpelacje. Już ich pobieżna lektura poka­zuje, że zdecydowana większość dotyczy kulisów działalności Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Były agent regularnie wysyła pytania do resortu obrony. Zgodnie z prze­pisami i pytania, i odpowiedzi są dostępne na stronie internetowej Sejmu. - Mam na to swoje określenie, jego działania to prze­dłużenie metody Macierewicza. Pozyskać informacje w sposób tajny, a później wpuszczać je do publicznego obiegu - przyznaje w rozmowie z „Wprost” wiceminister obrony Czesław Mroczek. Zdaniem MON działania posła Kaczmarka mogą naruszać interes państwa. - To jest totalny brak odpowiedzialno­ści, służby na całym świecie mogą się z nas śmiać - dodaje Mroczek. Resort bada, czy były agent nie ujawnił przy tej okazji tajemnic państwowych.

PRZYPUDROWAĆ I DZIABNĄĆ

Polityk wciąż dba o formę. Regularnie tre­nuje boks na Legii. - Jęczy, że jest za gruby i musi ćwiczyć. Zapisał się na zajęcia, żeby po boksować – opowiada nam jeden z polityków. Jednak jakiś czas temu przestał się poja­wiać na treningach. Być może dlatego, że był na nich raczej chłodno przyjmowany - jak twierdzi nasze źródło w sekcji bokserskiej Legii. - A być może dlatego, że po trenin­gach często musiał chodzić mocno przypu­drowany - opowiada jego znajomy. Wygląd jest bowiem dla agenta Tomka ważny. W PiS wdzięcznym tematem plotek są jego dawne romanse. Między innymi z jedną z dziennika - rek prawicowej prasy. Łamanie kobiecych serc to także specjalność Kaczmarka z poprzed­niego wcielenia. - Ale żartować z nim o tym nie ma co, bo to nigdy nie wiadomo, czy on zmienił barwy i zawód naprawdę, czy tylko grupę do rozpracowania... - ironizuje polityk PiS. Kaczmarek dał się poznać posłom PiS też z innej strony. - To jest bardzo rozrywkowy typ. Lubi potańczyć, dziabnąć - podsumo­wuje nasz rozmówca.
W Sejmie były agent szybko znalazł wspólny język z tzw. grupą Hofmana - najbardziej rozrywkową frakcją PiS. Nie ma imprezy, na której by go nie było. Widać to zresztą na ujawnionych kilka miesięcy temu przez „Wprost” taśmach z imprezy na Pod­karpaciu, gdzie Hofman i agent świetnie się bawią w swoim towarzystwie. Kaczmarek
w pewnym momencie opowiada o broni. „Przysięgam, że nie straszę. Pierdolniesz gościowi, to z butów wyrywa. (...) Bawisz się na odpierdalankę, umiesz się tą bronią posługiwać. 45 magnum, ale kurwa, ma potężną amunicję. Wsadzasz w kieszeń, my musimy mieć coś w kurteczce. Tego nie widać! Nie widać!” -zachwala broń. Po chwili posłowie zaczynają rozmawiać z pracownicami biura klubu PiS. „Kiss me! Kiss me!” - mówi do jednej z nich Kacz­marek. „To chodź z nami. Adam! Adam!” - krzyczy. Rzecznik PiS wraca, klęka przed Kaczmarkiem. Chwilę później Kaczmarek całuje Hofmana w czoło.

KOREK, WOREK I ROZPOREK

Taśmy z Podkarpacia, ujawnione przez „Wprost”, okazały się początkiem upadku rzecznika PiS. Choć nawet jego liczni wro­gowie byli zdania, że Adam Hofman jest nie - zatapialny. Przetrwał później jeszcze kilka zakrętów. Pogrążyły go dopiero pożyczki od bogatego kolegi. Polityk PiS: - Korek, worek i rozporek. Na tym zazwyczaj wpadają politycy. Hofman ostatnio zaliczył wszystkie trzy przypadki.
Gdy już wiedział o planowanej publikacji taśm, rzecznik PiS w nocy pojechał do domu prezesa przygotować go na te informacje i urobić. Ostatecznie skończyło się na uchwale o godnym zachowaniu parlamentarzysty. Decydujący dla rzecznika miał być wynik referendum w stolicy. Jednak mimo źle ocenianej kampanii PiS Hofmanowi znowu się upie­kło. - Po taśmach prezes się przestraszył, że ta historia uderzy też w Adama Lipińskiego [poli­tyczny patron rzecznika PiS, na Podkarpaciu podczas tej samej imprezy miał problemy z założeniem szlafroka - red.]. Po referen­dum, że trafi rykoszetem w samego prezesa, który był widoczny w kampanii - uważa jeden z polityków partii Kaczyńskiego.
Ostatnio pozycja Hofmana na chwilę się umocniła. Stało się to w czasie zamieszania wokół publikacji dolnośląskich taśm PO. Poli­tycy Platformy od razu zaczęli porównywać tę aferę z taśmami Renaty Beger. Prezes włączył telewizor, co zdarza mu się bardzo rzadko. Był bardzo niezadowolony, że politycy PiS dali się wciągnąć w takie porównania. Tym bardziej że zgodnie z przekazami dnia mieli opowiadać, że w trakcie rozmów z posłanką Samoobrony Lipiński zachował się wzorowo, bo prowadził negocjacje polityczne.
Kaczyński przekazał więc Hofmanowi, że to on jako rzecznik partii ma teraz decy­dować, kogo wysyłać do mediów. Rzecznik chodził dumny jak paw. I od razu przystąpił do działania. Wysłał posłom SMS-a w tej sprawie. Chwilę później dzwonił do Hof­mana wściekły Joachim Brudziński: - Ale
-co chodzi?
- Tak postanowi! prezes. Jak ci się nie podoba, zadzwoń do niego - usłyszał w odpowiedzi.
Jednak ta decyzja wielu politykom PiS podniosła ciśnienie. Zwłaszcza kiedy chwilę później Hofman zabronił posłowi Andrzejowi Jaworskiemu, kojarzonemu z ojcem Rydzy­kiem, pójść do... Radia Maryja. - Jaworski zrobił aferę, poszedł z awanturą do Błaszczaka
-samego prezesa - opowiada jeden z naszych rozmówców.
Sytuacja Hofmana zmienia się kilka dni później. Wtedy CBA skierowało do proku­ratury sprawę jego oświadczeń majątkowych (kontrola z lat 2007-2012). Chodzi o prze­lewy na łączną kwotę ok. 100 tys. zł, przede wszystkim od Roberta Pietryszyna, prezesa spółki Wrocław 2012. Hofman nie odpro­wadzał od nich podatku. Obaj tłumaczyli, że były to pożyczki od przyjaciela, które rzecznik PiS zwrócił. Prokuratura ma zde­cydować, czy wszcząć śledztwo w tej sprawie.
Tym razem jednak - jak wynika z nie­oficjalnych informacji - to sam Kaczyński miał zmusić Hofmana do rezygnacji. - Dzień wcześniej Hofman był u prezesa i uprzedził, że sprawa może lada chwila wyjść. Przyjął do wiadomości, że ma się podać do dymi­sji - opowiada jeden z naszych rozmówców. I dodaje: - Hofman wiedział o całej sprawie wcześniej, wymieniał pisma z CBA. Ale nie przygotował prezesa i Kaczyński się strasz­nie wkurzył.
Nowym rzecznikiem został krakow­ski poseł PiS Andrzej Duda. Jego zastępcą
-popierany przez grupę Hofmana Mar­cin Mastalerek. Wspomagać ich ma Maciej Łopiński.

PRZYJACIEL Z BIZNESU

Gdy tylko w związku z pożyczkami Hofmana pojawia się nazwisko Pietryszyna, w PiS rusza lawina plotek. - O Hofmanie mówiono, że żyje ponad stan. Także ludzi z PiS to dener­wowało. Jarosław Kaczyński zdawał sobie z tego doskonale sprawę, ale nie reagował, podobnie jak na jego prostackie nocne pijatyki
-mówił w portalu WP.pl Kazimierz Marcin­kiewicz. I dodawał: - Wiem o nim znacznie więcej gorszych rzeczy niż pożyczki, o których piszą media.
Co może mieć na myśli były premier?
-Hofman ciężko zapracował na wizerunek człowieka, który prowadzi luksusowy styl życia - podsumowuje jeden z byłych poli­tyków PiS.
Robert Pietryszyn to najbliższy przyjaciel Hofmana. Razem z Dawidem Jackiewiczem uchodzą za tzw. zaciąg Lipińskiego. Kiedy zaczął rządzić PiS, Pietryszyn został pre­zesem klubu sportowego Zagłębie Lubin, z wielkim budżetem na wydatki od KGHM (spółka sponsorowała klub). Prezesem miedziowego giganta był wówczas Krzysztof Skóra, który wcześniej kandydował z PiS do Sejmu. W KGHM później pracowała też żona Hofmana - Joanna (przez długi czas na zwolnieniach lekarskich). W listopadzie 2007 r., a więc chwilę po wyborach, „Gazeta Wyborcza” opisała kulisy dymisji wiceprezesa KGHM, który zasiadał jednocześnie w radzie nadzorczej spółki Polkomtel. Sta­nowisko miał stracić po tym, jak odmówił powołania do zarządu Polkomtela... Pietry­szyna. Już wtedy na zapleczu rządu wiele mówiło się o powiązaniach Pietryszyna i Hofmana.
Pietryszyn pomagał nawet PiS w kampanii wyborczej. Pod koniec sierpnia 2007 r. sta­dion Zagłębia, które zdobyło tytuł mistrza Polski, odwiedził premier Kaczyński. Pietry­szyn wręczył mu wtedy koszulkę zawodnika z numerem 12.
Przed Euro 2012 Pietryszyn został pre­zesem spółki Wrocław 2012. Potem - jak opowiadają politycy PiS - pomagał kolegom załatwiać bilety na mecze. Opowiada jeden z posłów: - W czasie jakiejś rozmowy o piłce Adam nagle stwierdził: „Trzeba zadzwonić do Pietryszyna po bilety”. Wtedy się w ogóle dowiedziałem, że on jest teraz prezesem sta­dionu.
Relacje Hofmana i Pietryszyna były jednak przede wszystkim źródłem plotek obyczajowych. Ze źródeł w PiS wiadomo, że do prezesa Jarosława Kaczyńskiego już od dawna docierały różne historie dotyczące Hofmana.
-W czasach rządów PiS Lipiński był wiele razy odpytywany przez prezesa z ich dzia­łalności - twierdzi jeden z naszych dobrze poinformowanych rozmówców.
Plotki te sięgają zresztą jeszcze 2004 r.
-wyborów do europarlamentu. Opowiada były polityk PiS: - Jeden z uczestników imprezy z Pietryszynem i Hofmanem skoń­czył pić wcześniej, ale przy śniadaniu pano­wie opowiadali mu potem, w jaki sposób rozwinęła się ta impreza. Był zszokowany.
Podobnych historii można w PiS usłyszeć przynajmniej kilka - z różnych stron Polski. Nasz rozmówca podsumowuje: - Każdy, kto ich zna, wie, że oni imprezują na maksa.
Ta sama kampania w 2004 r., jej inaugu­racja na krakowskim rynku. - Wynajmowali­śmy wtedy pokoje w hotelu Cracovia. Hofman zdemolował swój, menedżer zgłosił się do PiS z fakturą.
Rozrywkowy tryb życia rzecznika PiS obrósł legendą. Po partii od lat krążą aneg­doty, jak choćby ta o jednym z wyjazdów, na którym Hofman wyłamał drzwi hotelowego pokoju i zjeżdżał na nich jak na sankach.
-Hofman ma słabą głowę, ale pije do końca - mówi jego znajomy.
Sam Pietryszyn miał się kiedyś żalić znajo­memu, że jego żonę irytują czasem skutki tego picia w mieszkaniu Pietryszynów. Na razie jednak współpraca rodzinna kwitnie. Żona Hofmana obecnie pracuje w spółce Men­nica Wrocławska. Firma to diler złota i sre­bra inwestycyjnego. - Asia sprawia wrażenie o wiele skromniejszej niż Hofman. A w firmie jej współpracownicy żartują o niej: „przy­szła premierowa” - opowiada znajoma żony Hofmana. Z kolei małżonka Pietryszyna jest związana z jedną z wrocławskich fundacji, którą Mennica dofinansowuje.
-To jest taki wrocławsko-warszawski krąg towarzyski, który pomaga sobie od lat
-podsumowuje ważny polityk z Wrocławia.
Prezesowi Pietryszynowi wysłaliśmy kilka pytań - między innymi o to, czy ma poczu­cie, że swoją karierę zawdzięcza znajomości z Hofmanem i Lipińskim. Pietryszyn odpisał: „Mając świadomość, że zniesławiający tekst już powstał, zaś zadane tak późno pytania mają stanowić fasadę zachowania staranno­ści i rzetelności dziennikarskiej, niniejszym zaprzeczam wszelkim supozycjom zawar­tym w przesłanych pytaniach” I zagroził nam procesem.
Styl bycia, skłonność do imprez i luksu­sowego życia posłów Hofmana i Kaczmarka średnio pasują do „przekazu”, z którym wła­śnie wyszedł prezes PiS.
Tydzień temu. Na mównicy w czasie partyjnej konwencji pojawia się Jarosław Kaczyński. - To, co dzieje się dzisiaj w naszej ojczyźnie, możemy nazwać wielką biedą - oświadcza. - Jest w Polsce osoba, którą możemy nazwać ojcem tej biedy. Tą osobą jest Donald Tusk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz