czwartek, 10 października 2013

Szef "Gazety Polskiej", uczeń Macierewicza. Tomasz Sakiewicz

Zagorzały katolik po rozwodzie. Zwolennik lustracji, który współpracuje z byłymi działaczami PZPR. Dobry współpracownik, ale tylko dla tych, którzy myślą tak jak on. Gdy odchodzą, zostają "ruskimi agentami".

Ma 46 lat i od trzech z sukcesem ciągnie medialny "kombajn" pisowskiej prawicy. Paliwem stała się katastrofa smoleńska i teoria zamachu, która znalazła tak wielu wyznawców, że Sakiewicz zaczął się rozpychać na rynku mediów.

Niszowy dotychczas tygodnik "Gazeta Polska" zanotował ogromny wzrost sprzedaży (w 2008 r. sprzedawano średnio 25 tys. egz., a w styczniu 2011 już prawie 90 tys.). Sakiewicz zrealizował swoje marzenie: dwa lata temu założył dziennik. Z rozmachem wszedł też na telewizyjny rynek jako współtwórca TV Republika.

Polityka i biznes

Sakiewicz to chłopak z żoliborskiego osiedla. Jego 14-letni ojciec wstąpił do AK pod koniec II wojny światowej. W wojnie walczył też dziadek Tomasza Sakiewicza. Zginął w 1942 roku w Auschwitz. Czas powojenny to dla ojca Sakiewicza powrót do szkoły, potem praca w stołecznym biurze projektów.

Matka - księgowa - zajmowała się domem. Sakiewicz chwali się babcią ze szlacheckiego rodu Raba. Może dlatego młody Sakiewicz zaczytywał się w "Trylogii" Henryka Sienkiewicza. Jego brat Michał jest starszy o dwa lata, w Warszawie prowadzi księgarnię prawniczą. Co miesiąc dba o nagłośnienie w czasie smoleńskich marszów na Krakowskim Przedmieściu.

Bracia byli bardzo religijni, jako nastolatkowie przekonali rodziców do odmawiania modlitwy przed posiłkiem.

Ministrantem został w podstawówce, co nie spodobało się ojcu. Obawiał się, że syn poczuje powołanie, a on chciał przedłużenia rodu. Potem był modlitewny ruch oazowy Światło i Życie zwalczany przez władze PRL. Kto miał na niego największy wpływ w dzieciństwie? Odpowiada: - Koledzy z oazy i książki.

Ukończył liceum im. Ludowego Lotnictwa Polskiego na warszawskich Bielanach. Tam próbował założyć organizację konspiracyjną. Jako 17-latek poznał Antoniego Macierewicza, wówczas wydawcę opozycyjnego "Głosu". Od niego chciał się uczyć opozycyjnej działalności. Ich przyjaźń trwa do dziś, poseł PiS jest ojcem chrzestnym syna Sakiewicza.

Studiował psychologię na UW. Dyplomu nie zrobił, skończył z absolutorium.

Na studiach zaczął tkać swoją opozycyjną legendę. Pod koniec lat 80. działał w NZS. Miał 22 lata, gdy za namową Macierewicza wstąpił do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. To był jednak tylko epizod.

Sakiewicz jest zagorzałym katolikiem. Praktycznie w każdą niedzielę można go spotkać na warszawskiej Woli u redemptorystów na mszy odprawianej w starym tradycyjnym rycie łacińskim. O swoim rozwodzie i drugiej żonie mówi niechętnie. Być może dlatego, że pierwszy ślub był kościelny, a drugi już nie. - Katolicy też grzeszą - ucina.

Z pierwszego małżeństwa ma córki Alicję i Marię. Pisał dla nich bajki, które po latach wydał. Jego druga żona jest ginekologiem. Dwa lata temu adoptowali bliźnięta - Konstantego i Mateusza. W 2008 r. Sakiewicz wciągnął teścia do swoich interesów. Razem założyli spółkę Rejtan, która rok temu wydała i sprzedawała raport o katastrofie smoleńskiej sejmowego zespołu Macierewicza.

Zapewnia, że nie chce być politykiem. Ale wygłasza płomienne przemówienia: "Mam prosty program polityczny dla wszystkich, którzy chcą zmiany!", i pisze: "W odpowiednim momencie wbijemy kołek osikowy w zmurszały układ". W PiS ma opinię człowieka budującego swoje polityczne zaplecze, przyczajonego, który czeka na to, co stanie się z partią, gdy Jarosław Kaczyński nie będzie nią już kierował.

Na razie Sakiewicz robi biznes. Zasiada we władzach dwóch spółek medialnych: w Niezależnym Wydawnictwie Polskim jest prezesem (wydaje "Gazetę Polską", miesięcznik "Nowe Państwo" i portal Niezalezna.pl.), w Telewizji Niezależnej (właściciel TV Republika) jest wiceprezesem. Jest też redaktorem naczelnym dwóch tytułów - "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie" (wydaje ją spółka zależna od Jarosława Kaczyńskiego i PiS). Jeszcze rok temu żalił się: - Czasem zaglądam do listów z banku informujących o debecie na moim koncie, patrzę na ponaglenia zapłaty rachunków i zastanawiam się, czy było warto.

W obu gazetach próżno szukać tekstów krytycznych o PiS.

Mistrza trzeba zabić
 
Z Piotrem Wierzbickim poznali się na początku lat 90. w dzienniku „Nowy Świat”, w1993 r. wspólnie założyli „Gazetę Polską”. Miała być potęgą prawicowej prasy. Z „Gazetą Polską” Sakiewicz już się nie rozstał, mimo że za rządów PiS posypały się inne propozycje: prowadził wywiady w radiowych „Sygnałach dnia”, dostał też swoją popołudniową. audycję, a w TVP weekendowy program „Pod prasą”.

Kariera Sakiewicza nabrała tempa w czerwcową noc 2005 r. Wierzbicki, ówczesny redaktor naczelny „GP”, oskarżył Sakiewicza (szefa działu krajowego, członka zarządu spółki) o to, że przyszedł do niego z propozycją kryptoreklamy: gazeta miała publikować korzystne dla firmy komunikacyjnej teksty bez informacji, że są sponsorowane. Sakiewicz odrzuca te zarzuty. Jeszcze tej samej nocy obaj jadą do drukarni. Wierzbicki dojeżdża pierwszy, ściąga z łamów tekst Sakiewicza i wstawia. swój pt, „Przychodzi Sakiewicz do Wierzbickiego”. Gdy wychodzi, Sakiewicz zdejmuje tekst i w to miejsce daje własny pt.. „Koniec ery Michnika”.
Dziś Wierzbicki obiecuje: - Przyjdzie czas, że we własnym tekście opowiem o zamachu na „Gazetę Polską”.
Sakiewicz tylko wzrusza ramionami: - Rozwody są trudne.
Trzy lata po nocnej zmianie w małym piśmie studenckim Sakiewicz powie o Wierzbickim: „Był moim mistrzem. To on nauczył mnie dziennikarstwa. Ale musiałem zabić swojego mistrza. Okoliczności nie pozostawiły mi wyboru”. Czy powtórzyłby te słowa? - Redakcja to uprościła, dziś mogę powiedzieć: to, co Piotr zrobił dobrego dla gazety, zostanie docenione
- odpowiada.
Jest bezwzględny, nawet wobec tych, których kiedyś nazywał przyjaciółmi. O Januszu Miernickim. byłym prezesie Niezależnego Wydawnictwa Polskiego, który był świadkiem na jego ślubie, „Gazeta Polska” pisała, gdy się pokłócili: „Mrożące krew w żyłach informacje dochodzą do nas o tym, co robił w latach sześćdziesiątych”.
W 2004 r. z dziennikarką Elizą Michalik razem napisali książkę „Układ”. Dwa lata później Sakiewicz napisał w jej wypowiedzeniu, że była rosyjską agentką o pseudonimie „Natasza” i działała na szkodę redakcji. „Musi zlinczować, zgnoić, opluć. Poszłam do sądu, skończyło się ugodą, ale na wa
runkach podyktowanych przeze mnie” - wspominała w „Polityce”.
Do katastrofy smoleńskiej paliwem mediów Sakiewicza była lustracja. Sakiewiczowi ani nie przeszkadzało wtedy, ani nie przeszkadza dziś to, że publikują u niego byli działacze PZPR Marcin Wolski i Jerzy Targalski, a pieniądze z kasy PiS wypłaca mu skarbnik Stanisław Kostrzewski, również z przeszłością w PZPR: tylko w 2010 r. do wydawnictwa Sakiewicza poszło 170 tys. zł.
- Nigdy nie mówiłem, że członek PZPR nie może współpracować z moją gazetą, jedynie napominałem, żeby tego nie ukrywać - mówi Sakiewicz.
Ma mieszkanie na kredyt w Warszawie i kilkunastoletnie auto, którym jeździ jego żona. Sam nie ma prawa jazdy. Bezskuteczne próby jego zdobycia tłumaczy spiskowo, np. w Płocku wykreślono go z listy zdających, bo pojawiły się informacje, że ma zostać aresztowany za jedną z publikacji lustracyjnych.
W tym roku Sakiewicz po raz pierwszy zorganizował własny bal dla „dziennikarzy niepokornych”. Mottem były słowa Jacka Kaczmarskiego: „Jestem postacią na wskroś tragiczną / Najtrudniejszegom dokonał wyboru / Między obozem dla nieprawomyślnych / A honorami i łaską dworu”

ŻRÓDŁO

2 komentarze: