poniedziałek, 23 września 2013

Córa prezesa


Po Adamie Hofmanie jest wielu chętnych, którzy ustawiliby kordon, mur, żeby tylko Kempa do PiS się nie przedostała. A ja się nie pcham tam, gdzie mnie nie chcą - mówi Beata Kempa, posłanka, kiedyś PiS, teraz SP.


Żałuje pani?
A czego, pani redaktor?
Że od dwóch lat nie jest pani w PiS.
Z PiS zostałam wyrzucona. I bardzo to przeżyłam, bo poczułam się zdradzona. Miałam łzy w oczach. Przypomnę, że Orban, wielki wzór dla PiS, nikogo z partii nie wyrzucił. Tymczasem z PiS zostali wyrzuceni lub wypchnięci m.in. Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski czy Marek Jurek. Koledzy, z którymi się przyjaźniłam, którym pomagałam w kampaniach, w tym czasie pokazali, kim są naprawdę.
Kim?
Dla mnie nikim.
Antoni Macierewicz też?
Też. Wszyscy popełniają błędy...
Mówi pani teraz o przewodniczącym Macierewiczu czy o sobie?
Jak pani słusznie zauważyła, upłynęły już dwa lata, odkąd wspierałam Antoniego Macierewicza, więc na pewne rzeczy patrzę z dystansem. Jest mi żal, że coraz bardziej oddala się moment, kiedy przyczyny katastrofy smoleńskiej zostaną wyjaśnione. Tą drogą, tymi metodami nic się nie osiągnie. Powiedzmy sobie szczerze, w tych warunkach nic wyjaśnić się nie da. Trzeba wygrać wybory. Musimy pokonać rząd Tuska.
My, czyli kto?
My, czyli szeroko pojęta prawica. Po tej stronie jest bardzo wielu wartościowych ludzi. I wtedy to będzie możliwe.
Rozumiem, że po odsunięciu Macierewicza od sprawy katastrofy smoleńskiej?
Potrzebne jest bardziej profesjonalne podejście do tej sprawy.
Ośmieszył się poseł Macierewicz?
Mnie interesuje bardziej, jak działa państwo w tej sprawie, a państwo wykazuje słabość. A jak jest słabość, to rodzą się różnego rodzaju podejrzenia, insynuacje, wnioski. Nie dziwmy się więc, że coraz więcej ludzi wierzy w zamach. Tym bar -dziej potrzebny jest profesjonalny, oderwany od politycznych rozgrywek zespół. Powinna powstać komisja obywatelska złożona z najwybitniejszych autorytetów i ekspertów. Taki projekt złożyła zresztą Solidarna Polska. A polityków bym od tego wszystkiego odsunęła.
Sama pani nie wierzy w to, co mówi.

Po wygranych wyborach, kiedy podejście do sprawy byłoby racjonalne, zgodne ze sztuką prowadzenia śledztwa, politycy mogliby się już tylko przyglądać.
Oj, przecież pani siebie zna, z pani temperamentem, dociekliwością nie pozwoliłaby pani sobie jedynie na przyglądanie się.
Powtarzam, trzeba to zostawić ekspertom. Przez trzy lata politycy zajmują się wyjaśnianiem przyczyn katastrofy i wciąż nie wiemy niczego na pewno.
I nie będzie politycznego grania sprawą katastrofy?
Nie. Myślę jednak, że prawda o Smoleńsku prędzej czy później wyjdzie na jaw. Do prawdy uda się przekonać zarówno tych, którzy wierzą, że to był zwykły wypadek, jak i tych, którzy traktują to w kategoriach zbrodni.
Zbrodni?
Powiedziałam to w cudzysłowie. Jeszcze raz mówię: musimy wygrać wybory, żeby sprawa poszła do przodu.
A ja jeszcze raz pytam: my to kto - PiS i Solidarna Polska?
Ale jestem przeciwnikiem gry politycznej tą sprawą.
„Mości panowie” - mówi pani o tych kolegach z PiS, o których dwa tygodnie temu mówiła pani, że wątpi w to, czy są w stanie uczciwie zmieniać ten kraj.
Spór w polityce, ale oparty na prawdzie, na dokumentach, jest wskazany. Przecież pani wie, co się wydarzyło na Podkarpaciu. Trwała radosna kampania, aż nagle koledzy z PiS zaczęli roznosić kłamliwe ulotki, na których naszego kandydata Kazia Ziobrę oskarżyli, że nie był bohaterem „Solidarności”. Zrównano go z seksaferzystą Karapytą. Gdyby mój szef kazał mi coś takiego robić, to bym tego nie wykonała i tyle. Albo się ma kręgosłup, albo się nie ma.
Sam główny szef, prezes Kaczyński, kazał im roznosić takie ulotki?
Nic się nie dzieje bez woli głównego szefa. Powinni posypać głowę popiołem i powiedzieć: „Przepraszam”.
Już widzę posła Hofmana mówiącego „Przepraszam”. Pani widzi?
(śmiech) Wszystkich można nauczyć pokory.
Albo nakazać pokorę.
Albo nakazać, ale wtedy jest to nieszczere. A ja nieszczerość wyczuwam w lot.
U posła Hofmana pani wyczuwała?
Pani redaktor, ja mam to do siebie, że nie biorę udziału w libacjach alkoholowych... Nie może być tak, że w kampanii wyborczej wszystkie chwyty są dozwolone. Zresztą te wybory na Podkarpaciu wcale nie musiały się odbywać. Można było zaoszczędzić kupę pieniędzy. To przecież PiS wystawiło kandydata na nowego marszałka województwa, który był senatorem.
Ile pani wydała?
Promowałam Solidarną Polskę i Kazika. Nie prowadziłam kampanii. A Hofman powinien przeprosić, postanowić poprawę i powiedzieć, że już nie będzie tak robić.

Za libację alkoholową, molestowanie podwładnych też?
Też. Dobrze, że ta taśma wyszła na jaw.
To był żenujący widok. Smutno mi było. Zwyczajni ludzie mówili mi, żebym przekazała Hofmanowi w Sejmie, że jeśli ktoś chce się bawić, to powinien to robić za swoje, a nie państwowe. I jeszcze to pójście pod kościoły, ta agitacja, to „Bóg jest po naszej stronie”. Tak się, pani redaktor, nie da.
A pani?
A mnie jako chrześcijance pozostaje modlić się za nieprzyjaciół i może się opamiętają.
Gdyby Hofman był pani podwładnym...
 ...to po takiej akcji wyrzuciłabym go następnego dnia.
A Jarosław Kaczyński go trzyma.
Do czasu. Hofman za bardzo wyrasta i się usamodzielnia. Przyjdzie taki moment, że wyrok będzie wykonany. Polityczny wyrok oczywiście.
I wtedy do pani powie: „Wróć, córo marnotrawna”?
Na córę to już jestem za stara.
Na córę prezesa chyba jeszcze nie. Jeszcze moment i będzie 50.
Przecież ma pani 47 lat.
Tak, ale już słyszę głosy, że powinnam wnuki niańczyć, a politykę oddać. A poważnie, to po Adamie Hofmanie jest tylu chętnych, którzy ustawiliby kordon, mur, żeby tylko Kempa się nie przedostała. Spokojnie, bez obaw, ja przez ten kordon nie dałabym rady przeskoczyć.
Wróci pani do PiS?
Nie. Wbrew pozorom mam w sobie dużo pokory. Ale nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. Mam swoje poglądy.
W polityce trzeba być wyrazistym. Nie muszą mnie wszyscy kochać, ale przez to, co mówię i jak mówię, ludzie mnie zapamiętują.

No i jeszcze przez to, jak pani wygląda, jak się pani zmieniła, wypiękniała.
Bardzo dziękuję. Jednak, choćbym nie wiem, co zrobiła, to wszystkich nie zadowolę. Nie mam czasu na babskie fanaberie.
Kiedy była pani w PiS, to więcej pani było w mediach, bardziej mogła pani pogwiazdorzyć.
Wtedy działo się więcej, bo choćby komisja śledcza była transmitowana codziennie. Wie pani, ja żadnego medium nie bojkotuję. Teraz to też jest może kwestia odległości od mojego domu. Kiedyś potrafiłam wsiąść w samochód i jechać 300 km na wieczorny program.
A teraz się nie chce?
Chce się. Ale muszę być w okręgu wyborczym, bo tworzymy struktury Solidarnej Polski.
Wymieniamy się z kolegami zaproszeniami do programów. W zależności od tego, kto jest w Warszawie, ten przyjmuje zaproszenie ze stacji czy rozgłośni. Wszyscy mamy świadomość, że polityk bez mediów nie istnieje. Obserwuję jednak, że pod koniec wakacji sejmowych sami dzienikarze i widzowie tęsknią za nami, za awanturami, za mądrymi czy głupimi wypowiedziami.
I pani też tęskni, bo pani jest fajterką.
To jest trochę transakcja wiązana. Ludzie lubią spory, tak jak lubią walkę na ringu.
I ja tych sporów się nie boję. Jak przeciwnik przychodzi nieprzygotowany, to nawet mi żal, szkoda rozłożyć go na łopatki. Z przygotowanym przeciwnikiem walczę do końca. I zazwyczaj wygrywam.
Lubi pani ten moment, co?
Pytanie. (śmiech) W polityce to jest bardzo ważny moment. Myślę sobie: „Jeden zero dla mnie”. Lubię pokonać, ale nie lubię gnębić. Już mówiłam, że czasami to mi nawet tak po babsku żal. Sama kiedyś byłam w sytuacji, kiedy byłam w programie, w którym miałam rozmawiać o jakichś sprawach zagranicznych, w których nie czułam się pewnie. Byłam przerażona. Mówiłam sobie: „Po co ty tu, kobieto, przyszłaś, masz już czterdziestkę na karku, poukładane życie w pięknej maleńkiej miejscowości”.
Moją przeciwniczką była nieżyjąca już posłanka. Pomyślałam sobie: „No teraz, to już mnie załatwi”. A ona się kapnęła, że jestem zielona, i tak poprowadziła swoją wypowiedź, by mnie nie zniszczyć. I tę lekcję sobie zapamiętałam. I też tak robię. Czasami. Widzowie reagują na moje medialne zaangażowanie. Zdarza się, że słyszę: „Była pani świetna, dobrze pani wyglądała”. A kiedy pytam, czy to, co mówiłam, było ciekawe, to rozkładają ręce i mówią: „Nie bardzo słuchałem, tylko patrzyłem”. Oczywiście nie zawsze tak jest, ale się zdarza.
Może za dobrze pani wygląda?
Jeśli program jest merytoryczny, emocjonalny, jak ten dotyczący odebrania otyłego chłopca rodzinie zastępczej, to ludzie się angażują. Piszą do mnie listy, dzwonią do biura. Pojawiły się nawet dwie prośby
o interwencję. Jest odzew. Już mówiłam, że mieszkam w małej mieścince, w Sycowie, niedaleko Wrocławia. Tu każdy jest skądś i żyjemy w duchu wielkiej tolerancji.
Dobrze, ale kiedy pani przemawia, to jakoś nie słyszę w pani wypowiedziach ducha wielkiej tolerancji.
Ja nie jestem tolerancyjna dla krzywdy, nieporządku, kłamstwa, obłudy.
Bo pani nie krzywdzi, nie kłamie, nie jest obłudna jak polityk?
Proszę znaleźć moją jedną publiczną wypowiedź, która byłaby kłamstwem.
Za szczerość byłam karana, za nazywanie rzeczy po imieniu. Politycy, szczególnie ci, którzy mówią o wartościach, powinni grzechy główne z siebie wyeliminować.
Znowu do Adama Hofmana pani pije, do kolegów z PiS. Pani się z nimi nie dogada, jak pani jest taka prawie idealna.
Nie chodzi o ideał, tylko o zasady, i o to, czy polityk się do nich stosuje. Posła Hofmana zapytałam w Radiu Zet o to, czy zna ósme przykazanie. Nie znał. „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”.
Jeszcze raz mówię, tu się pani z nimi nie dogada.
W polityce wszystko jest możliwe.
Tak, tak, nawet wrogowie robią z sobą misia.
Misie się źle kojarzą. Banał powiem, ale polityka to są kompromisy. I ja jestem w stanie iść na kompromisy z tymi, którzy w sercu mają Polskę, a nie władzę i partię. Tych ostatnich na miejscu prezesa Kaczyńskiego ustawiłabym w szeregu dziesiątym, a nawet piętnastym.
Będzie pani startować w wyborach do Parlamentu Europejskiego?
Mam to do siebie, że zawsze mam daleko do pracy. Najpierw 25 km, teraz 300 km, to i jak będę miała 1500 km, przywyknę. Wierzę w drogi, pani redaktor, które kreśli człowiekowi Opatrzność.
Tak to mnie pani nie zbędzie!
Oczywiście, że Solidarna Polska będzie wystawiać swój najlepszy zaciąg.
Czyli panią też. To kto tu, w kraju będzie rządzić?
Proszę się nie martwić. Będziemy walczyć, zwyciężymy i zrobimy w Polsce porządek. Co ważne, kampanie będziemy prowadzić za własne prywatne pieniądze. Finansowania nie mamy i nie chcemy mieć. Radosną kampanią można zdziałać wiele.
Pani, Jacek Kurski, Zbigniew Ziobro i radosna kampania - niech pani nie żartuje.
(śmiech) Jacek jest zawsze uśmiechnięty... Zresztą, jakby co zawsze mogę robić coś innego.
Co?
Ja taka jestem, że za dwa-trzy lata strzelę ręką w stół i będę robić zupełnie coś innego poza polityką. Mogę żyć skromnie, ale normalnie.
Posłem można być dłużej niż do 67. roku życia.
Pani mi źle życzy. Ja chciałabym na starość móc wychować swoje wnuki, ale wcześniej muszę zmienić kraj, aby miały one lepsze życie.

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz