niedziela, 8 września 2013

Imperator. Kim jest człowiek który trzęsie Polską?


 
DZIĘKUJĘ ZA TO, ZE LUDZIE MNIE ZNOSZĄ. WIEM, ŻE NIE JEST TO ŁATWE

 Fragment  premierowej biografii Tadeusza Rydzyka.

Piotr Głuchowski, Jacek Hołub.

1
-Jest już mocno schorowany. Bardzo się postarza - mówi nam bliski znajomy księdza Tadeusza Rydzyka.
-         
Tak, zauważyliśmy, że chodzi o lasce.
-Zawsze miał kłopoty z kolanami, doszła rwa kulszowa. Ma też kłopoty z gardłem, wysiada mu. Kilka lat temu dal się więc przekonać do noszenia czapki i szalika. Jedna z radiowych pań zrobiła na drutach komplet, ale nie moherowy. Ciało w nim słabnie, za to duch się wzmacnia Nie zwalnia tempa. Myślę, że chce umocnić radio instytucjonalnie, żeby to potem szło nawet bez niego.
-Zwróćcie uwagę, że mimo wieku, zmęczenia, tych ataków na jego osobę ojciec wygląda jak człowiek szczęśliwy, pogodny - dodaje prof. Andrzej Tyc, były wojewoda toruński i dawny znajomy księdza. -Nie da się tego zrozumieć, jeśli się nie weźmie pod uwagę jego osobistej relacji z Bogiem. Dla niewierzącego ona może być iluzją, ale ojciec Rydzyk to przeżywa jako coś głęboko prawdziwego i ważnego. I to go napędza, daje siłę...
-Silę do czego?
-Do budowania Polski narodowo-katolickiej, ostoi obyczaju i kultury. To zamysł grubo przekraczający doraźną politykę. Gdy zabraknie Prawa i Sprawiedliwości, ojciec poprze coś innego i będzie robił swoje. Bez względu na to jak by go krytykowano. Zresztą, gdy się porówna jego krytyczny obraz budowany w mediach z tym, jaki jest naprawdę, wdać totalny kontrast. Na przykład mówi się o nim i pisze, że atakuje. A on nie namawia, aby strzelać do lekarzy, którzy dokonują aborcji, czy do dziennikarzy TVN. W Ameryce radykalni ewangelizatorzy wzywaj ą do zamachów na kliniki aborcyjne. Tymczasem ojciec pokojowo walczy o swoją wizję. Przy całym moim krytycyzmie wobec konkretnych rzeczy, które robi, muszę mu przyznać, że nie niszczy ludzi. Przynajmniej w bezpośredni sposób. Chociaż na pewno jest cholerykiem i czasami potrafi kogoś zranić, zerwać stosunki, zrugać, nawet niesprawiedliwe. Potrafi wyrzucać za drzwi z radia. Zakończyć spotkanie słowami: „Nie marny o czym więcej rozmawiać”. Jak ktoś ma cienką skórę, to będzie długo przeżywał. On potrafi być zimny jak stal. Choć czasami przeprasza.
Tak jak w ciemne grudniowe popołudnie 2009 roku, gdy wzruszony pieśniami na swoją cześć Ojciec Dyrektor pełnym emocji głosem mówi do dziesięciu tysięcy zebranych w Toruniu wiernych:
-I dziękuję jeszcze za jedno, za to, że mnie ludzie znoszą. Tak, to nie jest łatwe. I dlatego każdego przepraszam za wszystko, za każde może jakieś słowo, może minę... ale każdy ma swoje zmęczenie. I przepraszam, że nie pamiętam o wszystkich którym może dokuczyłem. Taki jestem, niedoskonały.
-„Kiedy kładę się w celi spać, mówię często: »Maryjo, weź w swoje ręce wszystko, weź mnie. Tobie wszystko oddaję. I daj mi sen spokojny bo jak się nie wyśpię, to nerwy mogą nie wytrzymać«”
-dodaje kapłan w rozmowie z księdzem Ireneuszem Skubisiem, redaktorem naczelnym tygodnika „Niedziela”.
Obok zdjęcia z mamą, Stanisławą Rydzyk z domu Piątek, na ścianie celi Ojca Dyrektora w toruńskim klasztorze Redemptorystów w ostatnim czasie zawisła jeszcze kartka pocztowa. Nie ma na niej żadnego obrazka, jest. tylko napis po niemiecku: „Der Weg zur Quelle fahrt gegen Strom”. Czyli: droga do źródła wiedzie pod prąd.
Kto słucha Radia Maryja, ten wie, że sztandarowe hasło Oj ca Dyrektora ,Aleluja i do przodu” coraz częściej zastępowane jest przez niego nowym: , Alleluja i pod prąd”.
Po pięciu latach rządów Platformy Obywatelskiej ksiądz jest takim samym kontestatorem polskiej rzeczywistości jak w szkole podstawowej, gdy -jako jedyny w klasie - wystąpił z harcerstwa. Jak w Szczecinku, gdzie będąc młodym katechetą, pomagał wieszać zakazane krzyże w czasach PRLowskich szkól. Jak w Krakowie, w którym wygłaszał antykomunistyczne kazania rok przed śmiercią księdza Jerzego Popiełuszki.
Jak w przedszkolu, kiedy nie chciał mówić wiersza o Stalinie.



2
Pod koniec lat 50. mały Tadeusz z Olkusza chodzi i jeździ z matką na pielgrzymki. Na te bliższe - do Częstochowy - oraz dalsze, między innymi do sanktuarium Matki Boskiej Tuchowskiej. Tuchów- sześciotysięczne miasteczko w pobliżu Tarnowa - słynie cudownym obrazem: renesansowa Matka Boża Tuchowska jest równie delikatna jak ta z olkuskiej fary. W ręce trzyma rozkwitłą białą różę. Co roku - na Wielki Odpust organizowany przez redemptorystów z miejscowego klasztoru
-          przybywa tutaj po kilkadziesiąt, a czasem i sto tysięcy ludzi. Między innymi uczeń Rydzyk.
Przyglądamy się szkolnemu zdjęciu z ostatniej, siódmej, klasy. Dzieci starsze - a może tylko bardziej rozwinięte fizycznie - wymieszane z młodszymi. W pierwszym rzędzie siedzi po turecku drobnokościsty, uroczo uśmiechnięty blondynek. Ma bardzo regularne rysy i wyraźny podbródek -jest z całą pewnością najładniejszym chłopcem spośród siedemnastu na fotografii.
Proste włosy, jaśniejsze od tych, które znamy z późniejszych zdjęć, ma zaczesane z przedziałkiem. Nie nosi jeszcze okularów, ale zmrużone oczy wskazuj ą na to, że być może powinien. Flanelowa koszula z kołnierzykiem i kieszeniami na piersiach, nieco za krótkie spodnie, na stopach papcie albo tenisówki - dokładnie nie widać. Aż trudno uwierzyć, że ta kruszynka za rok dokona wyborów, które zadecydują o całej jego przyszłości.
„Po szkole podstawowej (...) najpierw myślałem, że będę chyba komunistą - wspomina w książkowej rozmowie z Szymonem Cieślarem, - Ci propagatorzy komunizmu tali idealizowali... Ale gdy później uświadomiłem sobie, jak oni kłamią, kategorycznie stwierdziłem: »Nigdy wżyciu!«. Bałem się, że gdy zostanę w Olkuszu, to będę robił to samo, co inni. Nieraz patrzyłem na starszych kolegów, którzy zaczynali pić (...). Czułem że muszę stamtąd uciec. I zacząłem szukać”.
Najpierw bezskutecznie próbuje się dostać do olkuskiego liceum. Nie przyjmują go - ma zbyt słabe świadectwo. Rodzice wysyłają go do zawodówki. Idzie na warsztaty, wita się z przyszłymi robotnikami miejscowej fabryki naczyń - tak zwanej Emalii. Dostaje od nauczyciela pilnik - czeka go tępa, mozolna praca, której sensu nie widać.
A przecież młody Tadek marzy o czymś innym niż stanowisko pracy przy zatłuszczonym imadle.
O czymś innym niż harowanie do wypłaty i picie wódki po niej. Chce innego towarzystwa.
Jedzie do Katowic. Z kupionego przez mamę czasopisma „Msza Święta” wie, że mają tam niższe seminarium Aby do niego wstąpić, "wystarczy ukończone siedem klas.
Niestety, w Katowicach go nie przyjmują.
-Rozmawiałem z jakąś siostrą zakonną i księdzem. Mieli obiekcje, że jestem za młody, prosili, żeby przyjść później - wspomina w rozmowie z Ćieślarem.
„Później” to znaczy „nie wiadomo kiedy’, a może „nigdy”. Piętnastoletni Tadeusz nie chce i nie może czekać. Jest tale zdesperowany, że jedzie do Tuchowa, do klasztoru.
Trwa właśnie odpust.
„Znalazłem klasztor. Uczestniczyłem w sumie. (...) Najpierw nie podobali mi się ci redemptoryści. Nie podobał mi się ich strój, klerycy bladzi, wychudzeni, ostrzyżeni na zero. (...) W tłumie był ktoś psychicznie chory, rozdawali ludziom zupę. Furta była ciasna - ludzi pełno, czuć tę zupę i pot. Ale kiedy wyszedł jeden ojciec i tale ładnie się uśmiechnął, zrozumiałem wszystko. Spodobała mi się właśnie taka życzliwość, serce do człowieka”.
Zdecydowanym wstąpienie w szeregi zakonne Tadeusz wraca do Olkusza, by zakomunikować swe postanowienie rodzinie. O planach dowiadują się także sąsiedzi - i nie tylko. Do domu przychodzi milicjant i ustnie wzywana komendę.
Mocno wystraszony Tadeusz prosi brata, by go odprowadził pod drzwi komisariatu. Na miejscu okazuje się, że przyszłego księdza będzie przesłuchiwał sam zastępca komendanta. Prawdopodobnie to esbek, choć nastoletni chłopak nie może tego wiedzieć. Siada przed nim i odpowiada na pytania. Pierwsze są standardowe: imię, nazwisko, adres, imiona rodziców, adres szkoły, nazwisko panieńskie matki, przynależność do organizacji młodzieżowych i tali dalej. Wreszcie pada pytanie: „Dlaczego chcesz być księdzem?”.
-Przypomniałem sobie wtedy to, co mi mój brat powiedział: „Uważaj Nawych nygusów”. Pomyślałem, patrząc na niego: „Ty nygusie, ty nygusie!”. Ale co ja mu powiem? Przede wszystkim, co go to obchodzi? Po co mnie pyta?
Tadeuszek odpowiada hardo:
-Bo mi życie zbrzydło!

3
Jesienią 1986 roku - po pielgrzymce do Watykanu i osobistym widzeniu z Janem Pawłem II - miody zakonnik nie wraca do PRL. Zaszywa się gdzieś w Niemczech i na co najmniej pól roku znika ze wszystkich radarów.
-Nikt nie wiedział, co się z nim stało - mówi prawe 20 lat później „Gazecie Wyborczej” dawny nauczyciel matematyki z Braniewa, ojciec Jerzy Galiński. -Po kilku miesiącach [w połowie 1987roku] zjawił się u mnie w Polskiej Misji Katolickiej w Monachium. Ucieszyłem się. „Świetnie, że się odnalazłeś, Tadziu, bo wszyscy cię szukamy” - powiedziałem. Był roztrzęsiony. Zachowywał się bardzo dziwnie. Miotał się po pokoju jak lew w klatce, krzyczał, gestykulował, nie kończył żadnego zdania. Wyglądał jak człowiek w kolosalnym kryzysie. Błagał mnie o pomoc.
Powiedział mi, że przez te pół roku był u jakiegoś ewangelickiego pastora w Norymberdze. Ten duchowny dawał mu podobno wikt i opierunek. Przede wszystkim jednak ów pastor miał załatwić mu legalny pobyt w Niemczech. „Pożarliśmy się z tym księdzem - mówił. - Wyrzucił mnie i wciąż nie mam zezwolenia na pobyt (...). Niech ojciec mi pomoże, załatwi azyl polityczny’.
Ksiądz Galiński już długo pracuje wśród polskiej emigracji w Republice Federalnej Niemiec, styka się z uciekinierami, azylantami i zwykłymi gastarbeiterami.
-Tadziu! -mówi -Po pierwsze, powinieneś wrócić do kraju i załatwić sprawę z zakonem. Oni nie wiedzą, co się z tobą dzieje. A jeśli chcesz azyl, to powiedz, jakie masz do tego podstawy.
-Zaczął wtedy opowiadać jakieś banialuki -wspomina dalej były nauczyciel. - Mówił, że nie może wracać, bo będzie prześladowany. Ciągle do tego wracaliśmy. Żądanie ówczesnego prowincjała było tymczasem jednoznaczne - powrót. W końcu zagroziła mu suspensa. To jest dla księdza. prawdziwa tragedia, bo oznacza zakaz pełnienia obowiązków kapłańskich. Rydzyk mimo to nie chciał wrócić, więc prowincjał suspensę przysłał do Niemiec. Trafiła do ojca który się opiekował w Niemczech polskimi redemptorystami. Prowincjał pozostawił niemieckiemu przełożonemu decyzję, czy wręczy ją od razu. Gdy ojciec Rydzyk dowiedział się o nałożonej na niego karze, zapewnił władze zakonne, że wróci, ale obecnie jest chory.
-Prowincjałem, który wydal dla oj ca Rydzyka suspensę, był ojciec Andrzej Rębacz - wspomina młodszy od Ojca Dyrektora ksiądz ze zgromadzenia redemptorystów. -Powód: wyjechał na pielgrzymkę bez wiedzy przełożonych, apotem zniknął. Ale w prawie kościelnym jest tak, że suspensa działa tylko wtedy, jeżeli dotrze do adresata. A ona wędrowała i wędrowała, nie mogli go znaleźć, więc nie obowiązywała. To pewne, wiem to od samego świętej pamięci ojca Rębacza.
-Ojciec Rydzyk chciał w tamtym czasie całkiem wystąpić z zakonu i przejść jako „zwykły” ksiądz do diecezji Bamberg, a później do monachijskiej
-relacjonuje dalej ksiądz Jerzy Galiński. - Obie odmówiły, bo ordynariusze zasięgnęli opinii u władz zakonnych w Polsce, a ta była. negatywna. Mieliśmy więc problem - co zrobić z Rydzykiem?
Problem rozwiązuje prowincjał bawarskich redemptorystów, który umieszcza księdza - na próbę i po to, by się uspokoił - u sióstr prowadzących dom dziecka w Oberstaufen. Polski zakonnik ma być dla siostrzyczek kapelanem - odprawia im msze święte.


4  
Jest rok 1991. Redemptorysta jedzie do Polski czerwonym audi. W bagażniku ma figurę Matki Boskiej Fatimskiej , a w kieszeni - co wiele razy potem podkreśli - osiemdziesiąt fenigów. To może być prawda. Resztę pieniędzy ma zapewne w walizce albo na koncie.
Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że w latach1990-91 intensywnie zbiera fundusze na rozruch stacji za pomocą kilku sposobów:
•zarabia jako opiekun i przewodnik niemieckich grup pielgrzymkowych odwiedzających Kraków i Częstochowę;
•zbiera datki od prywatnych osób na Zachodzie;
•prowadzi wraz z włosko-niemieckim dyplomatą Iwano Pietrobellim wydawnictwo promujące objawienia w Medjugorie.
To wszystko mogło przynieść od kilku do kilkudziesięciu tysięcy marek zachodnio niemiec-kich. Na dzisiejsze pieniądze: jakieś sto tysięcy złotych. Niewiele. Żeby jednak zrozumieć, jaka jest w latach 1989-90 siła nabywcza jednej zachodniej marki, trzeba pamiętać, że obiad w zakładowej stołówce kosztuje równowartość pięciu fenigów. Za dwie marki - po wymianie u cinkciarza albo przypadkowo chętnego na pierwszym lepszym rogu
-można kupić dwadzieścia paczek polskich papierosów. Za tysiąc marek da się nabyć mieszkanie, za trzy tysiące - nowy dom.
Przed człowiekiem z kilkunastoma tysiącami marek Polska leży jak rozłożony na przyjęcie czerwony dywan. Niestety-cały dziurawy i brudny... Na de przygnębiającej szarzyzny Torunia audi 80, którym redemptorysta zajeżdża do opuszczonego sadu w dzielnicy Bielany, wygląda jak kolorowy motyl z innego świata. Sad jest własnością zgromadzenia podarowaną przez zmarłą bezpotomnie parę ogrodników, państwa Poznańskich.
-Przyjechałem z ojcem Kwiatkowskim - wspomina ksiądz Tadeusz po latach. - Były z nami jeszcze dwie starsze Niemki. Odprawiam mszę świętą i czuję taki silny lęk, w głowie kłębią się myśli: „Uciekaj stąd! Jeszcze czas! Nic nie masz! Jak ty to zrobisz?”. Wiem, że to była pokusa, jakby to piekło zaatakowało. Powiedziałem wtedy „Matko Boża jak mi nie chcesz robić wstydu, to pomagaj! Teraz do Ciebie wszystko należy, ja jestem Twoim dzieckiem i sługą. Pragnę tego Radia dla Ciebie”. (...) Pobłogosławiłem to miejsce, zmówiłem eg-zorcyzm. Później wszędzie rozrzuciłem cudowne medaliki, bo mówię: „Jeżeli Ty działasz przez cudowny medalik, to gdzie jak gdzie, ale tu działaj!”.
Wspominał też:
„Wtedy, po paru latach pobytu w Niemczech, nie wiedziałem, co się w Polsce dzieje. Po jakimś czasie zacząłem tego doświadczać (...) tu się zaczynało to, o czym opowiadali mi przyjaciele na Zachodzie: »To, co jest u nas, to przyjdzie do was«. (...) Nie przypuszczałem, że będą opory, by tworzyć media katolickie i prawdziwie polskie. Do dziś nie wszyscy katolicy to rozumieją. Nie rozumieli, że media w ogóle są potrzebne, że bez mediów jesteśmy »niemowami«. Rok l989,1990,1991 to była szansa na wzięcie mediów. Diecezje wzięty [częstotliwości], ale nie miały pieniędzy na ich tworzenie i prowadzenie. Nie miały pomysłu”.
-Radio Maryja eksplodowało także dlatego, że w Polsce podczas gwałtownych przemian przeciętny katolik był zdezorientowany - mówi nam Jan Filip Libida, związany z Kościołem konserwatysta, poseł PiS, potem senator PO. - Oczekiwał, że otrzyma drogowskaz od Kościoła: jak ma się zachować w sprawach społecznych, jak w polityce? Moim zdaniem Kościół instytucjonalny tej debaty nie podniósł. Katolicy myśleli: „Dlaczego my ze swoimi przekonaniami, z tym co dla nas jest ważne, nie mamy żadnej reprezentacji? Dlaczego w wyborach mogą startować postkomuniści, liberałowie, a my nie?”. I w to miejsce wchodzi ojciec Rydzyk ze swoim radiem, które mówi: „Macie rację, jesteście katolikami i powinniście się angażować w politykę. Powinniście mieć swoje stanowisko w sprawie rodziny, obrony życia. Ja wam powiem jakie”.
-Opowiadanie się za jakąś partią tyło wówczas oficjalnie sprzeczne z nauczeniem Kościoła, tym, co głosił papież - dodaje Andrzej Tyc. - W tej sytuacji otwierało się pole do działania ojca Rydzyka.
Libicki: - On zorganizował masy ludzkie. No i poszło! Gdyby Kościół instytucjonalny odpowiedział na tę potrzebę serc i dusz, nie byłoby takiego sukcesu radia. Zostałoby na poziomie rozgłośni diecezjalnej.
Tyc: - Inna sprawa, że bez pomocy „Kościoła instytucjonalnego” radio też by nie ruszyło.
Szesnaście diecezji dobrowolnie „wypożycza” ojcu Rydzykowi swoje częstotliwości- świeżo przyznane umową o stosunkach państwo - Kościół. Biskupi godzą się spełnić prośbę redemptorysty, bo na razie pasma nie są im do niczego potrzebne - nie mają ani własnych redakcji radiowych, ani masztów antenowych Plan jest taki, że gdy Radio Maryja zyska ogólnokrajową koncesję, a któraś z diecezji zbuduje własne radio - częstotliwość wróci do właściciela.
Ksiądz Rydzyk musi się spieszyć. Najszybciej, jak potrafi - bez czekania na pozwolenia z ociężałego Ministerstwa Łączności i powolnej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizj i - bierze się do wznoszenia anten.


5
Kiedyś rozmawiałem ze znaj ornym, który wówczas blisko współpracował z ojcem Rydzykiem - wspomina Jan Filip Libicki.
-Pytałem go, jak to jest z tą jego polityką. A on mówi: „Wiesz, z ojcem jest trochę tak jak z alkoholikiem. Jak przychodzą wybory, to koniecznie chce się zaangażować w popieranie czegoś. Potem, jak wybory się kończą, ogłasza, że to już ostatni raz, że następnym razem radio będzie absolutnie apolityczne, nikomu się nie da wrobić i wykorzystać. Zupełnie jak nałogowiec, który mówi, że już nigdy w życiu nie weźmie wódki do ust, a gdy przychodzi kolega z podwórka i powie: »to walniemy sobie pięćdziesiątkę«, znowu sięga do kielicha”.
Nasz kolejny informator, dawny polityk LPR, dodaje:
-Trudno sprofilować poglądy Ojca Dyrektora. Jest to na pewno forma patriotyzmu religijnego. Dla niego to związek organiczny i oczywisty. Bardzo dużo potrafi o tym mówić. Ale jakby mnie ktoś zapytał, jakie są jego konkretne poglądy polityczne, czyli z jakim nurtem myśli politycznej jest związany, to miałbym problem. On wypracował sobie pozycję autonomiczną, której w polskim duchowieństwie nie miał wcześniej chyba nikt. To fenomen. Ale ten potencjał wykorzystuje tylko do obrony radia. Nie ma w nim poku sy, by napominać: Kościół, stawiać się Kościołowi czy kwestionować linię Kościoła. Nigdy czegoś takiego u niego nie spotkałem. Owszem, zdarzały się krytyczne glosy w stosunku do niektórych biskupów czy księży, ale one mieściły się w kanonie dopuszczalnej krytyki. Nigdy nie zakwestionował żadnych prawd wiary.
Jest niewątpliwie księdzem tradycyjnym, ale nie tradycjonalistą, choć wielu chciałoby go za-szufladkować jako lefebrystę. Od lefebrystów dzielą go lata świetlne. Jest raczej przeciwieństwem środowisk antysoborowych, bo z ducha Soboru Watykańskiego II czerpie pełną garścią, choć na naszą polską, tradycyjną modlę. Formuła Kościoła otwartego uosabiana przez księdza Bonieckiego to dla niego „o jeden most za daleko”.
-A wracając do polityki...
-...powiedziałbym tak Ojciec Dyrektor to melanż piłsudczykowsko-endecko-chadecki w sosie społecznej nauki Kościoła, ale bez przesady z tą kościelnością.
-Jak to?!
-W realu różnych „nawiedzonych” się wokół radia kręci, lecz u Ojca. Dyrektoranie zauważyłem tego przerysowania religijnego. On nawet nie lubi osób nadmiernie dewocyjnych. Takich, które mijając kościół, trzy razy czapkę zdejmują i coś mamroczą. Woli pogadać ze zwykłymi ludźmi, co trochę za uszami mogą mieć, ale którzy są ludźmi dobrze przyprawionymi, jeśli wiecie, o co mi chodzi. On czuje, że się więcej ciekawych rzeczy od nich dowie niż od tych świątobliwych. Umie słuchać, a nawet udawać przy tym głupiego. Szczególnie wobec polityków^ tak zagrywa. Wypuszcza jednego na drugiego i lubi sobie posłuchać, jak się spierają.
Standardowy dzień na antenie Radia Maryja od wielu lat wygląda bardzo podobnie. Z grubsza tak:
• o szóstej rano modlitwa na Anioł Pański,
• później jutrznia: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu”,
• dalej różaniec i poranna, msza transmitowana z kościoła Redemptorystów w Toruniu.
• śpiewanie „Godzinek” ku czci Niepokalanego Poczęcia NMP,
• następnie poranna katecheza,
• po niej przedpołudniowy blok „W Rodzinie Radia Maryja”. Tu mogą wystąpić słuchacze,        którzy przyjechali do Torunia,
• Anioł Pański w południe,
• 13 godzinny magazyn „Aktualności dnia”, w którym publicyści i politycy - zwykle przez telefon
 - komentują bieżące wydarzenia,
• po obiedzie serwisy informacyjne, modlitwy i aktualności Radia Watykańskiego,
• wieczorem dwie części „Rozmów niedokończonych” –audycji grupującej najpoważniejszych gości i często poświęconej najgorętszym wydarzeniom politycznym,
• nocą program dla Stanów Zjednoczonych i Kanady plus powtórki.
- Oczywiście dyrektor może jednym telefonem do studia zmienić całą ramówkę - mówi nam były dźwiękowiec z toruńskiej stacji, dziś dziennikarz prasy określanej przez ojca Tadeusza mianem „polskojęzycznej” albo „mętnego nurtu”.
- Dzwoni z Krakowa i mówi, że zaraz zaczniemy nadawać audycję na żywo z jakiegoś kościoła bo tam trwa ważne wydarzenie. Jedyne, czego ojciec nie przesuwa wedle swego "widzimisię, to modlitwa na Anioł Pański. Że nikt się nie sprzeciwia zamieszaniu, tego już nie muszę chyba dodawać? Niechby ktoś spróbował!
- Jeżeli ktoś nie będzie jak pies uwiązany łańcuchem do nogi oj ca Rydzyka, to nie ma w radiu żadnych szans - uważa ojciec Galiński. - Rydzyk go usunie.
- Nieprawda - oponuje nasz rozmówca były współpracownik księdza dyrektora, - On ceni sobie ludzi pracowitych, uczciwych, życzliwych dla otoczenia. Niekoniecznie służalczych. W radiu panuje rodzinna atmosfera. Przynajmniej za moich czasów tak było. Potrafił kogoś odwieźć do domu po nocnym dyżurze. Zawsze pamiętał o urodzinach i imieninach, zawsze miał dl pracownika jakiś drobny upominek. Na przykład słodycze - te, które ludzie przynieśli. W radiu ciągle było mnóstwo znoszonych przez babcie słodyczy.
-Inni rozmówcy mówili nam, że jest cholerykiem - zauważamy.
-Nawet jak czasem ofuknie, to potem przeprosi. Pamiętam taką sytuację: siedzimy w kilka osób w jadlodaj ni na dole w radiu, trwa luźna rozmowa. Jeden z redemptorystów wynosi talerz jedzenia zapakowanego w paczki. Ksiądz dyrektor pyta- „...a ojciec gdzie z tym idzie?”. „No bo... tam stoi przed bramą ktoś i prosi o jedzenie”. „Czy ojciec zwariował?! Chce ojciec, żebyśmy mieli tu za chwilę kolejkę ludzi?! Niech ojciec to odniesie z powrotem do kuchni!”. Tamten stropiony wyszedł, ale widzę, że ojciec Rydzyk wyłączył się już z rozmowy, zafrasowany, coś mu chodzi po głowie. W końcu chwyta za telefon, dzwoni i mówi: „No dobrze, niech ojciec zaniesie jedzenie”. A tamten: „Ja już zaniosłem”. Dyrektor trochę go zrugał, ale w żartach.

7
Dziennikarze „mediów polskojęzycznych” nie są wpuszczani na teren posesji przy Żwirki i Wigury można się jednak tu dostać z pomocą fortelu. ^starczy powiedzieć do mikrofonu przy furtce: „Ja do księgarni” - i drzwi stają otworem. My także korzystamy z tego patentu, aby wejść i opisać rozgłośnię od środka.
Najpierw radiowa książnica. Jest czynna przez okrągły tydzień i mieści się w przeszklonym parterowym „pawilonie pielgrzyma”, który przylega
do głównego budynku radia. Wokół schludnie i czysto. Chodnik i placyk wyłożone kostką, idący mija po drodze figurę wznoszącego ręce Jana Pawła II. Sama księgarnia niczym się nie różni od innych sklepów z literaturą - poza asortymentem. Na pólkach wydawnictwa fundacji Nasza Przyszłość: albumy o Janie Pawle II, bajki dla dzieci, czasopisma „Rodzina Radia Maryja”, „Różaniec” i kilkanaście innych. Są książki Jerzego Roberta Nowalia, min. gruby tom „Potępiany za patriotyzm” o Janie Kobylańskim, prezesie Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej, dobroczyńcy Radia Maryja i dzieł przy nim wyrosłych.
Cichutko przechodzimy do części radiowej.
Mijamy figurę Matki Bożej Fatimskiej, a obok wysoki krucyfiks podobny do tych stojących na rozstaj ach polskich dróg. Wspinamy się po granitowych schodach do recepcji. Tu jest już ciekawiej: kto był choćby raz w Licheniu, nie oprze się wrażeniu podobieństwa. W głównym hallu, w kaplicy i na korytarzach marmurowe posadzki, złocone poręcze, błyszczące kinkiety i detale. Mosiądz, brąz, kamień, jasne drewno. Szerokie pałacowe schody wiodą w górę - wprost na przeszkloną ścianę, za którą widać zielone ogródki działkowe przywodzące na myśl tę samą okolicę sprzed dekady. Dalej -w górnym korytarzu, reżyserce i płytotece
-dużo skromniej: styl przypomina raczej wnętrza z katalogu Ikei.

8
Gdy Ojciec Dyrektor nie kwestuje w USA i Kanadzie, organizuje pieniądze, krążąc po Europie.
-Właściwie jeździ bez przerwy
-mówi nasz informator, były polityk Ligi Polskich Rodzin. - Jest dobrym kierowcą, potrafi szybko pognać. Jak jedzie z kimś, szczególnie w dłuższą trasę, na przykład do Austrii, to się wymieniają za kierownicą. Ojciec ma taką poduszeczkę na szyję, siada obok kierowcy i śpi Jeśli nie zaśnie, to słucha swego radia i dzwoni na antenę. Podróże to jego żywioł. Ciągle jest w ruchu. Ale obojętnie, jakie pieniądze uda mu się dostać - czy w Niemczech, czy w Stanach - cały czas oszczędza na sobie samym. W trasie jada najczęściej w przydrożnych barach, przy stacjach benzynowych, jakaś kiełbaska, ketchup i bułka. Nie kupuje sobie nic nadzwyczajnego. Nocuje w klasztorach albo u znajomych. Czasem żali się, że już go to wszystko - podróżowanie, organizowanie pieniędzy i popychanie kolejnych przedsięwzięć - po prostu męczy.
Gdy ksiądz nie kwestuje w Europie, zbiera datki w Polsce. I czasem skarży się na skąpstwo rodaków.
-Chcemy zmieścić się w jak najmniejszych kosztach. żeby w ogóle przetrwać - mówi z anteny w maju 2011 roku. - Normalnie media mają ogromne pieniądze, potrafią mieć rocznie nawet ponad 3 miliardy złotych! (...) Radio Maryja ma kilka milionów złotych rocznie i telewizja równocześnie z tego, co wy nam dacie. (...) Jakie procenty, to widać chociażby po pielgrzymce na Jasną Górę, gdy idziemy w lipcu (...). Tam są różne pieniądze: i pięć złotych, i dwa złote, i dziesięć, i dwadzieścia złotych - bardzo rzadko zdarzają się jakieś większe. A wszystkich ofiarodawców było i 26 tysięcy. Pielgrzymów jest na placu dużo, dużo więcej, są setki tysięcy. Możemy powiedzieć sobie, tam są ludzie najbardziej gorliwi, czujący Kościół, ojczyznę. Ale żeby złożyć ofiarę... nie są wszyscy.

9
W marcu 2011 roku - to kolejny rok z wyborami do Sejmu - Jan Kobylański mówi na antenie radia: [Nadejdą jeszcze kiedyś takie czasy, że] będzie tylu przedstawicieli Maków katolików, ilu jest nas w Polsce, a nie talia parodia, że dzisiaj w rządzie czy parlamencie Polaków prawdziwych nie ma nawet trzydzieści procent.
Po Kobylańskim w radiu odzywa się Stanisław Michalkiewicz, autor takich książek jak „Herrenvolk po żydowsku”. Mówi m.in., że Polska jest „upokarzana przez Żydów awanturami” na terenie oświęcimskiego obozu, rozdmuchiwaniem „incydentu w Jedwabnem”, a obecnie - przygotowaniami do „wielkiej propagandowej imprezy w Kielcach w rocznicę tzw. pogromu”. „Gazetę Wyborczą” Michalkiewicz nazywa „osobliwym przykładem żydowskiej piątej kolumny na terenie Polski”, która prowadzi „systematyczną tresurę w tali zwanej tolerancji i tali zwanym dialogu” polegającym na „przyjęciu żydowskiego punktu widzenia i potulnym spełnianiu wszystkich zachcianek przedsiębiorstwa Holocaust”.
Po audycji Michalkiewicza Rafał Maszkowski, informatyk prowadzący serwis krytycznie analizujący audycje Radia Maryja, zawiadamia Krajową Radę Radiofonii i Telewizji o „emisji programów, które mogą zawierać treści dyskryminujące ze względu na narodowość”. Szef  KRRiT - powołany przez Bronisława Komorowskiego Jan Dworak - zamawia analizę u prawników Fundacji Helsińskiej. C potwierdzają opinię Maszkowskiego. W efekcie Dworak pisze do ojca Rydzyka: „Na podstawie art. 10 ust. 3 ustawy o radiofonii i telewizji wzywam nadawcę programu Radio Maryj a do zaniechania działań polegających na emitowaniu audycji, które mogą zawierać treści dyskryminujące ze względu na narodowość”.
Ojciec Tadeusz odpowiada specjalnym komunikatem, w którym wyjaśnia „kto to jest prawdziwy Polak”: - Oczywiście (...) pan Kobylański mówi, że nie ma nawet trzydziestu procent prawdziwych Polaków w rządzie czy w parlamencie. Pytałem go, o co tu chodzi. Chodzi o trzydzieści procent Maków myślących o ojczyźnie, troszczących się o ojczyznę. Nie chodzi tu o jakąś przynależność narodową czy rasową.

10
Po ostatnich wyborach sejmowych słuchacze dzwonią do stacji zmartwieni dobrymi 'wynikami PO („To jest skandal! Dianas, Polaków, to jest. wstyd! Że wygrało PO, to jest świństwo! No dajcie spokój, ludzie, w jakim kraju my żyjemy!?”). Sami ojcowie są szczególnie zaniepokojeni jeszcze czymś innym: wejściem do Sejmu Ruchu Palikota. Lider nowego klubu poselskiego - dawny wydawca prawicowego tygodnika „Ozon”, teraz antyklerykał
-już zapowiada zdjęcie krzyża z sali obrad.
Ojciec Dyrektor pochyla się nad analizą zachowań poszczególnych grup wyborców popierających ugrupowanie lubelskiego posła: - Zobaczcie, jak młodzież zagłosowała. Myślę, że oni sobie za przeproszeniem dla szpasu zrobili to, zagłosowali na tych ludzi, którzy... nawet nie chcę mówić. Przecież to jest straszne! Wchodzi do Sejmu mężczyzna, który stal się kobietą, transwestyta, Ja nie jestem przeciwko człowiekowi, ale widzimy, jakie wartości on niesie. Wchodzą ludzie, jak ktoś nazwał, sodomici. Ludzie, to już jest bardzo poważna sprawa!
Palikotowcy to nie tylko coś obrzydliwego, co zajmuje miejsce komunistów i postkomunistów, to rzecz groźniejsza: dobrze znana ojcu z Niemiec antyklerykalna, hałaśliwa Newa Lewica.
-Jesteśmy rozpracowywani przecież od zakończenia wojny, najpierw ten trend z Moskwy, a teraz inny, Nowa Lewica, trzeba, to wiedzieć. To zorganizowana sprawa, a my też się mamy organizować i nie poddawać się (...) zatrzymywać wszelką destrukcję, gdzie się da, nikt nie może być obojętny. Jeden człowiek, drugiego znajdziesz, trzeciego.. . Organizować się przy posłach, którzy weszli z tej prawicy niby.
Oto najlepszy dowód kiepskiego nastroju zakonnika. W tym krótkim „niby” zawartym w ostatnim zdaniu znać cały gorzki zawód, jaki ojciec Tadeusz przeżywa w zetknięciu z niegdyś tak silnym, a teraz nieskutecznym obozem patriotyczno-konserwatywnym. Obozem, który nie tylko nie zatopił Platformy, ale i nie zdołał postawić tamy Ruchowi Palikota, ugrupowaniu wcześniej w parlamencie niewyobrażalnemu”.
W połowie października gość, Aktualności dnia”, ksiądz profesor Paweł Bortkiewicz z wydziału teologicznego UAM w Poznaniu, recenzent, pracy doktorskiej księdza Tadeusza, mów krótko: Ruchu Palikota nie powinno być w Sejmie.
-Przepraszam, że używam tak mocnego sformułowania, nie chodzi tutaj o osoby jako osoby, ale pewne poglądy, które ci ludzie reprezentują - tłumaczy i wymienia: • „osobnika o nieustalonej, to znaczy o zmienionej tożsamości” - chodzi o posłankę Annę Grodzką; • „czołowego piewcę praw, a właściwie przywilejów dla osób homoseksualnych” - to poseł Robert Biedroń; • „dwóch redaktorów wulgarnych czasopism - antyklerykalnych
antyreligijnych” - to Roman Kotliński (były ksiądz
wydający „Fakty i Mity”) i Andrzej Rozenek (byty zastępca Jerzego Urbana w tygodniku „NIE”).
-Czytaliśmy chociażby tę książkę „Bitwa o Madryt” i tam tyły opisane pewne zjawiska, które nastały w Hiszpanii za premiera Zapatero - mówi prowadzący program ojciec redemptorysta i wymienia, o co chodzi: -. ..nauka masturbacji w szkole na lekcjach obowiązkowych, przegrywanie procesów przez rodziców, którzy sprzeciwiali się tego typu procederom, propaganda i zachęcanie do współżycia przez dzieci i młodzież, zarówno z płcią przeciwną, jaki osobami tej samej płci, a nawet propagowanie zoofilii, czyli seksu ze zwierzętami!
„Nasz Dziennik” tali podsumowuje cele Palikota: , Atak na krzyż to wprawdzie główny punkt założeń nowej frakcji, ale nie jedyny...”. Kolejnymi planami i postulatami są:
• łatwe „uśmiercanie poczętych dzieci”;
• refundacja zapłodnienia pozaustrojowego metodą in vitro;
• usunięcie religii ze szkół;
• „dołożenie” księżom;
• legalizacja marihuany;
• przygotowanie pakietu ustaw' definiujących przywileje dla homoseksualistów.
„A w finale przewiduje się je ślinie wygnanie z kraju, to przynajmniej postawienie prezesa PiS przed Trybunałem Stanu - kończy wyliczankę gazeta. -W skrócie -nowoczesne państwo z marzeń Jerzego Urbana”.



11
Pisząc tę książkę, próbowaliśmy skontaktować się z Ojcem Dyrektorem, ty poprosić o komentarze do najważniejszych wątków, a może i garść wspomnień. Szczególnie tych dotyczących okresu między jesienią 1986 a latem 1987 roku. Napisaliśmy prośbę o spotkanie i rozmowę. 17 kwietnia 2013 roku nadeszła oczekiwana odpowiedź na firmowym druku rozgłośni
„Szanowny Panie Redaktorze!
W nawiązaniu do listu skierowanego do Ojca Dyrektora Tadeusza Rydzyka, a datowanego
kwietnia2013 r., pragnę poinformować, że z Panem Redaktorem ani z gazetą, którą Pan reprezentuje, nie rozmawiamy. Na przestrzeni lat Państwo uczynili mele krzywdy Radiu Maryja.
Z wyrazami szacunku.
W.z. O. Marian Sojka CSsR”
Do listu ktoś dołączył ładny obrazek ze Sługą Bożym ojcem Bernardem Łubieńskim, przedwojennym redemptorystą zwanym Apostołem Polski. Na marginesie pisma, widniej e motto ze słów Ojca Dyrektora:
„Radio było zagrożone.
Byłem bezradny.
Co robić?
Myśl jedna - iść do Matki.
Ona nas uratuje.
Uratowała wtedy, ratuje dziś...”. •

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz