poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Wszyscy kumple Lecha Poznań

Od kilku lat marketingowym symbolem Poznania jest niebieska gwiazdka odsyłająca do stów „miasto know-how”, czyli „wiemy jak”. Hasło miało oznaczać, że „w Poznaniu wszystko się udaje, każdy znajdzie swój pomysł na rozwiązanie problemów”. W postawie władz wobec kiboli Lecha należałoby dopisać: „może i wiemy jak, ale lepiej o tym nie mówmy”.
8 sierpnia, tuż przed meczem z Zalgirisem Wilno, stadionowy monitoring rejestruje scenę: pod trybuną, gdzie siedzą najbardziej głośni kibole, kilkunastu ludzi w niebiesko-białych koszulkach Lecha niesie flagę, która po rozłożeniu układa się za chwilę w napis „Litewski chamie, klęknij przed polskim panem". Stadionowa ochrona nie reaguje, wzburzony wojewoda wychodzi ze stadionu, wybucha międzynarodowy skandal.
Ryszard Grobelny, prezydent Poznania (na zdjęciu), komentuje: - To było głupie, chamskie i bezmyślne.
Pytany o konsekwencje wobec klubu dodaje:
- Poznań nie potrzebuje nagłaśniania tej sprawy
Układ kiełbasiany
By zrozumieć, jak poznańscy kibole stali się nietykalni, musimy cofnąć się o 12 lat. Lech tliła się wtedy w drugiej lidze, a po trybunach hula wiatr.
Kibole, jak sami z dumą o sobie mówią, zrzeszają się w stowarzyszeniu Wiara Lecha. Wśród nich są studenci, prawnicy, lekarze. - To kibice wyszli z inicjatywą uzdrowienia sytuacji w klubie. To była oddolna inicjatywa, której przyklaskiwałem
-  wspomina Krzysztof „Grabaż” Grabowski, Lider zespołu Strachy na Lachy, od ponad 40 lat dopingujący Lecha.
Wiara akcentuje przywiązanie do regionu, barw klubowych i tradycji. Odpala race, śpiewa głośno i równo, jak podczas wojskowej musztry, rozwija olbrzymie flagi zwane sektorówkami. Kibolskie widowiska przyciągają na stadion po kilkanaście tysięcy widzów, rośnie sprzedaż biletów. Dla wielu ludzi doping to widowisko bardziej atrakcyjne niż gra piłkarzy.
Klub zarabia, pojawia się inwestor - producent kuchenek Amica Jacek Rutkowski. Lech zaczyna grać w europejskich pucharach, kibole robią furorę na zachodnich stadionach.
Rosną w siłę. Są świadomi swojej atrakcyjności. Na trybunach, którymi rządzi Wiara Lecha, porządku pilnują bojówkarze zaprawieni w bijatykach na gołe pięści z kibolami innych drużyn. Gdy problemy ma „Rolnik”, kibol postrzelony w bandyckich porachunkach i oskarżony o handel narkotykami, Wiara Lecha wystawia mu w liście do sądu laurkę. Pisze, że to jej ceniony wolontariusz.
Zatrudniona przez klub firma ochroniarska kibolskiej trybuny woli nie zauważać. Rządzi tam „Olaf’, oskarżony o stworzenie gangu i handel narkotykami. - Niegrzeczni chłopcy mają autorytet. Także dzięki temu na stadionie jest spokój - tłumaczy nam wtedy Jarosław Kiliński z Wiary Lecha.
Jednak dopiero przejęcie władzy w stowarzyszeniu przez Krzysztofa Markowicza, „Litara”, niepozornego, o młodzieńczej urodzie, ale wspieranego przez „Olafa”, rozzuchwala kiboli. Układ oparty na dopingu zamienia się w biznes, którego fundamentem stają się sprzedawane na stadionie przez „Litara” kiełbaski.
Markowicz ma wyrok za udział w kibolskiej bójce, w której jedna osoba zginęła, a kilkanaście zostało rannych. Klub powierza jednak jego stowarzyszeniu sprzedaż biletów na mecze wyjazdowa („do wszelkiej maści polonusów próbujących kupić bilety - Wypierdalać na Wisłę, kadrę i Małysza!!!!” - informował „Litar” w 2008 roku przed meczem z Feyenoordem Rotterdam). Firma „Litara” karmi też VTP-ów, z prezydentem Poznania, wojewodą i urzędnikami na czele, za co płacą mu władze klubu. Zostaje szefem Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców1; organizacji przyjmowanej i hołubionej przez urzędników kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Polskiego Związku Piłki Nożnej. Jest partnerem w dyskusjach nad ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych.
Kiedy policja zatrzymuje bojówkarzy Lecha za kibolskic bijatyki, „Litar” pisze w intenecic: „My nie jesteśmy politykami i w ramach obrony wizerunku nie będziemy odsuwać się od osób, które znamy wiele lat i które zrobiły wiele dla środowiska kibicowskiego. Jeśli ktoś wybiera wizerunek a nic kolegę, niech się trzyma z daleka od nas, bo my reprezentujemy inne wartości i zawsze tak
Lech dziękuje za rozmach
Patologiczne powiązania kiboli z klubem opisujemy  w „Gazecie” od pięciu lat
•    Gdy ujawniamy, że bojówkarze wyręczają ochronę na drugiej trybunie, Arkadiusz Kasprzak, wtedy wiceszef Lecha, ucina w telewizyjnym wywiadzie: - To wewnętrzna sprawa klubu i stowarzyszenia.
•    Wśród Judzi, którym klub powierza organizację jednego z meczów, są „Gadoma” i „Gruby Marcin”. Pierwszy bil się w kibolskich ustawkach, zarzucono mu handel narkotykami. Drugi napadł na ciężarówkę. miał przykładać kierowcy pistolet do głowy. Joanna Dzios, wówczas rzeczniczka Lecha, pytana o ich obowiązki, odpowiada: - To wewnętrzna sprawa klubu.
•    Ukrytą kamerą nagrywamy, jak bojówkarze wschodzą na stadion bez kontroli, bo ochrona wpuszcza ich bocznymi bramami. Klub oświadczą, że to niedopuszczalne, ale agencji ochrony nie wymienia. Stadionu pilnuje firma Bokser, której właściciel trenował bojówkarza „Olafa” w klubie bokserskim.
•    Dwa lata temu ujawniamy nagranie ze stadionowego monitoringu: „Litar” bije i opluwa rodzinę, która przyszła na stadion obejrzeć mecz reprezentacji Polski. Lech potępia szefa kiboli, ale konsekwencji nie wyciąga, - Lech jest poważnym klubem i nie podejmuje decyzji ot, tak sobie - mówi wiceprezes Arkadiusz Kasprzak. Dopiero kiedy „Litar” dostaje prokuratorskie zarzuty; klub zrywa z nim kontrakt na stadionowy' catering. Ale zaraz podpisuje nową umowę z życiową partnerką „Litara”. Kibol zostaje skazany, przez dwa lata nie może wzejść na stadion, ale pozostaje szefem Wiary Lecha. Klub twierdzi, że prezes z wyrokiem to wewnętrzna sprawa stowarzyszenia.
•    Kibole Lecha notorycznie przemycają na stadion zakazane przez prawo race. Pół roku temu na meczu ze Śląskiem Wrocław' odpalają ich ponad 170. Henryk Szlachetka, były policjant, teraz szef ds. bezpieczeństwa Lecha, sugeruje, że to złudzenie, bo „ochroniarzom wpuszczającym kibiców patrzono na ręce, nikt nic mógł przejść z racami".
•    8 sierpnia kibole rozwieszają olbrzymi antylitewski transparent. Szlachetka nie tłumaczy już tego złudzeniem. Przyznaje szczerze, że dostał nawet SMS-a od „Litara”, że taki transparent zawiśnie. Ale zamiast zgarnąć płachtę, wdał się z nim w SMS-ową pogadankę, przekonując, że taka akcja zaszkodzi polskiej mniejszości na Litwie.
Nic dziwnego, że Szlachetka był bezradny. Magazyn Wiary Lecha, w którym kibole ukryli flagę, jest na stadionie wybudowanym przez miasto za ponad750 min zł eksterytorialny. Ochrona nie mogła go przeszukać, bo jak ujawnił wojewoda wielkopolski  tytko kibole mają do niego klucze.
-    Jak nie wiadomo, o co chodzi to chodzi o pieniądze - mówi Andrzej Białas, poznański społecznik, którego ojciec, Edmund,jest legendą Lecha. Grał i działał w klubie przez blisko 60 lat.
Pieniądze i strach. Bo Jacek Rutkowski, właściciel Lecha, boi się, by kibole nie zepsuli mu biznesu. Lepiej się z nimi ułożyć: dać im władzę na części stadionu, dać im zarobić.
Taki układ gwarantuje Lechowi pełne trybuny i widowiskowy doping. „Litar”, pilnując swojego interesu, potrafi skutecznie zmotywować kiboli. Na forum Wary Lecha kilka lat temu ogłosił zasadę dyscyplinowania; komfort oglądania meczów ma w „dupie”, a temu, kto za cicho kibicuje, grozi „masażem twarzy”. Nic więc dziwnego, że kibol-ska trybuna rytmicznie podskakuje, co podziwia reszta stadionu.
Gdy Lech próbował wierzgnąć, luzując układ z kibolami, „Litar” ogłosił zakończenie dopingu i trybu ny karnie zamilkły. Stadion opustoszał, bo wielu kibiców wolało oglądać mecze w telewizji niż na cichym stadionie, bez „atmosfery”.
Na Facebooku powstała wtedy grupa Kolej orz
-    pozytywni, stojąca w kontrze do Wiary Lecha. Skupieni w' niej kibice próbowali dopingować drużynę, gdy trybu na „Litara” milczała, kup ił i nawet sprzęt nagłaśniający, ale nie zyskali wsparcia klubu.
Właściciel Lecha, obawiając się o frekwencję i doping, stanął z kibolską ekstremą w jednym szeregu. Na stronic internetowej klubu opublikował poddańczy list „Kibice z błahych powodów są nękani przez policję i karani mandatami, a rząd działa przeciwko klubom i kibicom (...) Nasi piłkarze zawsze mogli na was liczyć. Realizowane przez was oprawy meczowe wzbudzały podziw za pomysłowość, rozmach i wielkość zarówno w kraju, jak i za granicą. Rozumiem wasze rozgoryczenie i wściekłość, ale uważam, że bojkotowanie meczów' ukochanej drużyny, brak wsparcia i dopingu szkodzi klubowi".
Antylitewski transparent władze Lecha potępiły, ale dzień później usiadły z „Litarem” do stołu, by omawiać szczegóły nowej akcji promocyjnej - sprzedawania wej ściówek na mecz za złotówkę. Sam „Litar” na trybuny nic może wchodzić, bo sąd ukarał go zakazem stadionowym.
Prezydent „cicho sza”
Nie tylko władze Lecha darzą kiboli szczególnymi względami. Firma „Litara” dostarczała catering na wieczór wyborczy prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego. Gdy trzy lata temu Lech zdobył tytuł mistrza Polski, prezydent zaprosił kibola do urzędu i dał okolicznościowy puchar.
Nim Grobelny wręczył puchar, wziął udział w fecie na Starym Rynku, która skończyła się demolką kawiarnianych ogródków. Prezydent w szaliku Lecha, odpalił nawet racę.
Rok później kibole Lecha zdemolował i stadion w Bydgoszczy. Grobelny wziął ich w obronę, pisząc na blogu, że to „wyraźna prowokacja, która miała doprowadzić do zamieszek”. Odpowiedzialnością za chuligaństwo obarczył ochronę.
Prezydent często powtarza, że na poznański stadion zaprasza cale rodziny. Ale gdy chcieliśmy pokazać mu nagranie z monitoringu, na którym „Litar” atakuje rodzinę z dziećmi, nie znalazł czasu. Z laptopem w rękach goniliśmy go po korytarzach urzędu.
-    Nie wszyscy kibice są grzecznymi chłopcami, a utrzymanie porządku wśród nich nie jest łatwe
-    tłumaczył później Grobelny w wywiadzie dla „Gazety”. Alak „Litara” na rodzinę potępił, ale dodał, że nadal będzie z nim rozmawiał: - Relacje z kibicami są delikatne. Tu chodzi także o to, by nic tworzyć jeszcze większych konfliktów.
-    Czy jest pan szachowany przez Wiarę Lecha?
-    spytaliśmy wtedy.
-    Nie szachują mnie. Po prostu widzę też dobre strony ich działalności.
Skąd ta uległość? Grobelny wydal z publicznych pieniędzy ponad 750 min zł na budowę nowej areny, którą dzisiaj zarządza Lech. Gdyby stała pusta, klub nic zarobiłby na jej utrzymanie. Koszty spadłyby na barki miasta. Nie brakuje dowodów, że Grobelny boi się takiego scenariusza. Lech miał zapłacić miastu rok temu ponad 2 min zł kary, bo jako zarządca stadionu nic dostarczył w terminie wymaganych dokumentów bankowych. Grobelny obniżył karę do 200 tys. zł. Potem miasto kredytowało klub, płacąc rachunki za wodę, prąd i ogrzewanie na stadionie. Nikt nie spieszył się z egzekucją tych długów, dopóki nie napisała
o  nich „Gazeta”.
Za korzystanie ze stadionu Lech miał płacić miastu ponad 3 min zl rocznic. Zażądał zmiany umowy. Miasto bez szemrania obniżyło czynsz pięciokrotnie.
Medialną gwiazdą Wiary Lecha jest podwładny Grobelnego - Jarosław Pucek, szef Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych. Niespełna 40--letni prawnik, jastrząb w rozgrywce z zadłużonymi lokatorami i zwolennik eksmitowania ich do kontenerów socjalnych, w godzinach pracy widziany jest często na Facebooku, gdzie oddaje się swojej pasji - kibicowaniu Lechowi.
Kilka tygodni temu spotkałem się z nim w telewizyjnym studiu, by skomentować zarzuty wobec kibiców Lecha, którzy odpalili na stadionie zakazane race. - Pan opowiada pierdoły, jest pan moralnym dziwakiem! - krzyczał na mnie szef Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych. Link do nagrania wrzucił potem na Facebooka z komentarzem „Tylko Lech Poznań!”.
Wsparli go inni kibole. „Jarek, co to za k... redaktorzyna? Podziwiam Cię, że nie dałeś mu w papę przed kamerami” - pisał jeden z nich. Pucek nie reagował.
Grobelny nic komentuje kibolskiej pasji podwładnego. Sam dawał wiele dowodów, jak bardzo zależy mu na elektoracie w szalikach Lecha.
And rzej Białas kilka lat temu, tuż przed wyborami, słyszał, jak Grobelny obiecuje kibicom przebudowę stadionu. - Zapytałem go, kto go upoważnił do takich deklaracji. Inwestycja to setki milionów złotj^ch. budżet Poznania był w kryzysie - wspomina Białas. Grobelny nie odpowiedział.
Ale słowa prezydenta, że nie należy głośno mówić o antylitewskim transparencie, bo zaszkodzi to miastu, dowodzą też poznańskiej mentalności. Pisał o niej dwa lata temu Wojciech Bartkowiak, były szef „Gazety” w Poznaniu. Nawiązując do słów reżysera Filipa Bajona, nazwał ją chorobą „zasłoniętych firanek”, która polega na instynktownym hołdowaniu kilku zasadom: nieprzyjemne sprawy najlepiej załatwiać po cichu i robić wszystko, by umknąć wstydu. Bo najgorsze jest kalanie własnego gniazda.
„Tym zasadom wierny był Poznań, kiedy milczał w sprawie dyrygenta Polskich Słowików' Wojciecha Kroloppa skazanego za pedofilię. Tak było w sprawie molestującego kleryków abp. Juliusza Paetza. Tak jest i teraz” - pisał Bartkowiak, gdy w rocznicę powstania wielkopolskiego kibole Lecha maszerowali pod hasłami... serbskich nacjonalistów.
Poznaniacy nie lubią zmian
Dwa lata temu, po tym gdy „Litar” zaatakował rodzinę z dziećmi i pozostał szefem Wiary, Andrzej Białas opublikował emocjonalny list, w którym przyznał, że wstydzi się za poznańskich kibiców: „Niech Wiara Lecha brzmi dumnie! Niech Wiara Lecha będzie gwarantem spokoju na trybunach i dumy z poznańskich kibiców!”
-    napisał.
Nikt nie przyłączył się do jego wzburzenia. Poznańscy politycy radni i posłowie nie zabierają publicznie głosu, gdy kibole po raz kolejny kompromitują ich miasto.
Białas ma swoją teorię: - Czasem zapraszają mnie na trybunę VIP. Kto tam nie bywa! Prezydent, urzędnicy, policjanci, generałowie, politycy z PO i PiS. Gdy chodzi o Lecha Poznań, wszyscy są kumplami. Wychodzą ze stadionu i nikt nic chce skrzywdzić klubu.
Spytałem Waldyego Dzikowskiego, posła PO z Poznania, jak ocenia incydent z antylitewskim transparentem. „Historia Polski i Litwy zależy od Litwy i Polski, nie od piłki:)” - napisał mi na Twitterze.
Europosła PO Filipa Kaczmarka spytałem, dlaczego publicznie nie zareaguje. Odpisał, że wiele razy polemizował na Facebooku z urzędnikiem
kibolem Jarosławem Puckiem, jakby to załatwiało sprawcę.
Maciej Krzywoszyński z publicznego Radia Merkury skomentował sprawę transparentu na Facebooku: - Dajcie sobie siana z tą histerią.
Spytałem, czy pisał to jako kibol, czy dziennikarz. - Na razie jestem kibolem, dziennikarzem będę po południu - odparł.
Nawet „Grabaż”, który uważa, że kibole powinni skupić się na kibicowaniu, a nie politycznych hasłach, broni ich niezależności: - Nie uważam, by ktokolwiek powinien ingerować w wewnętrzne sprawy Wiary Lecha.
Ewa Wójciak, szefowa Teatru Ósmego Dnia, uważa, żę to przykłady zblatowania poznańskich elit: - Prezydent ten sam od czterech kadencji, wokół te same twarze, wszyscy się znaj ą i kochają, nikt nikomu nie zrobi krzywdy. Lech i jego kibole są częścią tego układu. Poznaniacy nie lubią zmian, bo zmiany mogą być niebezpieczne.
Gdy w dniu wyboru Jorge Bergoglia na papieża Wójciak wpisała na swoim profilu na Facebooku: „No i wybrali ch..., który donosił wojskowym na lewicujących księży”, Dariusz Jaworski, wiceprezydent Poznania odpowiedzialny za sport i kulturę, publicznie ją potępił. W sprawie transparent kiboli publicznie nie zajął stanowiska.
Wójciak: - Władze Poznania potrafią być stanowrcze, ale tylko wobec wybranych.
Stanowczość wobec kiboli demonstrowana jest niezwykle rzadko. Przed rokiem „Litar”. elegancko ubrany, przyszedł na spotkanie z wojewodą, by debatować o bezpieczeństwie na stadionie. Szef wielkopolskiej policji Krzysztof Jarosz, wyprosił go wtedy za drzwi. - Nie rozmawiam z osobami, którym postawiono zarzuty - stwierdził.
Ksiądz Eda Jaworski, który od lat organizuje w' Poznaniu kwesty na rzecz renowacji jednego z wileńskich cmentarzy, już pod konieclipca skrytykował kiboli, którzy przed meczem wvjazdowym z Żalgirisem wznosili okrzyki „Polskie Wilno”. - A gdyby Niemcy we Wrocławiu czy w Opolu śpiewał „Deutschland, Deutschland iiberalles”? - pytał ksiądz. Jaworski. Skrytykował też. antylitewski transparent.
Gościem trybuny VIP jest wojewoda wielkopolski Piotr Florek. Gd}' kibole Lecha zdemolowali stadion w Bydgoszczy. zamknął poznańską arenę na jeden mecz. Na jeden mecz zamknął też kibolską trybunę po odpaleniu 170 rac. Po wywieszeniu antylitewskiego transparentu zrobił to ponownie. Za każdym razem powtarzał, że „to ostatnie ostrzeżenie”. Podczas ostatniego meczu - w' niedzielę z Koroną Kielce - kibole dostali od Lecha inną trybunę, by pozdrawiać stamtąd Piotra Florka słowami: „Ch... ci na imię, Florek, ch... ci na imię!”
i    radzić: „Florek, weź sznur i powieś się, a od Lecha odp... się!”
Wojewoda siedział na trybunie VIP. Pytany o obelgi, odpowiedział: - Nie słyszałem. Była słaba akustyka. •
PS
-Ci kibice nie są kibicami Lecha Poznań, oni są kibicami samych siebie i nie liczą się z klubem. Wiara Lecha podkopała swój autorytet społeczny - powiedział ksiądz Eda Jaworski w Telewizji WTK. W czwartek Litar skomentował to na internetowym forum Wiary Lecha:
„Eda daj na luz, od atakowania nas kwesta Ci nie wzrośnie, a nasza nie zmaleje" :o)

ŻRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz