czwartek, 8 września 2011

Czy Kaczyński jest jeszcze?

Czy ktoś, kto niemal codziennie się kompromituje, kto nieustannie dostarcza mediom tandetnej rozrywki, kto złą polszczyzną obraża lepszych od siebie, a siebie ustawia na wyżynach intelektu w istocie będącym na mniej niż średnim poziomie, kto daje nieustanne dowody, że nie rozumie pojęcia moralność, a moralność chrześcijańska jest mu w ogóle obca, czy ktoś tak głupio zarozumiały i arogancki – czy ktoś taki jest jeszcze politykiem?

Wszystko, czego się tknie rozpada się w pył.W brudzie i niesławie.

Z pełnych butnej ignorancji wypowiedzi zostaje ich kwintesencja – KŁAMSTWO.

Dlaczego Kaczyński nieustająco kłamie?

Bo inaczej nie umie. Bo prawda jest dla niego największym wrogiem, ponieważ obnaża jego intelekt, życiorys, całą fałszywą legendę, jaką zbudował wokół siebie, swojego brata i reszty rodziny.

Kolejne kłamstwo Kaczyńskiego przed sądem w trybie wyborczym. Jak w 2007 roku. Jak w 2010 roku. Tym razem skargę wnosi pomówiony PSL. Kolejny raz sąd będzie nakazywać Kaczyńskiemu prostowanie kłamstw, zakazywać ich rozpowszechniania i kolejny raz jego zwolennicy nic z tego nie pojmą, bo przyzwyczaili się i zaakceptowali fakt, że kłamstwo w PiS jest prawem i sprawiedliwością, bez kłamstwa nie ma PiS.

Kaczyński jest zawodowym posłem, na garnuszku sejmu (sowita pensja plus poselska dieta) niezatrudnionym nigdzie indziej i niewykazującym w swoim oświadczeniu majątkowym z tego roku, żadnych innych dochodów, nawet jako szef PiS. I jest jedynym posłem, który przyznaje sobie prawo do łamania prawa. On, prawnik, nic to, że z komunistycznym doktoratem – ale jednak prawnik. Wielokrotnie dający dowody swojej ignorancji prawnej lub lekceważenia prawa i stawiania się ponad nim. Kiedyś, gdy chroniła go pozycja brata i sporo odpowiedzialności za decyzje Jarosława można było zwalić na Lecha – mógł sobie pozwolić na wmawianie Polakom nie tylko własnej i brata genialności, ale i jakości ludzi, którymi się wraz z bratem otaczali.

Dzisiaj, spadają maski i jakość ta okazuje się żałosną bezczelnością, kompromitującą bylejakością, niekompetencją, niewiedzą, smętnym dowodem poczucia, ze wszystko można, gdy ma się władzę.

Anna Fotyga może uważać treść opublikowanych przez WikiLeaks depesz dyplomatycznych USA za komplement – ale każdy dyplomata na jej miejscu spaliłby się ze wstydu.

Teraz widać, że towarzyszenie Antoniemu Macierewiczowi podczas wyprawy do Stanów nie wiązało się z jej możliwościami z czasów, gdy była ministrem Spraw zagranicznych rządu Kaczyńskiego, bo jak widać, nikt jej w Stanach nie traktował poważnie podczas sprawowania przez nią urzędu,. Tym bardziej nie ma żadnego znaczenia politycznego ani dyplomatycznego jako osoba prywatna. Zatem pojechała z Macierewiczem wyłącznie po to, by olśnić ogłupianą od dawna Polonię, wyciągnąć trochę kasy, oraz pozostawić wrażenie na co głupszych Polakach w Ameryce, jaki to ich zaszczyt kopnął.

Dzisiaj Fotyga – to już nikt. Nie obroniła swojej fałszywej, narzuconej Polakom przez Kaczyńskich, pozycji.

Obroniła za to swoją pozycję i dwadzieścia parę tysięcy złotych miesięcznego wynagrodzenia Zyta Gilowska, oświadczając, że nie zamierza rozjechać ministra Rostowskiego dla przyjemności szeregowego posła Kaczyńskiego, zwłaszcza, gdy usłyszała, że jako pisowska hulajnoga może się rozbić raczej na peowskim czołgu. Czołg okazał się człowiekiem prawa, bowiem minister Rostowski oświadczył, że podebatuje z hulajnogą Gilowską, jeśli zrezygnuje ona z zasiadania w Radzie Polityki Pieniężnej – bo on ręki do łamania prawa nie przyłoży.

Najwidoczniej również inni prawnicy wypowiedzieli się w tej kwestii na tyle jasno, że kluseczki i teczki Kaczyńskiego okazały się niewystarczającym argumentem, by profesor Gilowska uznała, że opłaca jej się skórka za wyprawkę.

Kaczyńskiemu sypie się cała kampania – wszystkie argumenty okazują się strzałem Panu Bogu w okno, na dodatek pistolecik się zacina.

„Wielka nadzieja białych” ekonomista Rybiński, pozornie niezwiązany z PiS, posuwa się do wydumanych kłamstw, bez dowodów, w odniesieniu do otoczenia premiera, równocześnie wyrażając wolę spotkania się z premierem, by mu przekazać to, co dawno powinien przekazać prokuratorowi – oczywiście jeśli mówi prawdę. Powtórzenie tandetnej prowokacji Mariusza Kamińskiego wobec premiera Tuska, wzbudza jedynie śmiech.

Śmiech wzbudza poseł PiS wychwalający Łukaszenkę i uznający wyższość demokracji Białorusi nad demokracją w Polsce – dopełnia tylko żałosnego obrazka zer, których jedyną formą „istnienia białka”, jest bełkotanie powtarzanych po swoim prezesie bredni i kłamstw.

Obserwując kampanię wyborczą PiS – czyli coś czego nie ma, coś, co nie istnieje w żadnym pozytywnym sensie, coś, co jest jedynie negacją wszystkiego i wszystkich – pytam: czy ten Kaczyński jeszcze jest?

LINK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz