poniedziałek, 16 września 2013

Poseł i jego (duże) dobra osobiste. Magdalena Środa

W mijającym tygodniu przyszło mi się zgodzić z dwoma bardzo różnymi politykami (różnymi zarówno od siebie, jak i ode mnie). Pierwszym był Joachim Brudziński, który bardzo się oburzył na widok zdjęć oraz nagrań pijanego posła Hofmana i domagał się - wraz z całym kierownictwem PiS - „przestrzegania najwyższych standardów” na sesjach wyjazdowych partii oraz w innych sytuacjach publicznych. Drugim był Janusz Palikot, ubolewający nad podwójną moralnością prawicowych posłów, którzy deklarując wierność tradycji i rodzinie, „uganiają się po pijaku za koleżankami, rekomendując swoje przyrodzenie”.
Decyzja kierownictwa PiS jest słuszna, miejmy nadzieję, że szczera, choć nieco spóźniona. Nie wiem, dlaczego Jarosław Kaczyński, który szedł onegdaj do wyborów z hasłem „rewolucji moralnej” na ustach, nigdy nie wyciągnął wniosków z tego, że jego partia wyhodowała i uhonorowała tytułem premiera największego bodaj nihilistę: Kazimierza Marcinkiewicza, który w świetle (zamawianych przez siebie!) fleszów deptał wartości rodzinne, na których „obronie” zbudował całą swoją karierę. Prawica ma i zawsze będzie miała problem z hipokryzją. Im silniej deklaruje przywiązanie do wartości tradycyjnych, religijnych, prorodzinnych, w tym bardziej fałszywym świetle się stawia. Bo prawicowi politycy mają wiele pokus wokół siebie i ulegają im jak wszyscy inni. Tylko że dziś wiara w to, że szumne polityczne deklaracje oraz kościelna spowiedź ochronią przed złem lub spełnią funkcje oczyszczające, jest - wobec potęgi i swawoli mediów - więcej niż krucha. Lepiej tedy korzystać z zasady Arystotelesa i wszystko stosować z umiarem. Również prawicowe (prorodzinne, moralistyczne) deklaracje.
Cieszę się jednak, że kierownictwo PiS rzuca hasła podobne do tych, które promuje Kongres Kobiet, a mianowicie: „Polityka to służba, na służbie się nie pije”. W ocenie Kongresu Kobiet hasło to nie odnosi się bynajmniej do jednej partii, lecz do tych, które mają charakter patriarchalny, czyli do wszystkich. Solidarność pijących polityków (ponad podziałami) jest równie głęboka jak tych, którzy „broniąc tradycyjnych wartości”, wykorzystują seksualne przywileje mężczyzn u władzy. A imię ich milion. Bogobojny poseł Hofman czuje się wyśmienicie zarówno w roli (deklarowanego) posiadacza dużego penisa, jak i w roli (deklarowanego) świętoszka - obrońcy religii, monogamicznej rodziny i świętej polskiej tradycji. I nie on jeden. Mówiąc jednak szczerze, wolę nieskrywany
pijacki seksizm Hofmana niż jego zatruwający życie publiczne cynizm. Seksizm można wyśmiać, wobec cynizmu jesteśmy bezbronni. Cynizm niszczy bowiem nie tylko wzajemne zaufanie, ale i wiarę w jakiekolwiek wartości.
Inną sprawą są metody, dzięki którym seksizm, hipokryzja, cynizm są obnażane, czyli dziennikarska inwigilacja. Wielu moich kolegów (co ciekawe, nie koleżanek) bardzo się oburzyło publikacją „Wprost” o rajfurskich skłonnościach Wojciecha Fibaka. Skłonności są złe, ale metoda ich ujawniania jest jeszcze gorsza - twierdzili.
Widzę tu pewien problem, i to w znacznie szerszym znaczeniu. Czy media mają prawo do ujawniania zachowań i dokumentów, które informują nas o pewnych prywatnych lub zatajanych faktach i praktykach mających wpływ na rzetelność osób lub instytucji? Jeśli domagamy się prawa do prawdy, to czy nie obejmuje ono również takiego rodzaju informacji? Banki, udzielając nam kredytu, docierają do wszelkich danych dotyczących naszej wypłacalności. Czy media nie powinny więc informować nas o moralnej rzetelności polityków, o ile mamy obdarzyć ich politycznym zaufaniem? Wyznam, że nie jestem przekonana, czy pozytywna odpowiedź na te pytania jest właściwa, czy nie. Nie bez znaczenia dla wahań jest to, że sfera tego, co jest publiczne, a co prywatne, zaciera się. Politycy równie chętnie sprzedają swoją prywatność dla zwiększenia popularności, jak i prowadzą procesy o naruszenie dóbr osobistych, gdy media podadzą do wiadomości fakty z ich życia partyjnego. O ile wiem, poseł Hofman będzie się procesował o naruszenie takich dóbr. Osobistych i zapewne dużych. Jak je zdefiniuje? Czego - w rzeczywistości - będzie bronił? Być może proces ten rzuci jakieś światło na nurtujące nas pytania. A może wszystko zostanie po staremu? Aż do następnej wpadki.

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz