niedziela, 11 sierpnia 2013

Wiadomo, dlaczego PiS zapłaciło wydawcy książki Kaczyńskiego

Jarosław Kaczyński w 2011 roku napisał książkę, na której zarobił 160 tys. zł. W tym samym roku PiS przelało na konto jego wydawcy podobną kwotę. Za co? Za prawo do 200 emisji filmu dołączonego do książki – wynika z dokumentów, które przeanalizował „Newsweek”. Problem w tym, że w Internecie można znaleźć informacje jedynie o trzech takich pokazach.

Sprawę książki Kaczyńskiego opisaliśmy w „Newsweeku” dwa i pół miesiąca temu. Pozycję wydała Drukarnia Akapit, mało znana firma z Lublina należąca do znajomego Grzegorza Czeleja, senatora PiS. Historia wyglądała zagadkowo, bo suma zarobiona przez Kaczyńskiego była zbliżona do kwoty przelanej wydawnictwu przez PiS. Na dodatek prezes wydawnictwa nie był sobie w stanie przypomnieć, czego ten przelew dotyczył. W efekcie sprawa trafiła do prokuratury – zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożył senator Platformy Jan Filip Libicki.
Śledczy przestępstwa się nie dopatrzyli, ale podczas postępowania sprawdzającego wystąpili do PiS o komplet dokumentów dotyczących książki. „Newsweek” zapoznał się z tymi materiałami. Wynika z nich, że PiS zapłaciło Akapitowi za prawo do 200 emisji 25-minutowego filmu „Lider” dołączonego do książki. Według pokwitowania wystawionego przez partię Kaczyńskiego film miał być pokazywany w 41 okręgach wyborczych, czyli w całej Polsce. Tyle tylko, że w Internecie można znaleźć informacje jedynie o trzech takich pokazach: o premierze w jednym z warszawskich kin oraz o dwóch emisjach na Śląsku, w Zabrzu i Jaworznie.

– Żadnych dyspozycji w tej sprawie nie było. Pierwsze słyszę, by partia miała promować ten film – mówi „Newsweekowi” Beata Kempa, która w 2011 roku zasiadała w komitecie politycznym PiS i kierowała świętokrzyskimi strukturami partii. Śledczy niestety nie sprawdzili, czy emisje faktycznie się odbyły. Zadowolili się jedynie kopią umowy zawartej między PiS i Akapitem.
W aktach postępowania prokuratorskiego znalazły się za to dokumenty dotyczące jeszcze innych wydatków PiS: na ochronę prezesa oraz na współpracę z MTML, małą spółkę kierowaną przez Tomasza Pierzchalskiego, dyrektora warszawskiego biura europosłów Prawa i Sprawiedliwości. Z materiałów wynika na przykład, że, rozliczając się z PiS, firma ochroniarska domagała się zwrotu pieniędzy za wizyty w aptece (zakup m.in. 10 opakowań Ibupromu Zatoki, leku na biegunkę, kropli do nosa i No-spy) i w Biedronce (zakup schabu bez kości, włoszczyzny, ćwiartek z kurczaka czy musztardy). Z kolei MTML zarabiała gigantyczne pieniądze na organizacji konferencji prasowych. Za miesięczny wynajem ścianki plazmowej PiS płaciło spółce 60 tys. złotych a za przygotowanie jednej konferencji w Sejmie – 5 tysięcy. To o tyle zastanawiające, że pozostałe partie nikomu nie płacą za organizację takich konferencji.
MTML przygotowało też za 12,5 tys. zł broszurę „Tajniki wystąpień publicznych”. Mimo szumnej nazwy dokument okazał się jednak zbiorem frazesów. Oto kilka cytatów: „polityka jest grą emocji, sprytu i pozorów”, „polityk musi być lwem i lisem”, „opanowanie techniki oddychania jest warunkiem opanowania kunsztu retorycznego”, „prelegent powinien sprawiać wrażenie, że mówi a nie czyta”.

 ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz