środa, 23 października 2013

Niezatapialny rzecznik


Adam Hofman na Stanowisku rzecznika Prawa i Sprawiedliwości - wynika z informacji „Wprost”. Mimo obyczajowych wpadek i frekwencyjnej porażki PiS w stołecznym referendum.


Prezes Jarosław Kaczyński miał uznać, że wyciąganie teraz konsekwencji wobec Hofmana zostanie odebrane jako przyznanie się do porażki w referendum, a to mogłoby politycznie pomóc Platformie. Decyzję o pozostawieniu rzecznika na stanowisku można było zresztą przewidzieć po spotkaniu klubu PiS sprzed dwóch tygodni, gdy na uwagi niektórych posłów pod adresem nie najlepszego prowadzenia się Hofmana Kaczyński miał oświadczyć, że woli mieć wojsko „pitne”, ale „bitne”.
Hofman ma zatem dużo szczęścia, bo po ujawnieniu przez „Wprost” nagrań, w których chwalił się długością swojego penisa w towarzystwie podległych sobie pracownic partii i składał niedwuznaczne propozycje, losy jego dalszej kariery nie były jasne. Zwłaszcza że nagrania zrobiły sporą medialną karierę.

ZMIĘKCZANIE PREZESA
Ale nie tylko szczęściu zawdzięcza Hofman swoje ocalenie. Z naszych informacji wynika, że w związku z ujawnieniem przez „Wprost” słynnych nagrań podjął zabiegi, by uratować własną pozycję. Już we wrześniową noc poprzedzającą publikację „Wprost” pojawił się w domu prezesa PiS o pierwszej w nocy, by go przygotować na nadchodzące wydarzenia i błagać o wybaczenie. Choć na takie zachowania nie odważali się dotąd nawet najwierniejsi współpracownicy Kaczyńskiego, Hofman osiągnął zamierzony cel - udało mu się nieco zmiękczyć prezesa. W efekcie nie doszło do udzielenia Hofmanowi nawet partyjnej nagany, choć były takie pomysły. Rzecznik miał się bronić, że jeśli on miałby zostać ukarany, to kara należałaby się także innym osobom widocznym na nagraniach, a więc Tomaszowi Kaczmar –kowi czy Adamowi Lipińskiemu. Wiadomo zaś, że zwłaszcza tego ostatniego Kaczyński nie ruszy.
Drugim ruchem Hofmana było wystąpienie wobec prezesa z propozycją ostrego włączenia się PiS w warszawską kampanię referendalną. Według tej propozycji znaczący udział miał w niej wziąć też sam Kaczyński. W efekcie partia i prezes zajęli się referendum, a rozliczenia z Hofmanem zostawiono na później. Bo co prawda Kaczyński na posiedzeniu komitetu politycznego partii miał zapowiadać wszczęcie wobec rzecznika postępowania dyscyplinarnego, ale nie nadał temu formalnego biegu. A w sprawach skandali czas, jak wiadomo, działa na korzyść ich bohaterów.


Referendum zakończyło się jednak porażką PiS. 25 -proc. frekwencja oznaczała, że Hanna Gronkiewicz-Waltz pozostanie na stanowisku. W partii wywołało to sporą frustrację, zwłaszcza że politycy spoza stolicy byli przekonani, iż wymagana frekwencja jest niemal pewna. - Od razu zaczęto spekulować, że sposób rozegrania kampanii był błędem. Że trzeba było albo się w to w ogóle nie angażować i zostawić Guziałowi, albo włączyć się dużo wcześniej, a nie dopiero pod koniec września. A zwłaszcza nie można było tak mocno angażować prezesa, bo przez to stawał się twarzą ewentualnej porażki
-    tłumaczy sposób myślenia w PiS osoba związana z tą partią.
Właśnie mocne zaangażowanie z wykorzystaniem prezesa miał jednak forsować Hofman. Było to formą jego samoobrony.
-    Jak się zna prezesa, wiadomo, że zawsze bardzo konstruktywnie reaguje na konkretne plany polityczne - mówi rozmówca „Wprost”. Hofman miał też mieć istotny udział w niektórych szczegółowych pomysłach. Także w tym najbardziej kontrowersyjnym, z wykorzystaniem w kampanii referendalnej litery „W”. Zostało to mocno oprotestowane przez część środowisk powstańczych.

MOŻNA ROZRABIAĆ
Atmosferę w PiS po referendum podgrzewa nie tylko frustracja związana z gorszym od spodziewanego wynikiem. List do prezesa z negatywną oceną kampanii referendalnej napisał niedoszły kandydat PiS na prezydenta Warszawy (i wszelkie inne stanowiska) prof. Piotr Gliński. W nieoficjalnych rozmowach Gliński ma nawet sugerować konieczność dymisji rzecznika PiS. Na razie ma dojść do jego bezpośredniego spotkania z Hofmanem. Co ciekawe, atak przyszedł też z innej strony - krytyczny tekst o kampanii PiS ukazał się w „Naszym Dzienniku’. Znalazła się tam także ostra krytyka Hofmana oraz tego, że mimo obyczajowego skandalu był on twarzą kampanii. W partii odebrano to jednoznacznie jako atak ze strony samego o. Tadeusza Rydzyka.
Dlaczego zatem Hofman mimo to raczej ocaleje? W kierownictwie partii to, co się wokół niego ostatnio dzieje, traktuje się przede wszystkim jako nagonkę medialną, której nie należy ulegać, bo prowadzą ją tradycyjnie niechętne PiS media. Jarosław Kaczyński poza tym ma świadomość, że odwołanie Hofmana byłoby przyznaniem się do personalnego błędu, a tego żaden lider nie lubi. A co do kampanii referendalnej, Hofman jako rzecznik prasowy ją rzeczywiście aktywnie prowadził, ale decyzje, jak zapewniają liderzy PiS, były podejmowane wspólnie. - O wyciąganiu konsekwencji można by mówić, gdyby nie dochowano jakichś procedur w podejmowaniu decyzji w sprawie kampanii. Tu wszystkie procedury były dochowane, nikt nie robił niczego na własną rękę, także Adam Hofman - mówi „Wprost” wiceprezes PiS Adam Lipiński. Zapewnia też, że to nie rzecznik partii jest odpowiedzialny za pomysł z wykorzystaniem litery „W”.

Trzeba przyznać, że Hofman jest już bardzo doświadczony w wychodzeniu z trudnych politycznych sytuacji. W PiS nie od dziś krążą opowieści o jego dwuznacznych obyczajowych przygodach. Na przykład o tym, jak u progu swojej kariery, podczas krakowskiego spotkania kandydatów PiS do Parlamentu Europejskiego w 2004 r., dokonał zniszczeń w hotelu Cracovia i partia musiała za to płacić. Kolegów partyjnych Hofmana nie dziwi też to, że to właśnie on padł ofiarą szantażu ze strony osoby, która dysponowała j ego kompromitującymi zdjęciami, co zresztą sam ujawnił. Tryb życia, jaki prowadził, musiał spowodować, że wcześniej czy później do czegoś takiego dojdzie - słychać w PiS.

Sam Hofman nie chciał się odnieść do tamtych zdarzeń i swojej obecnej sytuacji
- na propozycję rozmowy z „Wprost” nie odpowiedział. W samym PiS jego taktyka przeczekania nikogo nie dziwi. Polityk tej partii: - Według standardów brytyjskich czy amerykańskich tacy ludzie jak Joanna Mucha, Sławomir Nowak czy nawet Adam Hofman musieliby odejść. U nas elektoraty PiS i PO są jednak tak skłócone, że będą głosować na każdego ze swojego obozu, niezależnie od tego, jak będzie się zachowywał. Można więc bezkarnie rozrabiać, nic nikomu nie grozi. 

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz